Rozdział XXXVII: Przeprosiny i szansa

363 31 0
                                    

Walić obowiązki, stęskniłam się.

Przez następne dni każdy chodził tak, jakby czekał na złe wieści. Ponury humor dopisał każdemu. Harry ponownie zamknął się w pokoju, tak jak to robił w wakacje, a Syriusz chodził naokoło i przeklinał wszystkich i wszystko co napotkał na swojej drodze. Gdyby nie Remus i inni zdrowo myślący ludzie na Grimmauld Place 12, Black nie wpuściłby Snape'a do domu. A kiedy już to zrobił trzeba było go pilnować, żeby przez przypadek go nie zabił.

-Teraz wszyscy pójdziecie do swoich pokoi. - Rozkazał dzieciakom blondyn z samego rana na sniadaniu. Nikt nie skomentował, tylko po zjedzonym posiłku udał się na górę. Każdy wiedział co będzie się działo. Draco przeszedł koło pokoju Harry'ego smętnym krokiem. Mimo że wina nie leżała po jego stronie to czuł się winny.

Severus był jego chrzestnym, znał go od dziecka. Chciał przeprosić chłopaka. Od razu za wszystko. Krótkie "przepraszam" wyrażałoby wtedy więcej niż tysiąc słów. Postanowił, że zrobi to później, teraz musi przygotować się na burze. Wszedł do swojego pokoju jak mu kazano i zamknął drzwi na kluczyk. 

Nawet przez zaklęcie wyciszające rzucone na salon było słychać krzyki. Malfoy był do tego przyzwyczajony. Nawet nie zareagował, kiedy to się zaczęło. Tylko siedział na łóżku i czytał książkę, którą kiedyś przyniósł mu Syriusz. Snape nie miał zabawić długo. Miał przyjść na chwilę, dać leki i pójść. Zaczęło się o dziewiątej. Była czternasta, a nic nie ulegało zmianie. Draco musiał się wysikać.

Zamknął książkę, wstał, poprawił spodnie i wyszedł z pokoju. Tu wyraźniej słyszał wrzaski. Na przemian odzywali się Syriusz, Lupin i Snape. Chłopak był aż zdziwiony, że można tyle krzyczeć bez nawet przerwy. Podszedł do drzwi łazienki starając się na nic nie wpaść. Światło było zapalone, ktoś był w środku. Już miał się wycofywać, już miał odchodzić, kiedy ktoś pociągnął za klamkę. 

Przed Draco stanął Harry. Patrzyli się na siebie w niezręcznej ciszy słuchając odgłosów z dołu i poznając na nowo swojej twarze. Potter nie wyglądał tak źle jak się spodziewał Draco. Wyglądał nawet normalnie. Może na jego twarzy było widać trochę przestraszenia, ale oprócz tego był po prostu Harry'm. Nie wysokim zielonookim nastolatkiem z brąz czupryną. Ulga spadła na Ślizgona. Może nie było z nim aż tak źle.

-DAJ MI SPOKÓJ BLACK!- drzwi do salonu zostały otwarte, a wszystkie głosy rozniosły się po domu.- POWINIENEŚ SIĘ CIESZYĆ, ŻE TEN TWÓJ SZCZENIAK WYRÓSŁ NA RÓWNEGO TOBIE! - Draco spojrzał na Harry'ego. To była rozmowa o nim przez ten cały czas. Kłócili się o niego i chyba Harry jako jedyny o tym nie wiedział. Wyglądał żałośnie, jakby miał się popłakać. Ale nie ruszał się. Stał w miejscu pochłaniając każdą obelgę lecącą w jego stronę.

W tym momencie Malfoy'em coś wstrząsnęło. Złapał niższego za rękę i wepchnął z powrotem do łazienki. Zatrzasnął drzwi i szybko, zanim doszły do nich kolejne krzyki, wyciszył pomieszczenie zaklęciem. Harry nic nie mówił, tylko patrzył w ścianę opierając się o zamknięte już drzwi. Malfoy'owi zaczęły trząść się ręce. Zaczęły się pocić. Cały zacząć się pocić.

Z początku jedynie stał z trzęsącymi się rękoma, ale potem zaczął chodzić po małej łazience. To twoja wina, mówił głos w jego głowie. To wszystko przez ciebie, a głos ten brzmiał jak jego ojca. Ty zawsze jesteś winien, jesteś problemem. Harry spojrzał na niego z niepokojem w oczach.

-Przepraszam- wykrztusił blondyn. - Przepraszam, przepraszam, przepraszam- powtarzał w kółko nawet nie patrząc na towarzysza. Nie wiadomo do kogo to mówił. On sam nie wiedział. Do ojca, siebie, Harry'ego, wszystko jedno. Przepraszał w kółko i w kółko i chodził coraz szybciej, coraz bardziej się trząsł. Nie mógł oddychać.

Zapominając Słońca | Harry Potter | Drarry | NIE BĘDZIE KONTYNUACJI |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz