Rozdział dziesiąty

934 39 65
                                    


— O pan Sebastian — powiedział patrząc, na blondyna swoimi ciemnymi, jak dno oceanu oczami.

— Po co panowie tu przyszli? — zapytał.

— Tylko porozmawiać. — uśmiechnął się.

— Zapraszam. — wypaliłam bez namysłu. Mundurowi weszli do środka, usiedli w salonie, a ja zamknęłam drzwi. Chciałam do nich iść i o niej porozmawiać, lecz Sebastian mi to utrudnił. Chwycił mnie za rękaw bluzy.

— Czemu ich wpuściłaś? — szeptał, by psy nie usłyszały.

— Nie wiem, pomyślałam o Biance, to był impuls. — powiedziałam, bawiąc się nerwowo palcami.

— Dobrze, rozumiem zależy ci na niej. Więc chodźmy do nich. — wziął moją dłoń i udaliśmy razem, by usiąść na wielkim fotelu.

— Co u Bianki, że chcecie o niej rozmawiać? — spytał blondyn.

Nie usłyszeliśmy odpowiedzi. Mężczyzna, który zabrał stąd dziewczynkę, wstał, zaśmiał się i zaczął się przechadzać po salonie, przyglądając się różnym rzeczom.

— O jakiej Biance? — świat stanął mi w miejscu. Wzięłam głęboki wdech, by nie zrobić niczego zbędnego.

— Dobrze pan wie. — powiedział stanowczym i złym głosem, chłopak siedząc koło mnie.

— Aaa, o nią chodzi. — przeciągnął literkę, na znak że rozumie. — Nie wiem co u niej, nie interesuje mnie to. — jego obojętność w głosie, mnie tak bardzo denerwowała, że nie mogłam już w duszy, słuchać tego co on gada. — Ale wiem, że właśnie z innymi gówniarzami jedzie do Austrii. — usłyszałam to i rzuciłam się na policjanta. Na szczęście Seba, mnie zatrzymał.

— Jak to do Austrii!? — krzyknęłam ze łzami w oczach, Seba mnie pociągał tak, bym usiadła znowu.

— No tak to. Razem z pięćdziesięcioma innym dzieciakami, jadą do zaprzyjaźnionego domu dziecka. Nic jej nie będzie.

— Dlaczego ją zabrali? — zapytał Sebastian.

— Bo nie ma rodziców.  Do widzenia. — jego głos tak bardzo doprowadzał mnie do szału, że gdy wyszedł z mieszkania, pobiegłam do drzwi i biłam w nimi rękoma.

Po chwili Sebastian, położył mi dłonie na ramionach i odwrócił powoli w swoją stronę, widząc jak bardzo rozmyłam swój lekki, aczkolwiek widoczny makijaż, przybliżył się do mnie, łzy lały mi się strumieniami.

— Nie możemy jej pomóc. — szeptał mi we włosy, gdy mnie przytulił.

— Ale ona jest sama i się boi. Ona nie ma rodziców, a jeżeli ma, to tylko mamę i są oddzielone.  — mówiłam w jego klatkę piersiową, a na dodatek płakałam w jego koszulkę, przez co, materiał po chwili zrobił się mokry.

— Nie boi się, dzielna z niej dziewczynka. — próbował mnie uspokoić. Nastała chwila ciszy, którą przerwałam.

— Musimy znaleźć jej mamę. — powiedziałam już bardziej spokojnie.

— Dobrze, a teraz chodź na ten spacer. — powiedział, chwytając mnie za rękę.

— A możemy się przejechać? — zapytałam, na co blondyn przewrócił oczami, biorąc kluczki z komody.

— Dobrze, chodź. — wszyszliśmy z domu i udaliśmy się do czerwonego samochodu chłopaka. 

Jechaliśmy w ciszy, mając w głowach myśli, których chcielibyśmy się pozbyć. Ja myślałam o małej, drobnej dziewczynce jadącej właśnie do Austrii. A Seba intensywnie myślał, patrząc na drogę.  Każde z nas, chciałoby się odezwać, lecz żadne z nas nie podejmie się wyzwania, zaczęcia rozmowy. Dlatego jechaliśmy i jechaliśmy i jechaliśmy, bez zbędnych słów.

*Sebastian*

Jechaliśmy razem, ale każde z nas miało na drugie wywalone, mimo że chcialiśmy rozmawiać. Ona zapewne zatraciła się w myślach o Biance, a moja głowa była zapełniona myślami, o mamie, o Lili, o dziewczynce i jej mamie. Jeździliśmy po Warszawie już drugą godzinę, mając nadzieję że przejażdżka rozwikła nasze wszystkie problemy, którą walą nam się na głowę. Rozwiąże zagadki, do których nie potrafimy znaleźć dobrych odpowiedzi. Lub pomoże nam wyjść z sytuacji, których utknęliśmy.

— Lila? — zacząłem rozmowę, ale dziewczyna nadal patrzyła w okno. — Lilaaaa. — przeciągnąłem jej imię. — Lilka. — powiedziałem głośniej, na co dziewczyna odwróciła się w moją stronę.

— Co? — burknęła niezadowolona, tym że przerwałem jej myślenie.

— Myślałem o sprawie Bianki, sprawie jej mamy. O tym wszystkim. Mam plan.

— Jaki znowu plan? — przewróciła oczyma z dezaprobatą.

— Dowiedzmy się, gdzie jedzie Bianka. Pojedźmy tam i podajmy się za jej rodziców.

— To się nie uda Sebastian. — powiedziała smutnym głosem.

— Uda się, uwierz mi.

— To nie film Sebastian! Nie ocalimy jej i jej mamy! Zatrzymaj samochód.

— Ale Lila. — nie dokończyłem.

— Zatrzymaj ten pieprzony samochód! — krzyknęła. Zatrzymałem się, a dziewczyna od razu wysiadła, trzaskając drzwiami. Odjechałem w stronę swojego mieszkania, będąc złym na siebie.

Przyjechałem do mieszkania. Wszedłem do środka i pierwsze co zrobiłem, to udałem się do pomieszczenia, gdzie znajduje się barek. Otworzyłem go i wziąłem najmocniejszy alkohol. Czuję, że wszystko co jest dookoła, psuje się przeze mnie. Zerwanie z dziewczyną, później relacja z mamą, kontakt z przyjaciółmi i teraz do tego wszystkiego doszła jeszcze Lila. Co mam zrobić, by znów było jak dawniej?

Upiłem się jak nigdy. W żyłach czułem ogromną ilość alkoholu, a w uszach słyszałem dźwięk dzwonka. Ledwo żywy poszedłem otworzyć. A w progu stała ona. W różowej sukience, skórzanej kurtce, z rozpuszczonymi włosami przygryzała dolną wargę.

— Co ty tu robisz? — spytałem. Dziewczyna skrzywiła się na smród alkoholu.

— Przyszłam do ciebie, to co już nie można nawet w odwiedziny wpaść? — zapytała retorycznie, wchodząc do środka. Rzuciła swoją małą torebkę na kanapę, później ściągając kurtkę, która odkryła jej ramiona, co potwierdziło moje domysły, że nie ma stanika. Serce mi stanęło, gdy podeszła naprawdę blisko mnie.

— To było głupie z mojej strony, mam nadzieję że mi to wybaczysz. — podniosła jedną brew.

— Oczywiście. — zamknąłem drzwi wejściowe, a ona po chwili znalazła się jeszcze bliżej mnie. — Nie sądziłem, że to powiem ale... — zatrzymałem się. — Brakowało mi cię... Cholernie.

— Przecież nie było mnie tylko chwilę. — szepnęła zbliżając swoją twarz do mojej. — Wiedz, że... Ja też nie przestałam o tobie myśleć. — pocałowała mnie, a wszystko inne straciło sens. — podniosłem ją i zaniosłem do mojej sypialni.

— Chciałem cię przeprosić. — mówiłem w jej usta, jeżdżąc ręką po jej delikatnym ciele.

— Za co? — zdziwiła się.

— Za naszą nie potrzebną kłótnie.

— Nie przepraszaj, to moja wina. Ja zachowałam się samolubnie. — zarzuciła mi ręce na kark. Usiadłem wygodniej, a ona usiadła mi na kolanach, przez co jej sukienka znacznie się podwinęła. Trochę mniej pijany, uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła od razu. Położyłem dłonie na jej pośladkach.

— Może jak skończymy, to przejedziemy się "Porsche"? — zapytałem pomiędzy pocałunkami.

— Ale ja nie mam zamiaru kończyć. — powiedziała chytrze.

— Zatem niech będzie, jak zechcesz Weroniko. . .











_______________________________________

Żeby nie było Weronika to była White'a, bo nie chcę tu pisać no Paulina i tak dalej. Cieszę się, że są razem, ale w tym ff nie chcę z Paulinki robić tej złej.  Więc wymyśliłam Weronikę.

   ŁAJCIOR TO MŁODY KSIĄŻĘ!!!!

Porsche // WHITE 2115Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz