Rozdział XXIII: Rekord

640 43 1
                                    

Życząc Harry'emu szczęścia, ruszyliśmy w stronę boiska do Quidditcha. Wcześniej w tajemnicy przed Harrym ćwiczyliśmy zaklęcie Zwieracza Nóg, by w razie czego zainterweniować. Znaleźliśmy miejsce obok Neville'a. Ron i Hermiona byli dosyć ponurzy, nawet moje żarty nic nie wskórały. Hermiona twierdziła, że musimy być w gotowości, a Ronowi po prostu udzielił się jej humor.

— Nie zapomnijcie: Locomotor Mortis mruknęła w naszą stronę.

— Wiemy — bąknęliśmy razem z Ronem. — Nie bądź nudna — dodał rudzielec.

Obie drużyny jeszcze chwilę naradzały się na boisku. Na meczu stawiła się cała szkoła, przyszedł nawet sam Dumbledore. Leo usiadł przy mnie, witając się z innymi. Tylko Neville i ja mu odpowiedzieliśmy, przez co Lupin trochę się spiął.

— Nie przejmuj się nimi — zwróciłam się do zielonookiego. — Boją się, że Harry'emu coś się stanie, przez ostatni mecz.

Leo pokiwał głową, ale miałam wrażenie, że moje wytłumaczenie nie pomogło. Snape miał niesamowicie wściekłą minę, co nie uszło naszej uwadze.

— Jeszcze nie widziałem Snape'a w takim stanie... O, zaczęło się... Auuu! — zawył Ron, więc odwróciłam się w jego stronę.

— Och, przepraszam, Weasley, nie chciałem — Malfoy wyszczerzył się w uśmiechu. — Ciekawe, jak długo Potter utrzyma się na miotle. Ktoś chce się założyć? Może ty, Weasley?

Jednak Ron zawzięcie go ignorował, chociaż pięści miał zaciśnięte. Doskonale rozumiałam jego złość, Malfoy kiedyś pożałuje swojej ciętej gadki. Snape dał Puchonom rzut wolny, bo George cisnął w niego tłuczkiem. Harry krążył nad stadionem, rozglądając się w poszukiwaniu znicza.

— Wiecie, jak wybierają skład drużyny Gryfonów? — zapytał Malfoy po kilku minutach, a Snape dał Puchonom kolejny rzut wolny, tym razem bez powodu. — Wybierają tych, którzy cierpią, bo czegoś nie mają. Taki Potter, nie ma rodziców... Weasley'owie nie mają pieniędzy... Ty, Longbottom, też powinieneś był być w drużynie, bo nie masz rozumu.

Przesadził. Zacisnęłam pięści, i gdyby nie łapiący mnie w odpowiednim momencie Leo, rzuciłabym się na Malfoy'a.

— Jestem wart tyle, co tuzin takich jak ty, Malfoy — warknął Neville.

Trójka Ślizgonów ryknęła śmiechem, a Ron, nie odrywając oczu od gry powiedział:

— Dobrze mu powiedziałeś, Neville.

— Longbottom, gdyby mózgi były ze złota, byłbyś biedniejszy od Weasley'a, a to już nie lada wyczyn — zaśmiał się sztucznie. — Black, a ty jak się czujesz w towarzystwie tych miernot?

Zignorowałam jego słowa, po kolejnym kuksańcu od Leo.

— Ostrzegam cię, Malfoy... jeszcze jedno słowo — warknął Ron.

— Ej! — powiedziała nagle Hermiona. — Harry...

— Co? — zapytał głupkowato Ron, wracając do oglądania gry.

— Gdzie? — dodałam, a odpowiedź dostałam od Leo, który wskazał palcem kierunek gdzie znajdował się Harry.

Potter poleciał w dół, co wywołało okrzyki i wiwaty. Wstałyśmy razem z Hermioną, która zacisnęła nerwowo kciuki. Harry mknął ku ziemi z zawrotną szybkością.

— Ale ci się trafiło, Weasley, Potter na pewno zobaczył jakąś monetę na boisku — zadrwił Draco.

Tyle wystarczyło. Odwróciłam się w jego stronę tak szybko, że Leo nie zdążył mnie złapać. Jednak nie dane mi było się rzucić na Malfoy'a pierwsza, bo Ron już tarzał się z nim pod ławkami. Nawet Neville, po chwili zawahania, ruszył w ich stronę.

— Brawo, Harry! — wrzeszczała Hermiona. Wskoczyła na ławkę, by lepiej widzieć, jak Harry pędzi wprost na Snape'a.

Po odciągnięciu Crabbe'a od Neville'a, który dzielnie walczył, wydając przy tym bliżej nieokreślone ryki, sprzedałam jeden cios Ślizgonowi, po czym ten uciekł, prawie płacząc. Leo starał się rozdzielić Rona i Draco, wijących się na ziemi, lecz utrudniały mu to ławki. Widownia nagle ryknęła takim wrzaskiem, że musiałam sobie zatkać uszy. Doskoczyłam do Hermiony, która w tym samym momencie mnie przytuliła i próbowałam zorientować się w zaistniałej sytuacji. Harry zeskoczył z miotły na ziemię, unosząc znicz.

— Przecież mecz się dopiero zaczął — bąknęłam zdumiona, odsuwając od siebie skaczącą z radości Hermionę, by lepiej zobaczyć co się dzieje.

— Gryffindor wygrał! — ryczeli uczniowie trzech domów, bo Slytherin jedynie buczał.

•••

— Harry, gdzie byłeś? — zapytałam, widząc sunącego po korytarzu okularnika.

— Zwyciężyliśmy! Zwyciężyłeś! Zwyciężyliśmy! — Ron walił Harry'ego po plecach. — A ja podbiłem Malfoy'owi oko, a Neville bił się sam z Goylem, a Cora prawie zabiła Crabbe'a!

— Przesadzasz — bąknęłam rozbawiona.

— Neville jest w szpitalu, ale pani Pomfrey mówi, że nic mu nie będzie... Wszyscy na ciebie czekają w pokoju wspólnym, będzie balanga — kontynuował.

— Fred i George ukradli ciastka z kuchni! — wcięłam się Ronowi w zdanie.

— Teraz mamy na głowie inne sprawy — szepnął Harry, a my nieco się uspokoiliśmy. — Znajdźmy jakiś pusty pokój, to wszystko wam opowiem...

Upewniając się, że Irytka nie ma w klasie, zamknęliśmy drzwi na klucz, a Harry zaczął opowiadać o śledzeniu Snape'a. Profesor poszedł do Zakazanego Lasu by spotkać się z przerażonym Quirrelem. Rozmawiali o Kamieniu Filozoficznym i ominięciu wielkiego psa.

— A więc mieliśmy rację, to naprawdę Kamień Filozoficzny, a Snape próbuje zmusić Quirrela, żeby pomógł mu go wykraść... I wspomniał o jakimś „hokus-pokus"... Pewnie chronią go jeszcze potężne zaklęcia, a Snape chce wykorzystać Quirrela, który zna przeciwzaklęcia.

— Więc myślisz, że Kamień jest bezpieczny, póki Quirrel opiera się Snape'owi? — zapytała Hermiona.

— Czyli do następnego wtorku — powiedział Ron.

~~~~~~~

🌗

The Murderer's DaughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz