Rozdział IX: Gryfoński kompan

934 57 11
                                    

— Kto? — zapytała Hermiona, będąc w szoku. — I ty się zgodziłaś?

— Tak... — odparłam, lecz szatynka nie obdarzyła mnie więcej spojrzeniem.

Przez chwilę nerwowo przerzucała kartki Mięsożernych drzew świata, aż w końcu popatrzyła na mnie jakbym kogoś zabiła.

— Przecież to przyjaciel Malfoya! — powiedziała z pretensją.

— Cisza! — krzyknęła zduszonym głosem pani Pince, zanim zdążyłam odpowiedzieć.

Zniknęła między regałami, po tym jak Hermiona przeprosiła.

— Wiem, że się przyjaźni z Malfoyem, ale zawsze siedzi cicho, nie zauważyłaś? — zapytałam, widząc jak szatynka gnie kawałek pergaminu. — Jesteś zła?

— Nie... tak — odpowiedziała, posyłając mi pretensjonalne spojrzenie. — Od kiedy bratamy się z koleżkami Malfoya?

— Zobaczę jaki jest — powiedziałam krótko.

Faktycznie byłam ciekawa jego osoby. Nie wyglądał na kogoś złego. Skoro w Gryffindorze znalazł się morderca, to w Slytherinie może być ktoś z czystym sumieniem. Mina automatycznie mi zrzedła, co nie uszło uwadze Hermiony.

— Hej, powiedziałam coś nie tak? — zapytała szeptem.

— Nie no co ty, rozumiem twoje nastawienie... — zaczęłam.

Przez kolejną dłuższą chwilę myślałam czy chcę się podzielić z nią moimi myślami. Spojrzałam na piękny widok za oknem, słońce już zachodziło co wskazywało na nadchodzącą kolację. Na błoniach przechadzało się kilku uczniów. Zauważyłam nawet jedną parę z piątego roku. Dziewczyna była ze Slytherinu, a chłopak z Hufflepuffu. To mnie utwierdzało w przekonaniu, że osobowość nie zależy od domu.

— Idziemy już? — zapytała Hermiona.

Pokręciłam przecząco głową, dalej wyglądając przez okno.

— Dokończę to wypracowanie — dodałam po chwili, wskazując na kawałek pergaminu przede mną.

— Mogę ci pomóc.

— Dziękuję, ale chcę to zrobić sama — odpowiedziałam.

Hermiona wstała z miejsca, zebrała swoje rzeczy do torby i ruszyła wzdłuż jednego regału. Kiedy zniknęła za jego końcem, głośno westchnęłam. Zauważyłam, że na wczesnych naukach z Emily, moja ciocia bardzo dużo tematów czerpała ze szkolnych podręczników. Wiedziałam jak powinnam używać Klątwy Upiorów, więc opisanie tego zaklęcia nie przyprawiało mi problemów.

Pięć minut później, kiedy słońce było parę centymetrów nad horyzontem, moją uwagę przykuła książka z teorią animagii. Po chwili oglądania okładki, otworzyłam ją, zdając sobie sprawę, że nie pojawię się na kolacji. Opisany tam był proces zmienienia się w animaga. Wytrzeszczyłam oczy, będąc pod wpływem niebywałego szczęścia. Rozejrzałam się po pustej bibliotece, usiadłam wygodniej na krześle i zatopiłam się w lekturze.

Z treści wynikało, że zostanie animagiem było niezwykle złożonym procesem. Przez miesiąc, od pełni do pełni, należało trzymać w ustach liść mandragory, którego nie wolno połykać ani wyjmować z ust. Następnie trzeba uwarzyć bardzo skomplikowany eliksir, w odpowiednich warunkach wypowiedzieć zaklęcie Amato Animo Animato Animagus i wypić gotowy eliksir.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, jak bardzo jest to nieodpowiedzialne. Wszystko pójdzie zgodnie z planem, a pierwszym punktem jest zdobycie liścia mandragory... Emily pracowała jako uzdrowicielka, może ona by pomogła. Musiałabym wtedy czekać do wakacji.

The Murderer's DaughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz