Rozdział XXXV: Koniec tajemnic

563 47 1
                                    

— Och... uczniowie... — bąknął Lockhart, uchylając drzwi. — Jestem trochę zajęty. Gdybyście mogli się streszczać...

— Panie profesorze mamy dla pana bardzo ważne informacje, które mogą pomóc — powiedział Harry.

— To znaczy... ee... ja... no dobrze. — Otworzył drzwi i weszliśmy do środka.

Jego gabinet był obstawiony pudłami, a obrazy przedtem wiszące na ścianie leżały na podłodze. Różnokolorowe szaty były porozrzucane po pudłach w wielkim nieładzie. Nawet jego książki nie były już schludnie ułożone.

— No nie wierzę — bąknęłam, czując okropny gniew. — Daje pan nogę! A co z Ginny?

— No... Niebywale mi przykro z jej powodu. Chyba nikomu nie jest przykro tak, jak mnie...

— Jest pan nauczycielem! — krzyknął Harry. — Nie może pan tak po prostu odejść! Tutaj się dzieją okropne rzeczy!

— Po tym wszystkim, co pan opisał w swoich książkach? — wtrąciłam.

Mina Gilderoya zrzedła jeszcze bardziej.

— Książki można źle zrozumieć...

— Przecież to pan je napisał! — przerwał mu Harry.

— Moi drodzy — rzekł, prostując się. — Skorzystajcie z rozumu. Nie sprzedawałyby się tak dobrze, gdyby ludzie nie sądzili, że to ja dokonałem tego wszystkiego.

Miny Rona i Harry'ego wskazywały na ogromny szok. Byłam pewna, że gdyby Lockhart nie był nauczycielem, leżałby już na posadzce, bo musiałam przytrzymywać rudzielca za rękaw szaty.

— Nikt nie chciałby czytać o szpetnym czarowniki, który uwolnił wioskę od wilkołaków. A czarownica z Bandon miała brodę...

Ostatnie słowa Lockharta odbiły się głuchym echem w mojej głowie. Resztę zdań puściłam mimo uszu, a rękaw Rona został uwolniony spod mojego uścisku.

— Może pan powtórzyć ostatnie zdanie? — zapytałam cicho.

— Co? — Lockhart widocznie został tym zbity z tropu. — Czarownica miała brodę. Teraz nie kłamię!

— Nie, nie to. To wcześniej.

Wszystkie spojrzenia w pomieszczeniu zwrócone były na moją osobę. Ron już nieco spokojniejszy wymienił spojrzenia z okularnikiem.

— Szpetny czarownik uwolnił wioskę od wilkołaków, a czarownica z Bandon...

Serce podskoczyło mi do gardła. Wtedy nie wierzyłam, jak mogłam pominąć tak oczywisty fakt. Nawet słowa Emily na to wskazywały.

— Muszę... Muszę iść... — wymamrotałam, czując, jak żołądek mi się skręca.

Niemal wyleciałam z pomieszczenia, zostawiając osłupiałych przyjaciół. Poczułam jak robi mi się gorąco. Nogi same zaprowadziły mnie z powrotem do pokoju wspólnego.

Perspektywa Leo

Wszyscy Gryfoni wyglądali na okropnie przygnębionych zniknięciem Ginny skazującym ją na pewną śmierć. Pokój wspólny całkowicie opustoszał, gdy Lee i Angelina pożegnali się ze mną cicho, wyruszając do swoich dormitoriów. Sam próbowałem odgonić smutek, próbując utonąć w lekturze, co nie dało oczekiwanego skutku.

The Murderer's DaughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz