18 lipca 1975r.
-Crucio!- warknęła matka celując różdżką w moją stronę.- Może to cię nauczy posłuszeństwa, gówniarzu.- Robiła to już nie raz i przychodziło jej to z dużą łatwością. Ból nie był taki silny jak za pierwszym razem. Przyzwyczaiłem się do niego, kiedy rodzice zaczęli stosować na mnie kary cielesne regularnie. Zaczęło się to kiedy miałem jedenaście lat i rodzice nie mogli znieść tego, że zostałem przydzielony do Gryffindoru. Wtedy już nie byłe tym idealnym synem o którym zawsze marzyli. -Spadaj na górę i żebym ja cię tu więcej nie widziała. Jutro przychodzi Czarny Pan i mam nadzieję, że zachowasz się tak jak należy.- Powiedziała pochylając się nade mną i wyszła z kuchni ciężkim krokiem. W jej ślady poszedł mój ojciec rzucając mi tylko przelotne spojrzenie. Nigdy się nie odzywa. Czasami miałem wrażenie, że tak samo jak ja się jej boi.
Leżałem na ziemi przez dłuższą chwilę nie mogąc ruszać nogami. Podkuliłem się i błagałem, żeby mój młodszy brat nie zszedł na dół. Nie chciałem, aby widział mnie w takim stanie. Słabego, bezsilnego.
Kiedy miałem już wystarczająco siły, wstałem i opierając się o przypadkowe przedmioty wyszedłem na korytarz i powoli wspiąłem się na piętro. Szybko otworzyłem drzwi do mojego pokoju, wyjąłem torbę spod łóżka. Ucieczkę miałem w planach od dawna. Na początku miała być moim ratunkiem od wszystkiego co działo się w domu. Potem jednak, rodzice stwierdzili, że pójdę w rodzinną tradycję. To przesądziło o moim odejściu.
Otworzyłem kufer i spakowałem najważniejsze rzeczy. Książki do szkoły, szatę, przypadkowe ubrania, kilka czarnych długopisów oraz dwa zeszyty, kosmetyki wraz z grzebieniem. Zamknąłem go, sięgnąłem po skórzaną kurtkę i włożyłem na siebie. Związałem włosy w kucyk, złapałem za rączkę bagażu i wyszedłem z pokoju zostawiając otwarte drzwi. Jeszcze na moment sprawdziłem czy na pewno mam przy sobie różdżkę.
Chodzenie nadal nie było łatwe, moja noga odmawiała posłuszeństwa, przez co zejście ze schodów zajęło mi dwa razy więcej czasu. Kiedy już łapałem za klamkę z salonu wyszedł mój brat. Musiał zejść na kolację, na którą oczywiście nie zostałem zaproszony. Nikt się nie przejął hałasem oprócz Regulusa. Zatrzymałem się gwałtownie i spojrzałem w jego stronę. Przypomniałem sobie jak obiecywałem go chronić, że nigdy go nie zostawię. Wiedziałem, że on też o tym pamięta. Jednak nie mogłem już tego robić, nie mogłem za nim stawać. Był już prawie dorosły.
-Syriusz co ty- nie pozwoliłem mu dokończyć. Nie chciałem, żeby dokańczał. Szybko wybiegłem z mieszkania zmuszając moje nogi do tego i wyszedłem na ulicę. Wiedziałem, że Regulus patrzy. Wiedziałem też, że jak się odwrócę on pójdzie razem ze mną, a ja go nie zatrzymam.
Kiedy kulałem przez puste ulice Londynu zadałem sobie ciche pytanie: Gdzie tak naprawdę zmierzasz? Nie zastanawiałem się nad tym, kiedy wychodziłem z domu. To był w tamtym momencie mój najmniejszy problem. Na dworze robiło się coraz zimniej, więc sięgnąłem do kieszeni w poszukiwaniu rękawiczek. Wyciągnąłem je, jednak poczułem, że coś wypada z mojej kieszeni i ląduje w kałuży. Spojrzałem w dół i dostrzegłem białego polaroida dryfującego na tafli wody. Kucnąłem wyciągając rękę w stronę zdjęcia. Złapałem je i wytarłem w rękaw. Zdjęcie to zostało zrobione podczas minionego roku szkolnego w Hogwarcie. Zrobiła je za namową moją i Jamesa McGonagall. Byliśmy na nim we czwórkę w wielkiej sali. Siedzieliśmy koło siebie przy stole Gryffindoru. Po samej lewej siedział pulchny blondynek Peter, koło niego bronzowowłosy okularnik James, następnie ja, jak zwykle przystojny obejmujący Remusa, który był lekko zarumieniony. Uśmiechnąłem się na wspomnienie tego dnia i już wiedziałem dokąd zmierzam.
***
-Już idę!- usłyszałem damski głos dochodzący zza drzwi. Miałem jeszcze czas się odwrócić i odejść. Zginąć gdzieś pod kołami samochodu, jednak w głowie nadal miałem obraz moich przyjaciół.- Tak słucham?- mama Jamesa jak zwykle wyglądała powalająco. Stała teraz w drzwiach w czerwonej piżamie i koku na głowie.- O Syriusz! James!- odwróciła się w stronę domu.- Twój przyjaciel przyszedł! Nie spodziewaliśmy się ciebie.- Zwrócił się do mnie i zaprosiła ręką do środka.- Wejdź, wejdź nie stój tak na zimnie.- Wszedłem do środka i od razu poczułem ciepło rozpływające się po moim ciele.
-Syriusz!- krzyknął na cały głos James zbiegając po schodach.- Co cię do nas sprowadza?- zapytał i rozłożył ręce aby mnie przytulić. Miał lekko wilgotne włosy, które musnęły mój policzek.
-Nudziło mi się w domu.- Odpowiedziałem z powagą wzruszając ramionami. Wyrwałem się z objęć przyjaciela.
-Zjesz coś kochanie?- zapytała pani Potter wchodząc do kuchni i opierając się rękoma o blat.
-Nie, jadłem w domu.- Skłamałem z uśmiechem na ustach.
-Idziemy na górę, mamo.- James złapał mnie za rękę i pobiegł na schody. Musiałem mocno zagryźć zęby, żeby nie krzyknąć z bólu.
***
-Zapuściłeś włosy- zauważył James wkładając do buzi kolejnego żelka. Siedzieliśmy już dobre kilka godzin na podłodze w pokoju mojego przyjaciela i objadaliśmy się słodyczami.- Myślisz, że Remusowi się spodoba?- zapytał poruszając znacząco brwiami za co dostał poduszką.- No co! Nie wmawiaj mi teraz, że ci na tym nie zależy!
-Jezu James!- odpowiedziałem opierając się o łóżko.- On mi się nie podoba!- temat Remusa wracał w naszych rozmowach jak bumerang. Dość nieznośny bumerang. James od czwartego roku nie dawał mi spokoju co do mojego obiektu westchnień. Nie wiem jak on to zauważył. Przecież zawsze byłem dyskretny!
-Oh no ta jasne. Wcale ci się nie podoba.- Pokręcił głową.- Nic, a nic.
-Dokładnie. W ogóle mi się nie podoba.- Oznajmiłem sięgając po cukierka.- Poza tym nawet nie jest gejem. Pamiętasz jak był z tą, jak ona miała? Julianna? Julietta?
-Julia?
-O tak! Właśnie z nią. Pamiętasz? Był w niej zakochany po uszy.- Odparłem całkowicie poważnie, a okularnik się zaśmiał.
-Na pierwszym roku! I byli ze sobą dwa dni!- rechotał James.
-No ale się liczy!
-Bardzo.- Otarł pojedynczą łzę, która spłynęła mu na policzek.- Przykro mi przyjacielu, ale obawiam się, że to się nie liczy- w odpowiedzi zrobiłem tylko obrażoną minę i założyłem ręce na piersi.- Dlaczego tu jesteś?- opanował się i spojrzał na mnie z powagą.
-W jakim sensie?- Zapytałem podnosząc jedną brew.
-No, dlaczego tutaj jesteś. Nudziło ci się o dwudziestej czwartej i stwierdziłeś, że przejdziesz przez cały Londyn tylko po to, żeby spotkać się z przyjacielem?- westchnąłem.
-Rodzice chcą mnie oddać w ręce Voldemorta.- James otworzył szeroko oczy.- Miałem podtrzymać tradycję rodzinną i wstąpić w jego szeregi. Jednak ja nie chciałem i oto jestem.- Wskazałem na siebie i teatralnie opuściłem ręce.- Mogę zostać?- zapytałem patrząc na przyjaciela ze schyloną głową. Ten tylko przysiadł się do mnie i objął ramieniem.
-Oczywiście kumplu. Gdzie mój dom tan twój dom, jasne?- zapytał, a ja przytaknąłem.
-A twoi rodzice?
-Nie mają nic do gadania.- Rzekł i przyciągnął mnie mocniej do siebie.- Może zaprosimy Remusa na resztę wakacji? Tylko nie chcę żadnych jęków z pokoju obok!- Zaśmiał się ponownie i dostał w bark.
CZYTASZ
Zapominając Słońca | Harry Potter | Drarry | NIE BĘDZIE KONTYNUACJI |
FanfictionHarry po odrodzeniu Voldemorta i wakacjach spędzonych w kwaterze głównej Zakonu Feniksa wraca do szkoły, aby zacząć swój piąty rok nauki. W tym samym czasie matka Draco zawiera układ z Dumbledorem i razem z synem przechodzi na dobrą stronę. Potter z...