21. "Plan Erwina"

25 2 0
                                    

"Każda gra przypomina hazard.
Pewność, to ostatnia rzecz, na którą możesz sobie pozwolić,
gdy zaczynasz rozgrywkę. Jeśli masz gwarancję wygranej, to nie jest to gra."
Samantha Shannon


Kassandra

      - Jak się nic nie dzieje, to się nic nie dzieje - mruczałam pod nosem, idąc tuż obok Eleen. - Ale jak już się coś dzieje, to wszystko na raz... auć! 

       Posłałam swojej mentorce oburzone spojrzenie i potarłam tył głowy. 

       - Przechodzisz jakiś okres buntu, Kassandro? - Spytała rozbawiona. Prawdopodobnie nie powinno nam być tak do śmiechu, kiedy stojąc na szczycie muru, wpatrywaliśmy w posuwającego się mozolnie ku nam tytana Roda Reissa. Jeżeli ryzykowny plan Erwina nie wypali, będziemy mieli niezłe kłopoty.

       Oby i tym razem generał okazał się dobrym hazardzistą. 

       - Dlaczego bym miała? - Zmarszczyłam brwi; zatrzymałyśmy się przy kapitanie Levi'u oraz jego oddziale. 

       - Postawiłaś się Levi'owi, potem zbluzgałaś jeszcze Erena - wymieniła. - Zaczynam się o ciebie martwić, moja droga - uniosła brew. Wywróciłam oczyma. 

       - Z jakim przystajesz, takim się stajesz - zamruczałam. Eleen uśmiechnęła się lekko, lecz już nic nie odpowiedziała. Miałyśmy misję do wykonania, poza tym generał dał już sygnał, by żołnierze wystrzelili armaty. 

        Po chwili Hange, wraz ze swoim oddziałem, przywieźli beczki z prochem oraz wszystkie sieci, jakie tylko udało im się zdobyć. Armaty na niewiele się zdały, Rod Reiss był coraz bliżej. Zaczynałam się denerwować. Odrobinę. 

         - Levi, Eleen, Jean, Connie i Sasha, zajmijcie się drugą stroną - wydał polecenie Erwin. Nieomal parsknęłam śmiechem, kiedy ostatni raz spotkałyśmy się spojrzeniem z Eleen, a potem odeszła, zaś ja odbiegłam w kierunku pozostałych. Wciąż nie czułam się pewnie, kiedy nie była obok, ale powoli zaczynałam się przyzwyczajać. 

         Uklękłam obok Erena, pomagając mu z linami. Nie rozmawialiśmy. Zastanawiałam się, czy miał mi za złe, że na niego nakrzyczałam, chociaż nie wydawało mi się. Ostatecznie, inni bluzgali go stosunkowo często, a nie widziałam, by kiedykolwiek był na nich wściekły. 

          Ale za to wymierzał swoją złość w siebie. Był cholernie autodestrukcyjny. 

          Kątem oka widziałam Historię, która spierała się o coś z Erwinem. Uśmiechnęłam się kącikiem ust - kto by pomyślał, że akurat ona będzie miała w sobie tak wielką nienawiść i determinację? Jej drobna postura i niewinny wygląd zdecydowanie na to nie wskazywały. 

        Po raz kolejny się przekonałam, że nie warto oceniać ludzi po tym, co widzimy. 

        - Jestem najsłabszym asem w waszym rękawie - usłyszałam obok siebie. Skrzywiłam się.

        - Eren... - zaczął Armin. Mikasa odstawiła ostatnią beczkę z prochem na stos, i zwróciła się ku nam. Nasz oddziałowy tytan wstał, odwracając się do nas plecami i dalej kontynuując swoją, pełną żalu, bólu i nienawiści litanię. 

         - To naprawdę nie jest ani czas, ani miejsce - wymruczałam, podnosząc się i otrzepując swoje kolana z kurzu. Widziałam surowe spojrzenie Mikasy i pełne zdumienia Armina, ale ja nie zamierzałam go głaskać po główce tak, jak oni robili to dotychczas. 

         Zwłaszcza, że ku nam zbliżał się tytan, większy niżeli jakikolwiek inny, niżeli sam Kolosalny i musieliśmy się skupić na zadaniu, ba, on musiał. 

          - Pogrążanie się w swoim poczuciu beznadziei nic ci nie da - kontynuowałam, wpatrując się w plecy chłopaka. 

          - Byłem ignorantem, który przez pewien czas myślał, że jest kimś ważnym - mówił dalej, nie zważając na moje słowa. Wpatrywał się w przestrzeń przed siebie. - I to dowód na to, jak bardzo słaby jestem. 

           Westchnęłam, pocierając czoło. Gorączkowo myślałam nad odpowiednim doborem słów, nie chciałam go obrażać. Wystarczyło, że on sam skutecznie to robił. Ale ktoś musiał go również przywołać do porządku. 

          Wiedziałam, że wiele stracił, że wielu przez niego zginęło - to musiało w jakiś sposób się na nim odbić. Jednakże... jednakże rozpamiętywanie tego w nieskończoność oraz pogrążanie się w smutku nie przynosiło dobrych efektów. Eren musiał to wszystko przekuć w coś, co będzie go pchało do przodu, a nie ciągnęło w tył. 

           - Eren, posłuchaj... - ale nie było dane mi dokończyć. Chłopak po chwili dosłownie sobie przywalił. Z pięści. Najmocniej, jak potrafił. Raz, drugi, trzeci. 

           Reiss był dosłownie już pod murem.

           - Co ty wyprawiasz?! - Mikasa przytrzymała go za ręce. 

           - Właśnie piorę po mordzie tego żałosnego i beznadziejnego dzieciaka - warknął, wyrywając się czarnowłosej dziewczynie. Uniosłam brwi, odwracając się od trójki przyjaciół. Rozszerzyłam oczy, dostrzegając, jak tytan mozolnie się podnosi. Jedna z jego łap zmierzała ku murowi.

            - Cofnijcie się! - Krzyknęłam, po czym machnęłam dłonią, rozsiewając po nich pyłek i szepcząc przy tym zaklęcie ochronne. Być może nie potrafiłam panować nad nim jeszcze tak dobrze, jakbym chciała, ale kilku rzeczy udało się Eleen mnie nauczyć. Mogłam oślepić lub ochronić nim niewielką ilość osób, wykorzystując przy tym zaklęcie wiatru, by go rozesłać. 

           Ogromna ręka Reissa opadła na mur, wyszczerbiając go i wbijając w powietrze tumany pary i kurzu. Zakaszlałam, zakrywając się rękoma. 

           - Cholera, parzy! - Rozległy się wokół wrzaski. Kiedy gorąca para opadła, mogłam unieść głowę i spojrzeć na górującego nad nami Roda Reissa. 

            Resztki posiłku, który skubnęłam na szybko przed odbiciem Erena, nieomal podeszły mi do gardła na ów widok. Tytan miał wszystkie wnętrzności na wierzchu. Ogromne flaki, kiedy się podniósł, zaczęły spadać w dół, na mur. 

           Moich uszu dotarły wrzaski ludzi zza niego. Skrzywiłam się. 

           Pobiegliśmy do reszty, gotując się do ataku. Wzrokiem wyszukałam Eleen, chcąc się tylko upewnić, czy wszystko było z nią dobrze. Teoretycznie nie musiałam tego robić, był z nią Levi, ale praktycznie to wychodziło samo. 

         - Zajmijcie pozycje - rozkazał Levi. - Eleen, Kassandra, do tyłu - dodał jeszcze. Tym razem wycofałyśmy się bez żadnych dyskusji. To było zadanie dla Erena. 

         - Eren! - Wrzasnął Erwin, wystrzeliwując w powietrze czerwoną flarę. Kilka sekund później niebo przeciął wybuch, zaś naszych uszu dotarł ryk tytana Jaegera. Chłopak w swojej drugiej skórze pochwycił siatki z beczkami i zaczął biec w stronę Roda. 

         To był plan Erwina - Eren miał wrzucić do gardła Reissa beczki z prochem. Wyzwalał z siebie gorącą parę, więc niepotrzebny był nawet detonator, by spowodować zapłon. Mieliśmy go zniszczyć od środka. 

         Kiedy nastąpiła eksplozja, Oddział Levi'a ruszył do ataku. Mieli pozbyć się pozostałości po tytanie. Ja rozsyłałam swój ochronny pyłek na żołnierzy najbliżej mnie, zaś Eleen, raz po raz szepcząc zaklęcia, pomagała w rozwalaniu kawałeczków ciała Roda. Była niesamowita w tych swoich wybuchach.

          Ale to do Historii należało główne zadanie. Widziałam, jak zmierza ku głównemu rdzeniowi, który leciał ku miastu. Jeden szybki ruch - i przecięła go na pół. Rozprysł się w drobny mak.

          Było po wszystkim. 

          - Czy kiedykolwiek zasugerowaliście generałowi, by spróbował szczęścia nie tylko w planach, ale również w kartach?

          

Maleficis |SNK|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz