Rozdział XV: Spotkanie starszego pokolenia

829 54 0
                                    

— Piszcie jeżeli coś znajdziecie — powiedziała Hermiona.

Wszyscy skinęli głowami.

— Hermiono może zapytasz rodziców o Flamela? - powiedziałam.

— To chyba bezpieczne — dodał Ron.

— Bardzo bezpieczne, bo oboje są dentystami — odpowiedziała szatynka.

Harry, Ron i Hermiona odkryli, że wielki pies pilnuje Kamienia Filozoficznego. Mimo że starałam się w to nie mieszać, wiedziałam wszystko. Przez ostatni miesiąc nie rozmawialiśmy o niczym innym.

— Widzimy się po świętach! — oznajmiłam i przytuliłam całą grupkę. — Wesołych świąt.

•••

Harry i Ron zostali na święta w Hogwarcie. W przedziale usiadłam z Hermioną i Leo, który ostatnio znowu zaczął się dziwnie zachowywać. Wczoraj jego stan się pogorszył. Cały dzień milczał, nie było go na lekcjach, a bliźniacy powiedzieli, że wymknął się gdzieś w nocy. Kiedy zapytaliśmy, co się dzieje, zbył nas, zrzucając winę na ból głowy, a nocne wyjście wytłumaczył pójściem do skrzydła szpitalnego.

Dzisiaj wyglądał fatalnie. Oczy miał podkrążone, jakby nie spał całą noc, a skóra przybrała bledszy odcień, uwydatniając jasne blizny. Całą drogę wyglądał przez okno i w ogóle nie wcinał się do rozmowy. Kiedy próbowałam nawiązać z nim jakikolwiek kontakt, odpowiadał krótko, cicho i nie na temat. Po kilku próbach przestałam.

Kiedy nadszedł wieczór, niebo pokryło się niezliczoną ilością gwiazd, a chłodne powietrze zaczęło przedostawać się przez szyby. Za chwilę mieliśmy być na miejscu. Szczerze nie wiedziałam, czego się spodziewać. Tak naprawdę nie oczekuję wielkich zmian. Emily, mimo tego, że nie mogła mi nic powiedzieć, gdyby darzyła mnie jakimikolwiek uczuciami, inaczej by mnie traktowała.

Peron tętnił życiem. Uśmiechnięci rodzice odbierali swoje dzieci, które wpadały im w ramiona i nie puszczały przez kolejne kilka minut. Przeszedł przeze mnie cień zazdrości, lecz szybko wróciłam do rzeczywistości. Pożegnałam się z Hermioną, po czym ruszyłam w przeciwnym kierunku. U mojego boku kroczył Leo. Stwierdziłam, że skoro zostaliśmy sami powinnam zapytać wprost.

— Leo co się dzieje? — Zielonooki zwolnił, wpatrując się tępo przed siebie. — Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko i wiesz, że nie lubię jak ktoś jest skryty i wiesz, że ja wiem, że coś się dzieje!

Przeniósł swój wzrok na mnie, patrzył mi prosto w oczy. Jego kąciki ust lekko drgnęły ku górze, ale miałam wrażenie jakby kosztowało go to niemały wysiłek.

— Wiem — odpowiedział i zaśmiał się krótko. — Ale naprawdę nic się nie dzieje... czasami tak mam...

— Jak? — zapytałam, nie pozwalając mu dokończyć. — Chodzisz jak struty cały dzień, widzę, że coś jest nie tak...

— Twój przyjaciel? — przerwał mi dobrze znany, żeński głos. Spojrzałam w jej stronę i stwierdziłam, że w ogóle się nie zmieniła.

Nie mogłam powiedzieć, że nie brakowało mi Emily. Mimo jej zgorzkniałości kochałam ją. Jest moją jedyną rodziną, więc obydwie powinnyśmy się trzymać blisko. Byłam przyzwyczajona do jej obojętności w oczach, mało widzianego uśmiechu, nawet ciągłych kłótni. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam jej kąciki ust, unoszące się do góry.

— Miło poznać, Emily Moon — Wyciągnęła rękę do Leo, nie dając mi odpowiedzieć.

— Leonard... Leo Lupin — odpowiedział, ściskając jej dłoń.

Mina Emily zmieniła wyraz na zdziwienie. Brunetka uniosła jedną brew i przekrzywiła głowę.

— Lupin... czy twój tato to Remus? — zapytała widocznie zaintrygowana.

— E — bąknął Lupin. — Tak... Skąd pani go zna?

— Ze szkoły — Zanim Emily zdążyła odpowiedzieć uprzedził ją nieznajomy, męski głos.

Odwróciłam głowę w stronę jego źródła i ujrzałam mężczyznę bardzo podobnego do Leo. Mieli ten sam kolor włosów, te same oczy. Był bardzo wysoki, a jego twarz pokrywało kilka jasnych blizn. Zauważyłam, że mężczyzna również wygląda na niebywale zmęczonego. Coś tu nie gra, pomyślałam nieco sfrustrowana.

— Remus... Dobrze cię widzieć — powiedziała Emily. — Muszę przyznać... nie spodziewałam się ciebie tutaj —dodała patrząc na niego.

— Kiedy kontakt się urwał... no wiesz... po śmierci Lily, Jamesa i Lisy, nie mieliśmy okazji porozmawiać — powiedział podchodząc bliżej do swojego syna.

Emily i Remus patrzyli sobie w oczy z pewną tęsknotą. Musiało minąć dużo czasu od ich ostatniego spotkania. Mężczyzna pierwszy przerwał kontakt wzrokowy i przeniósł spojrzenie na mnie. Nie wyglądał na zdziwionego ani przestraszonego. Powiedziałabym bardziej, że patrzył na mnie jak na Emily, jak na dawną przyjaciółkę.

— Ty musisz być Cora.

— Tak... — mruknęłam. — Tak to ja...

Nie wiedziałam, czy powinnam podać mu rękę, więc wyszło trochę niezręcznie. Mężczyzna widząc moje zmieszanie, jakby czytając mi w myślach wystawił dłoń:

— Remus Lupin — Potrząsnęłam lekko jego dłonią i przeniosłam wzrok na Emily, posyłając jej nieme pytanie.

Nie zauważyła go lub po prostu nie chciała odpowiedzieć. Jednak ku mojemu szczęściu wychwycił je Remus.

— Chciałem się dowiedzieć, gdzie teraz mieszkacie, ale nikt nie raczył powiedzieć — zaczął starszy Lupin. — Nie chciałem, żeby tak wyszło...

— Syriusz jest temu winny... doskonale o tym wiesz — przerwała mu Moon.

Popatrzyłam na nią, zdziwiona nagłą zmianą tematu. Leo również nie krył zmieszania. Powiedziała to nieudolnie kryjąc swoją złość, a z jej zachowania zwykle mało można było wyczytać.

— Emily, śmierć Lily, Jamesa i Lisy... — Remusowi nie dane było skończyć.

— Nie była niczemu winna...

— Uratowała go...

— Nie był jej wart... Nie był wart mojej siostry, nie był wart naszej przyjaźni... a ty dalej w to nie wierzysz?

Remus nie odpowiedział. Zacisnął usta w cienką linię i popatrzył smutno na swojego syna.

— Ona też tego nie wiedziała... — mruknął.

— Hannah uciekła do Sam Wiesz Kogo, gdy tylko nadarzyła się okazja.

Remus otworzył usta parę razy, ale nic nie powiedział. Widocznie zabolały go jej słowa. Leo i ja staliśmy jak słupy soli, nie wiedząc czy powinniśmy się odezwać. Nie miałam pojęcia o kim mowa, wyłapałam jedynie imiona swoich rodziców.

— To rozmowa na kiedy indziej — uciął ojciec Leo i przybrał niemrawy uśmiech.

Emily skrzywiła się na chwilę, jakby przypominając sobie o naszej obecności.

— Mieszkamy w Leeds — powiedziała niespodziewanie.

Zdziwiłam się przerwaniem ciszy przez nią, tym bardziej, podaniem miejsca naszego zamieszkania. Nie spodziewałabym się, że wyniknie z tego miła konwersacja.

— Jeżeli chcecie możecie do nas wpaść. — Na jej twarz wkradł się szczery uśmiech, jakby rozmowa sprzed minuty w ogóle nie miała miejsca.

Leo pierwszy raz od dłuższego czasu szeroko się uśmiechnął. Popatrzył na mnie, potem na Remusa i Emily. Widziałam w jego oczach iskierki radości. Zauważył je również Remus, który nie mógł się teraz wycofać.

— Wyślij nam adres sową, z chęcią się stawimy, ale... najwcześniej za cztery dni...

— Ah... No tak — Emily pokiwała głową ze zrozumieniem.

~~~~~~
🌖

The Murderer's DaughterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz