13

14 2 15
                                    

Poczułem, że leżę na bardzo niewygodnej powierzchni, była dość twarda, więc materac to na pewno nie był. Powoli zacząłem otwierać oczy i pierwsze co to usłyszałem miły męski głos.

- Dzień dobry - Jake cmoknął mnie w czoło - Dobrze spałeś?

- Nie. Mógłbyś być chociaż trochę grubszy to bym się wyspał.

- Naprawdę? Sądząc po tym jak się do mnie kleiłeś w nocy, nie powiedziałbym, że było ci źle - natychmiastowo pokrył się rumieńcami.

- To.. to dlatego, że było mi zimno - prychnąłem, na co ten się zaśmiał.

- Niech ci będzie, a teraz puść mnie, idę zrobić śniadanie - zrobiłem jak powiedział. Zmęczony ruszyłem w stronę łazienki. Wziąłem szybki prysznic i gdy miałem zacząć się ubierać, przypomniałem sobie, że nie mam tu żadnych ubrań. No cóż, Jake się chyba nie obrazi jak coś pożyczę. Zawinąłem ręcznik wokół talii i pośpiesznym krokiem wślizgnąłem się do jego sypialni. Przeszukałem całą szafę i wszystko było na mnie za duże. Wziąłem pierwszą lepszą koszulę i spodnie, oczywiście bez paska by się nie obeszło. Ponownie skierowałem się do łazienki, aby jakoś ułożyć włosy. Wychodząc krzyknąłem.

- Muszę wrócić do poprzedniego domu - po tych słowach usłyszałem rozbijające się szkło. Zbiegłem szybko po schodach i pierwsze co zobaczyłam to znieruchomiałego Jake'a - Co się stalo?!

- Dlaczego chcesz tam wracać? - jego oschły ton był straszny, nigdy go jeszcze takiego nie słyszałem.

- Mam tam swoje rzeczy i ubrania - schyliłem się, aby pozbierać odłamki.

- Zostaw ja to zrobię - chwycił moją rękę, jeszcze zanim zdążyłem coś wziąć - Ty usiądź - z jego wyrazu twarzy można było łatwo wyczytać wściekłość, a równocześnie zmartwienie. Głupio się czułem, że tak z samego rana go zamartwiam.

Gdy pozbierał już wszystko, podszedłem do niego i przytuliłam od tyłu.

- Jesteś zły? - wymamrotałem mu w plecy. Ciężko westchnął i odwracając się powiedział.

- Nie jestem zły, po prostu martwię się o ciebie, po tym co się wczoraj wydarzyło - patrzył na mnie z takim zatroskanym spojrzeniem.

- Nie masz o co, Leo ze mną pójdzie - wtulilem się mocniej w klatkę piersiową mężczyzny.

- Czułbym się pewniej, gdybym to ja z tobą poszedł.

- Ty masz pracę, a Leo jest moim przyjacielem, więc nic mi nie będzie.

- Uwierzę ci na słowo. Chociaż wolałbym widzieć cię codziennie w moich ubraniach, słodko w nich wyglądasz - nadepnęła mu na stopę iż, gdyż, ponieważ nie lubię, gdy ktoś mówi, że jestem słodki. Jestem mężczyzną, nie powinienem być tak postrzegany - Dobra, dobra, siadaj już - usiadłem przy blacie na środku kuchni (Jakby coś to taki blat służący też jako stół, no wiecie o co chodzi. Aut). Na śniadanie zrobił pancakes z miodem, jednak czułem się nieswojo, ponieważ cały czas się na mnie patrzył.

- Jeżeli chcesz to po prostu poproś - przewróciłem zabawnie oczami, podkładając mu widelec pod nos, ten zamiast to zjeść jak normalny człowiek, wziął ode mnie sztuciec, a następnie ubrudził mnie miodem - Co ty robi-- - nie było dane mi dokończyć, ponieważ przysunął się, zlizując cały miód z okolic moich ust.

- Smaczne czyż nie? - uśmiechnął się, patrząc na mnie z rozbawiony wzrokiem.

- Przestań tak na mnie patrzeć. To że ty powiedziałeś ,,kocham cię'' nie znaczy, że ja też to zrobię.

Różni, a jednak...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz