Rodział siódmy

1K 44 21
                                    


W mieszkaniu było pusto, wszystko w ładnym porządku. Weszłam do pierwszego lepszego pokoju, który okazał się być pokojem Bianki. Wisiały jej zdjęcia, na szafkach nie wielka ilość zabawek, mała komoda z jej rzeczami. Obok łóżeczka szafa z ubrankami i starymi rzeczami. To wszystko co znajdowało się w pokoju dziewczynki. Wyszłam na korytarz, Sebastian przeszukał pokój, zapewne mamy brunetki i udaliśmy się do nie wielkiego salonu, gdzie znajdowała się kuchenka, wersalka, stół z trzema krzesłami i bardzo stary telewizor. Na jednej z półek, wiszących nad kanapą, dostrzegłam zdjęcie rodzinne, gdzie była kobieta, Bianka i mężczyzna w stroju policjanta.

— To dlatego nie chciała iść na policję. — powiedziałam do siebie cicho.

— Lila, o czym ty mówisz? — zapytał.

— O Biance. Nie chciała iść na policję, bo człowiek, który się znęca nad jej mamą, pracuje w policji. — powiedziałam. Wyjęłam zdjęcie z ramki, urwałam kawałek gdzie znajdował się mężczyzna, a resztę zdjęcia złożyłam tak, by nie było widać usterki i schowałam je do kieszeni bluzy.

— To dlatego psy, tak nalegały żeby ją zabrać, oni wiedzą kim jest Bianka, możliwe że kryją tego skurwysyna. — powiedział wkurzony Sebastian, widać że jemu też zależy na tej małej dziewczynce, która skradła nasze serca.

— Musimy pomóc tej rodzinie. — powiedziałam Sebastianowi.

— Nie wydaje mi się. — usłyszeliśmy głos, dochodzący z wejścia do pokoju. — Czego tu szukacie? — zadał pytanie. — Zresztą nie ważne, wiedziałem że będziecie szperać, tylko po to by uratować Biankę. — mówił ten sam, zły, bezduszny i  samolubny człowiek, który zabrał mi dzisiaj cząstkę szczęścia.

— Nie przeszukaliście mieszkania. Nie spisaliście zeznań. Dlaczego go kryjecie? — zadał pytanie z bólem serca.

— Kogo kryjemy? — zadał pytanie, jakby nie wiedział, o czym mówimy.

— Tego, który mieszkał tu z Bianką i jej mamą. Ten, który dla was pracuje. — ostanie zdanie wysyczałam przez zęby.

— O czym pani mówi? Ci ludzie zaginęli, zostali porwani, a w liście który zostawili, napisali że w stu procentach, zgadzają się na to, abyśmy to my się nią zajmowali, dopóki ich nie znajdziemy.

— Gdyby to była prawda, szukalibyście dropów, w tym domu wszędzie byłyby zaznaczone dowody w sprawie. Byłby choć jeden odcisk palca. A ten dom, jest w idealnym porządku. — powiedział Sebastian.

— Jeżeli nie wyjdziecie z tego domu teraz, mam rozkaz na aresztowanie was, oskarżenie o włamanie i zniszczenie mienia. — pokazał na ramkę, bez zdjęcia. Popatrzyliśmy na siebie i wyszliśmy z salonu, kierując się do wyjścia. Mijając tego gbura, usłyszeliśmy chrząknięcie. — Zdjęcie. — część oderwaną trzymałam mocno w lewej ręce, którą trzymałam w kieszeni, a prawą ręką dałam mu resztę zdjęcia, na którym była kobieta z dzieckiem.

Wyszliśmy z mieszkania i pobiegliśmy do samochodu Sebastiana.

— Nie mamy nic na tego typa, nic. A byliśmy tak blisko. — mówił zgaszony.

— Mamy. — wyjęłam z kieszeni zdjęcie, chłopak otworzył szczerzej oczy i uśmiechnął się z ulgą. Ruszyliśmy w drogę do domu w miłej atmosferze.

Przyjechaliśmy do domu i od razu położyliśmy się spać, bo było po drugiej. Nigdy nie przeżyłam czegoś takiego. Ze zmęczenia psychicznego i fizycznego poszłam spać, w tych samych ubraniach.

Wstałam rano, budząc się koło Czekaja. Chłopak również się obudził i zaczęliśmy dzień od wspólnego śniadania, przygotowanego przez Sebastiana.

Ogarnęłam się ze wszystkim i razem z chłopakiem wyszliśmy z mojego domu. Chłopak pojechał do studia, a ja udałam się na uczelnie.

Po ciężkim dniu wykładów, wróciłam zmęczona do domu. Nie zastałam nikogo, mimo że wiedząc, że mieszkam sama, liczyłam na to, że jednak ktoś tu będzie. Bez tej małej istotki, ten nie wielki dom stał się jeszcze bardziej pusty, niż przedtem gdy ją poznałam. Niestety teraz moje życie, tak będzie wyglądało. Puste, smutne i samotne.

Sebastian 😊
Nie myśl o tym, wróci.

Uśmiechałam się na tą wiadomość. Ale nie miałam siły odpisać. Rozłożyłam się na kanapie. Resztkami siły włączyłam telewizor, by zająć czymś myśli.

Po godzinie bezczynności postanowiłam się ogarnąć. Przebrała się i zrobiłam sobie kawy. Wróciłam do salonu, a moją uwagę przykuł dźwięk dzwonka. Otworzyłam z kubkiem w ręce, a w progu stał nikt inny, jak Sebastian.

— Jedziemy na przejażdżkę? — zapytał z uśmiechem na ustach, odsunął się, a w tle można było dostrzec czerwone „Porsche” chłopaka.

— Tak. — odpowiedziałam. Odstawiłam kawę do kuchni, ubrałam buty, bluzę i razem z blondynem udałam się do samochodu.

Zapadał wieczór, ściemniało się pomału, dzięki czemu miasto wyglądało, piękniej niż zwykle. W aucie działała klimatyzacja, przez co zrobiło mi się zimno, więc ubrałam kaptur.

— Mogłaś powiedzieć, że ci zimno. — zaśmiał się, gdy wyjeżdżaliśmy z pod domu.

— Nie, jest okej. Gdzie mnie zabierasz? — zapytałam zaciekawiona.

— Nie powiem. — przyspieszył. — Należy ci się, odprężenie w miłym towarzystwie. — uśmiechnął się.

— Okej. — oparłam głowę o jego ramię, co zauważył. Za oknem ściemniało się już coraz bardziej. Kiedy wjechaliśmy na autostradę, było widać, że blondyn popisywał się swoją jazdą.

Po kilku minutach dotarliśmy na małe jezioro, gdzie na horyzoncie było widać, mały skrawek Warszawy.

— Pięknie tu. — odpowiedziałam.

— Wiem, dlatego cię tu zabrałem. Jeździłem tu zawsze z pewną osobą, ale z resztą nie ważne. — wyjął z bagażnika kilka kocy i jedzenie z znanego amerykańskiego fast food'u.

Usiedliśmy na jednym z koców, a dwoma okryło się każde z nas. Było ciepło, choć wolałam zostać w kocu i bluzie. Po nie długim czasie Sebastian, podszedł do jeziora, ściągnął ubrania i w samych bokserkach, wskoczył do lodowatej wody, z niewielkiego mostu.

— Sebastian wyjdź z wody! Przeziębisz się! Wracaj tu! — podbiegłam do jeziora. Nigdzie go nie widziałam.  Stanęłam na mostku, nagle poczułam szarpnięcie i wpadłam do wody. — Sebastian do cholery, co to ma być?! — zaczęłam krzyczeć, gdy się wynurzył i złapał mnie za biodra. Oplotłam nogi wkoło niego, a ręce zarzuciłam mu na kark.— Wiesz, jak się martwiłam? — powiedziałam spokojnie. Poprawił swoje mokre włosy i uśmiechnął się do mnie. — Jak mam wrócić do domu w tym stanie?  Rozchorujemy się, mówię poważnie.

— No to będziemy razem chorować. — uśmiech nie schodził mu z twarzy.

— Czemu się tak szczeżysz? — zapytałam zirytowana.

— Bo zapomniałaś, choć na chwilę i zajęłaś się mną. — patrzył mi w oczy.

— To prawda. Zbierajmy się, bo dostaniemy zapalenia płuc. — zaśmialiśmy się.

— Muszę zrobić jeszcze jedną rzecz. — przybliżył się do mnie. Ewidentnie chciał mnie pocałować, choć lekko się stresowałam, bo oboje byliśmy dopiero po rozstaniach. Byliśmy jeszcze  bliżej, niż wcześniej i wtedy. . .







_______________________________________

Nigdy nie robię czegoś takie w swoich książkach (chyba), ale pomysł jest za piękny xd. Za błędy przepraszam.

     

  ŁAJCIOR TO MŁODY KSIĄŻĘ!

Porsche // WHITE 2115Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz