Rozdział XII: Fred i George

849 52 5
                                    

Biegłam przed siebie ile sił w nogach. Księżyc w pełni oświetlał całą polanę. Piękne kwiaty momentalnie zwiędły, a trawa pokryła się szronem. Przerażające wycie dochodziło ze zniszczonej chatki przede mną. Nie wiedziałam, co mnie podkusiło by tam iść, ale niestety stało się... Drzwi były z każdej strony poobdrapywane, na pewno przez duże zwierzę. Podłoga skrzypiała przy każdym kroku. Kiedy doszłam do schodów usłyszałam głośny huk dochodzący zza moich pleców.

Zamarłam.

Coś wolnym krokiem zbliżało się w moją stronę, lecz za bardzo się bałam, aby móc się odwrócić. Jedyne co poczułam to mocne szarpnięcie i...

— Wstawaj! Spóźnisz się! — wrzasnęła Hermiona, bijąc mnie poduszką po głowie.

Zerwałam się za szybko, zaplątałam w kołdrę i runęłam na podłogę. Hermiona posłała mi przepraszające spojrzenie, a Betty wybuchła śmiechem.

— Co się dzieje? — krzyknęłam, łapiąc za różdżkę.

— Ej, ej spokojnie — Millie dopadła mnie i pomogła wstać. — Zaraz śniadanie, raczej... za pięć minut.

Popatrzyłam na współlokatorki z niedowierzaniem i pokręciłam głową.

Dobrze, że nie obudziły mnie po śniadaniu, pomyślałam.

Strach ze snu odszedł bardzo szybko, głównie dlatego, że po prostu o nim zapomniałam.

— No świetnie — bąknęłam. — Ty! — krzyknęłam, wskazując palcem na Hermionę. — Gdzie ty idziesz?

— Na śniadanie — powiedziała, przewracając oczami.

— O nie, nie ma mowy. — Pokręciłam głową. — Poczekasz na mnie.

Szatynka westchnęła i bez opierania się, usiadła na łóżku. Wzięłam z kufra moje ulubione czarne spodnie i białą koszulę. Rzuciłam się w stronę łazienki, gdzie szybko się przebrałam i umyłam zęby. Z oparcia fotela zabrałam swoją szatę, w tym samym momencie prosząc Hermionę o pomoc z krawatem.

— Nigdy tego nie pojmę — westchnęłam, kiedy Hermiona bez problemu zawiązała mi krawat.

— Pokazywałam ci to dziesięć razy! — powiedziała i uderzyła się w czoło.

Zignorowałam jej uwagę, zebrałam wszystkie książki do torby i wzięłam różdżkę. Gotowa stanęłam przed Hermioną i chwyciłam ją pod ramię. W dobrym humorze opuściłyśmy dormitorium, ruszając do Wielkiej Sali.

— To twój rekord. Tylko siedem minut spóźnienia — bąknęła rozbawiona szatynka.

W Wielkiej Sali panował radosny gwar. Inni zignorowali fakt, że się spóźniłyśmy, oprócz Leo. Kiedy tylko nas zobaczył uśmiechnął się szeroko i przywitał krótkim: cześć. Hermiona usiadła po mojej prawej naprzeciwko Harry'ego, a Ron oczywiście już pałaszował kolejną nóżkę kurczaka. Fred i George pomachali w naszą stronę, uśmiechając się konspiracyjnie, przez co uniosłam jedną brew i popatrzyłam na równie zdziwionego Jordana.

— Wiesz coś o tym? — zapytałam Leo.

— Nie, ale widziałem, że kombinowali coś w pokoju wspólnym — odpowiedział z uśmiechem.

— Ciekawe kto będzie tym szczęśliwcem — westchnęłam.

Leo parsknął śmiechem, kręcąc głową.

— Te! — krzyknęłam w stronę bliźniaków. — Co znowu wymyśliliście?

— Właśnie — wtrącił się Lee.

The Murderer's DaughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz