„ Naprawdę silni ludzie nie tłumaczą,
dlaczego wymagają szacunku.
Po prostu nie zadają się z kimś,
kto im szacunku nie daje"
Sherry ArgovEleen
- Nie. - odpadłam bez zastanowienia. Zmierzyłam ją wzrokiem. Nieco wyższa ode mnie, średniej długości brązowe loki, piegi. - Po pierwsze dzieciaku, wypadałoby się przedstawić a nie od razu atakować kogoś czymś takim.
- Jestem Kassandra. Zostań moją mentorką. - powtórzyła.
Uniosłam brew.
Moc wróżek... Ciekawe.
- Już powiedziałam, nie. - odpadłam chłodno.
- Dlaczego?
- Bo nie. Nie planuje zostać niczyją niańką. - wzruszyłam ramionami. Postanowiłam wyminąć dzieciaka i zająć się swoimi sprawami.
- Czy tobie nikt nigdy nie pomógł? - spytała. Poczułam jak bardzo jest zdeterminowana i jak bardzo niestabilna jest jej moc. - Potrzebuje Cię rozumiesz? Potrzebuje kogoś, kto pomoże mi nauczyć się kontrolować siebie...
Moc ziemii... Ciekawe, bardzo rzadki element, mało który czarodziej rodzi się potrafiąc kontrolować ten żywioł, bardziej nieprzewidywalne są tylko błyskawice.
- Tak się złożyło, że nie. Stałam się tym czym zawsze chciała być moja mistrzyni Jeanne Morau bez jej pomocy. Naucz się być samowystarczalna. - odpowiedziałam już lekko poirytowana tą sytuacją.
- Sama nie dam rady, pomóż mi, obiecuje nie będziesz żałować. Proszę!
Uhh co za natarczywy dzieciak, w porządku.
- Dobrze, jeżeli znajdziesz w ciągu 20 minut dla mnie kwiat Quenyi zostanę twoją mentorką, jeżeli ci się nie uda, znikniesz i przestaniesz mnie męczyć.
- Kwiat Qyenyi? Co to? Ja nigdy o tym nawet nie słyszałam!
- Potraktuj to jako podpowiedź ode mnie: Quenyia była panią elfów, które chowały się w mrocznych i niedostępnych terenach. Tych kwiatów już niemalże nie ma.
- Skoro ich nie ma, jak mam ci taki przynieść?
- To już twój problem. - powiedziałam przy okazji po prostu otwierając sobie portal przenoszący mnie do mojej komnaty.
Uśmiechnęłam się do siebie.
Już miałam tą dziewczynę z głowy. Mogłam zająć się swoimi sprawami, które były właściwie w trybie pilności na wczoraj.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
Poruszyłam palcem tak by te otworzyły się.
- Mimo, że byłem tu już wielokrotnie twoje iluzje dalej zapierają dech Eleen. - powiedział Erwin wchodząc do środka.
- Dziękuje Erwinie. Jeżeli chodzi o bezpieczny plan złapania tytanów dla Hange... Niestety jeszcze nie skończyłam. Coś mi przerwało.
- Tak... Ja nie o tym Eleen. Wiem, że jedna z czarodziejek, która niedawno skończyła szkołę miała się do nas zgłosić, jeszcze nie dotarła, chciałbym wiedzieć czy może coś słyszałaś. - usiadł na sofie znajdującej się niedaleko drzwi. Zaskakujące jak pewnie czuł się tutaj Erwin... Gdyby tylko wszystko wiedział.
- Masz na myśli niejaką Kassandre? Postanowiłam zrobić jej mały test, chciała żebym została jej mentorką. Jeżeli nie wpadnie na rozwiązanie, które jest banalne, nie ma czego u mnie szukać. - wzruszyłam ramionami spoglądając w kierunku okna.
- Nie myślałaś, żeby po prostu ją przyjąć? Co ci szkodzi?
- Nie zamierzam marnować czasu na kogoś, kto nie jest tego wart. Niech pokaże, że cokolwiek potrafi, nie będę nikogo uczyć od zera.
- Eleen... - Erwin wstał i podszedł do mnie powoli kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. - Czemu tak bardzo uciekasz od nauczenia kogoś czegokolwiek. Podobno jesteś mistrzynią magii, pozwól innym się od ciebie uczyć.
- Nie bierz mnie pod włos. - zgoniłam jego rękę z ramienia. - Jeżeli zasłuży to jej pomogę.
- Jak chcesz. - westchnął i poszedł w kierunku drzwi. - Jeszcze jedno, jakbyś widziała dzisiaj Levi'a, powiedz mu że go szukam, mam dla niego pewne zadanie.... Odnoszę wrażenie, że się bardzo się nudzi, skoro tak często cię ostatnimi czasy odwiedza.
Nawet nie zaszczyciłam go swoim spojrzeniem, po prostu zatrzasnęłam drzwi.
Spojrzałam za okno, na kruka siedzącego za nim.
Przyglądałam się mu przez chwile.- Nie patrz tak na mnie, dobrze wiem co robie.
CZYTASZ
Maleficis |SNK|
FanficKassandra - czarodziejka z krwią wróżki zaraz po szkole czarów, szuka nowej mentorki, problem polega na tym, że żadna nie chce jej przyjąć. W końcu przez przypadek podsłuchuje rozmowę dwóch starszych czarownic o Eleen - arcymistrzyni magii. Decyduje...