Rozdział pierwszy

2.1K 67 185
                                    


Weszłam do środka pomieszczenia i zobaczyłam, mojego chłopaka liżącego się z jakąś inną kobietą. Wybiegłam z tamtą szybko. Kacper mnie zauważył i od razu zaczął mnie wołać.

— Skarbie, to nie tak jak myślisz! — krzyczał, gdy ja cała zapłakana biegłam w stronę przystanku autobusowego.

— Ah tak!? Każdy tak mówi! Z nami koniec! — odkrzyknęłam z gulą w gardle. Do moich oczu napłynęły łzy. Kiedy już dotarłam do przystanku usiadłam na ławce i czekałam na jakikolwiek transport. Spojrzałam na telefon, szlag. Rozładował się. Na dodatek zaczęło kropić. Fantastycznie. Spojrzałam na rozkład jazdy. Okazało się, że o tej godzinie nie jeżdżą autobusy.

Zaczęłam, więc iść w stronę domu. Szłam jakimś wąskim chodnikiem, koło mało ruchliwej ulicy. Tak strasznie się na nim zawiodłam. Szłam już chyba jakąś godzinę, kiedy nagle usłyszałam głos. Obróciłam się w kierunku dźwięku, a moim oczom ukazało się czerwone auto.

— Wsiadaj. — powiedział chłopak siedzący w środku pojazdu.

— Dzięki, ale muszę odmówić. — zaczęłam iść szybciej. On również przyspieszył.

— Przecież, nie będziesz szła w takim deszczu. Jeszcze zmarzniesz. A po za tym jest ciemno i późno. — jest uparty.

— Wiesz, wolę iść sama, niż wsiąść do obcego samochodu, w środku nocy. — dalej szłam przed siebie.

— Uwierz mi na słowo. Nic ci nie zrobię. — bronił się.

— Nie rozumiesz, że nie, znaczy nie? — lekko podniosłam głos.

— Okey, dobrej nocy. — zasunął szybę i ruszył powoli. Po chwili intensywnych przemyśleń, zaczęłam biec w stronę samochodu. Chłopak się zatrzymał, a ja z myślą, że nie mam nic do stracenia, wsiadłam do samochodu. — O, widzę że się zdecydowałaś.

— Tak mówią zboczeńcy. — zaśmiał się.

— Gdzież moje maniery. Sebastian Czekaj. — no nie, jeszcze rapera mi tu brakowało. Tak znam go, słyszałam wiele plotek na jego temat.

— Niech zgadnę. Raper. Mega przystojny, który ma wielkie ego. Młody książę, młody byk. Pan życia, który może mieć każdą, który jest w cholerę bogaty? — spytałam. Patrzyłam na jego reakcję.

— Nie do końca, nie mogę się zgodzić z tym, że ma wielkie ego. A z resztą się zgodzę. — znów się zaśmiał.

— Ta. Jestem  Liliana Stop.

— Ale śmiesznie. Ja Czekaj, ty stop. Śmieszny zbieg okoliczności. — zaśmiał się.

— Wiesz, że żartowałam? — zaśmiałam się z jego miny.

— Nooo, oczywiście że wiedziałem. — próbował się uratować. — A tak, naprawdę. Jak masz na nazwisko,  gdzie mieszkasz?

— Co to? Przesłuchanie? Nie gadam z psami. — zaśmialiśmy się.

— Tak. Ręce do góry! — debil.

— Stępień.

— Twoje nazwisko? — spytał.

— Tak. Nie lubię się nim posługiwać. — patrzyłam na szybę, za którą było widać, mijane, lampy, drzewa, czy budynki.

— A mogę wiedzieć czemu? — cicho westchnęłam.

— Seba, nie znamy się, więc pojedź na ulicę Trzeciego Maja, wysadzi mnie pod domem numer trzy i każde z nas pójdzie w swoje strony. — rzuciłam chamsko.

Porsche // WHITE 2115Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz