"Po jakimś czasie ludzie popełniają błędy.
Nieważne, jak dobrze jesteśmy zorganizowani"
John Marsden
KassandraWydarzenia w ostatnim czasie przybrały nieoczekiwany i dynamiczny rozwój. Zupełnie ledwo nadążałam za wszystkim, co się działo - w pierwsze kilka dni po mojej pierwszej misji byłam, jak nieobecna duchem, czułam się skonfundowana. Do tego jeszcze nauka u Eleen - ostatnio ćwiczyłyśmy krótkie, proste, ale skuteczne zaklęcia ochronne, których rzucanie nie powinno sprawiać mi trudności, kiedy następnym razem jej znowu nie będzie obok. Eleen uważała, że zdecydowanie lepiej by mi szło, gdybyśmy wreszcie ujarzmiły mój pyłek - mogłabym go wówczas wykorzystywać do różnych rzeczy, nie tylko tych żartobliwych.
- Mogłabyś, przykładowo, posłać swój pyłek na daną osobę i rzucić zaklęcie ochronne - wyjaśniła mi wówczas.
Ale nie mogłyśmy się tym jeszcze zająć - ja wciąż mało wiedziałam o swojej rasie, zaś Eleen twierdziła, że nie mamy na to na razie dostatecznie wiele czasu. Miało to wymagać co najmniej kilku dni, jeżeli nie tygodni, a tyle niestety nie miałyśmy. Ja musiałam, w obliczu rozgrywających się wokół wydarzeń, umieć cokolwiek.
Moja "przyjaźń", jak droczyła się ze mną Eleen, kiedy znajdowałyśmy chwilę wytchnienia, by porozmawiać, z Erenem od ostatniego razu, kiedy opowiedziałam mu baśń o księżycu i słońcu, nie nabrała żadnego tempa. Zbyt wiele się działo, abyśmy mieli czas na coś więcej. Pojawili się jego przyjaciele - Mikasa i Armin, szukanie zdrajcy, misja i koniec końców zdemaskowanie Annie Leonhart, jako Tytana Kobiecego...
Posyłaliśmy sobie jedynie blade uśmiechy lub wymienialiśmy kilka słów na powitanie, zanim odchodziliśmy do ważniejszych spraw. Ale nie czułam z tego powodu smutku - ostatecznie, w obliczu świata, który zdawał się oszaleć jeszcze bardziej, niżeli już był, nie było to wcale ważne.
Koniec końców byliśmy w wojsku, nie w przedszkolu. A nas czekała kolejna misja - tym razem było to naprawienie wyrwy w murze Rose, którą spowodował nagły atak tytanów.
Odetchnęłam głęboko, stojąc przed lustrem i trzymając srebrne nożyczki w dłoni. Za moment mieliśmy wyruszać, pod dowództwem pani Hanji. Rozdzielaliśmy się, Eleen oraz kapitan Levi zostawali w dystrykcie Trost, by pilnować tego całego księżulka Nicka. To znaczy, początkowo z oddziałem Zoe, Erenem, Mikasą i Arminem chcieli wysłać właśnie ją - ale Levi stwierdził, do spółki z generałem Erwinem Smithem, że jej magia może im się przydać.
Więc w rezultacie padło na mnie.
Uniosłam trzęsącą się rękę, po czym, pomiędzy palce drugiej dłoni ujmując pasma swych włosów, jednym, szybkim ruchem je przecięłam. Wijące się kosmyki raz po raz spadały koło moich stóp, kiedy sprawnymi ruchami przycinałam je na wysokości podbródka.
W tej samej chwili usłyszałam, jak drzwi się uchylają i do pomieszczenia, w którym byłam, weszła Eleen. Odkładając nożyczki, odwróciłam się ku niej.
- O - uniosła brwi. - Ścięłaś je. Nie było ci szkoda? - Spytała.
- Tylko przeszkadzają. Poza tym, odrosną - wzruszyłam ramionami. Narzuciłam na głowę kaptur, prostując się nieco i spoglądając wyczekująco na Eleen. Dlaczego jeszcze nie szłyśmy? - Eleen? - Zapytałam.
- Uważaj na siebie, Kassandro - poprosiła, a w jej głosie pobrzmiewała powaga. - To, że ostatnim razem poszło ci całkiem dobrze, nie znaczy, że teraz też tak będzie. Trzymaj się blisko Hanji, bądź czujna i absolutnie nie daj się rozproszyć. Każdą, choćby najmniejszą zmianę, bądź uwagę, zgłaszaj pułkownik Zoe. Masz pozwolenie na wchodzenie do jej umysłu - nie wahaj się tego użyć, gdy będziesz zbyt daleko, by jej coś przekazać.
CZYTASZ
Maleficis |SNK|
FanfictionKassandra - czarodziejka z krwią wróżki zaraz po szkole czarów, szuka nowej mentorki, problem polega na tym, że żadna nie chce jej przyjąć. W końcu przez przypadek podsłuchuje rozmowę dwóch starszych czarownic o Eleen - arcymistrzyni magii. Decyduje...