Rozdział dziewiętnasty.

707 31 78
                                    


— Seba! — krzyknęłam, widząc zostawione naczynia w zlewie. — Dzisiaj twoja kolej! — zezłościłam się na chłopaka, który siedział w salonie. Opadły mi ręce i przewróciłam oczami, wchodząc do pomieszczenia w którym White, gapił się na ekran swojego smartfona.

Co za chłop, zachowuje się gorzej niż dziecko. Prosiłam, aby umył moje naczynia, bo poszłam nam po zakupy na śniadanie.  Ubrałam buty i czekałam na Sebastiana, byśmy znowu poszli do tego cholernego domu dziecka. Wczoraj wieczorem, się tak zastanawiałam po co my się w to wtrącaliśmy. To nie nasza siostra, nie nasza koleżanka, a nawet nie nasza znajoma. Nie wiem co czuje do tej dziewczynki, ale wiem że jednym z tych "uczuć" jest chęć pomocy. Nie wiem, czy jest to uczuciem, ale wiem że musimy im pomóc.

Wyszliśmy z pokoju hotelowego, po czym chłopak zamknął drzwi. Zeszliśmy ze schodów do dużego holu, przez który przeszliśmy wychodząc z budynku. Wsiedliśmy do wynajętego samochodu, po chwili zapinając pasy. Oparłam głowę wygodnie w zagłówku, przysypiając. W nocy wraz z Sebastianem, nie mogliśmy spać. Z pokoju obok, wydobywały się tak złe dźwięki, ale to były TAK złe dźwięki, że nie mogliśmy  skupić się na śnie. Można skupić się na śnie?

Nie ważne.

— Nie śpij. — usłyszałam jego głos, odwracając się do niego, tyłem na tyle ile pasy bezpieczeństwa mi pozwalały.

— Jestem śpiąca, odczep się. — powiedziałam bardzo cicho. Nagle samochód zrobił jakieś dziwne dla mnie ruchy, których nie jestem w stanie nazwać i zdefiniować. — Jezus Maria, chcesz nas zabić?! — krzyknęłam wystraszona, chwytając się czegoś do trzymania, ciężko przy tym dysząc ze strachu.

— Po pierwsze już nie śpisz, a po drugie stwierdzam, że zajebiście wychodzi mi wchodzenie bokiem w zakręt. — zaśmiał się, jak ten kretyn. Prychnęłam zła, odwracając głowę w stronę szyby.

Debil.

— Zaraz będziemy. — przewrócił oczami, skręcając kierownicą w lewą stronę, gdy wyjechaliśmy na prostą jedną z rąk, położył  na drążku od zmiany biegów.

Po kilku minutach, byliśmy na miejscu. Ten budynek mnie przerażał, nie wiem co w nim takiego było, ale czułam gęsią skórkę na dosłownie każdym milimetrze mojego ciała.

— To co wchodzimy? — zapytał retorycznie, trzymając w dłoni telefon.

Westchnęłam ciężko. Doszliśmy do schodów, jeden, drugi, trzeci stopień, aż w końcu byliśmy na piętrze. Podeszliśmy do biura tej baby, i zapukaliśmy. Nikt nie odpowiedział, znowu zapukaliśmy i znowu cisza. Przewróciłam oczami, przez towarzyszące mi znudzenie. Byłam zła i rozczarowana. Sebastian zaczął pisać coś w telefonie.

Czekaliśmy pod tymi drzwiami dwie godziny, następnie usiedliśmy pod drzwiami i nadal czekaliśmy. Kolejne godziny mijały, zniechęciłam się do tego stopnia, że chciałam już iść, lecz Sebastian mnie zatrzymał, także zostałam z nim przez kolejne godziny.

*Sebastian*

Do: Borys

Chłopie, sprawa jest.

Od: Borys

Co się dzieje?

Do: Borys

— Jutro, Austria, Wiedeń hotel Devil, godzina piętnasta. Zbierz gang, jesteście mi potrzebni.

Od: Borys

— Robi się ciekawie, do zobaczenia na miejscu.

Odłożyłem telefon i zabrałem się z brunetką do hotelu. Jechaliśmy samochodem, a dziewczyna usnęła. Nie dziwię jej się, ale ten dzień był męczący dla organizmu. Siedzenie kilka dobrych godzin na ziemi, to nie jest zbyt odprężające zajęcie.

Kiedy dojechaliśmy pod budynek, w którym się zameldowaliśmy, obudziłem dziewczynę i wysiedliśmy z samochodu. Wróciliśmy do pokoju hotelowego, gdzie rzuciłem się na kanapę, a brunetka odprężała się pod prysznicem. Szum wody, który było słychać w salonie, uspokajał mnie. Postanowiłem zrobić coś do jedzenia, po chwili poszedłem do kuchni, gdzie przygotowałem posiłek dla naszej dwójki. 

Zjedliśmy kolację, a zły nastrój nas nie opuszczał.

— Tracimy tylko czas, siedząc tu. — powiedziała smutna brunetka, która opierała się o blat kuchenny.

— Wiem, ale nic nie możemy zrobić. Nie sami. — nalałem trunku do kieliszka. — Mój znajomy nam pomoże. — wziąłem spory łyk.

— Sebastian mieszasz w to innych? —  spojrzała na mnie karcącym wzrokiem.

— To mój najlepszy przyjaciel, zaufaj mi. — uśmiechnąłem się lekceważąc, niepokój jaki był wypisany na twarzy dziewczyny.

— Kiedy przyjedzie? — przeszliśmy do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie.

— Jutro. Nie martw się, damy radę. — uśmiechnąłem się. Wstałem na równe nogi, poczym pożegnałem się z dziewczyną i poszedłem się położyć.

*Lili*

Nie podoba mi się to, że Seba miesza w to więcej ludzi. To nasz problem, a nie innych. Jeżeli nie daj Boże się coś stanie komukolwiek, to sobie tego nie daruję. Bo mądra Liliana zamiast przejść koło tej dziewczynki, to wolała ją zabrać do siebie do domu, przez co ma kłopoty i jak to mądra Liliana wolała mieszać w to chłopaka, którego prawie nie zna, bo w ogóle nie gadają ze sobą o życiu prywatnym. Raz na jakiś czas zdarzy się, że faktycznie rozmawiamy o poważniejszych tematach, ale no nie jesteśmy jakoś blisko ze sobą.

Chcę już wrócić do domu i zapomnieć o całej tej dziwnej sytuacji. Chcę w końcu iść na lekcje i chce zająć się czymś poważnym, a nie bieganiem i rozwiązywanych jakiś zagadek, które pomogą w uwolnieniu dziewczynki, o ile jest porwana i gdzieś przetrzymywana.

Naprawdę, w życiu bym się nie spodziewała, że mogę znaleźć się w tak dziwnie, porąbanej sytuacji. No cóż, czasu nie cofnę, więc zostaje mi uratować dziewczynkę.

To brzmi, jakbym była jakaś superbohaterką, którą nie jestem. Nawet po tym, jakbyśmy ją uwolnili i tak nią nie będę.

Może po prostu, pójdę spać i choć na chwilę zapomnę o całym złu tego świata. Szczerze mówiąc nie chciałabym być w sytuacji Bianki, chyba nikt by nie chciał. Jakiś chory facet, znęcał się nad nią i jej mamą, który jest policjantem.

What the... Co trzeba mieć w głowie?

To się nie dzieje naprawdę. Czy to możliwe, że akurat ja, osoba, która nic nie robi w życiu i ogólnie jest nieudacznikiem życiowym, może się przytrafić taka sytuacja i to naprawdę? Jaki jest procent szans, że to wypadło na mnie? Dlaczego nie na moją przyjaciółkę, z którą od dłuższego czasu nie mam kontaktu? Czemu ja nie mogę wieść nadal mojego szarego, monotonnego życia, które spokojnie przemijało w zaciszu domowym, przy kominku z książką i kubkiem kawy?

Naprawdę to wszystko, to jedna wielka bzdura, która dzieje się naprawdę, a może to wytwór mojej wyobraźni? Może mam schizofrenie? Tak, jak w tej piosence Paktofoniki? Tylko po prostu niezdiagnozowaną i wszystko, co dzieje się dookoła mnie to po prostu wytwór mojej chorej wyobraźni. A może będę trwać w tym śnie, dopóki się nie wybudze ze śpiączki farmakologicznej?

Któreś z tych dwóch, bym obstawiała.

Po nieprzespanej nocy, udało mi się zasnąć o około siódmej rano. . .




_______________________________________

NIECH ŻYJE SBM NA ZAWSZE.

BESOS💋🐙

Porsche // WHITE 2115Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz