Wiał spokojny wiatr, słońce delikatnie, przebijało się przez zachmurzone niebo. Woda delikatnie odbijała się od brzegu, a gdzieś w głębi lasu było słychać krakanie kruka. Wiedźmin siedział na ławce, delikatnie oddalonej od drewnianej chaty i ostrzył swój miecz. Miał ponurą minę, co jakiś czas spoglądał w stronę rzeki. W głowie miał pustkę. Przy chacie stała Keira z Triss, obok nich było rozpalone ognisko które paliło się nieustanie od kilku dni, a nad ogniskiem zawieszony był kocioł. Geralt zerknął na nie kątem oka.
- Cholera jasna! - krzyknęła Keira, po czym dodała: - Pogubiłam się już w tej recepturze... - stała, jedną ręką trzymała się za głowę a w drugiej trzymała długie notatki.
- Pokaż mi to. - powiedziała rudowłosa i wzięła zeszyt od czarodziejki. - po czym zapytała:
- Ile już minęło od dodania pyłu księżycowego?
- Dwie godziny. - odpowiedziała Keira.
- Teraz trzeba dodać skrystalizowaną esencję wody... - powiedziała Triss spoglądając w zapiski. Płowowłosa weszła do chaty i szybkim krokiem przyniosła butelkę z zawartością.
- Wlewaj powoli ja będę mieszać. - nakazała rudowłosa. Keira wyciągnęła korek i wlewała składnik po kropelce do kotła, Triss mieszała.
- Wiesz co teraz? - zapytała zagadkowo rudowłosa czarodziejka. Płowowłosa tylko kiwnęła głową i z powrotem weszła do chaty. Wiedźmin spojrzał się na Triss na co ona tylko posłała mu uśmiech. Keira przyniosła fiolkę wypełnioną szkarłatną substancją i szybkim ruchem wlała ją do kotła.
- A co jeśli coś pójdzie nie tak? - cicho zapytała Merigold, wiedźmin wytężył słuch.
- Wszytko będzie dobrze, to się waży już dwa tygodnie, zobacz już przypomina kisiel. - opowiedziała Keira.
- Dobra czas na korzeń Foniasu. - dodała. Triss wyciągnęła go ze słoika, był krwistego koloru i miał mocną, gryzącą w nos woń żelaza.
- Gotowa? - zapytała rudowłosa.
- Gotowa. - odparła pewnie Keira.
Triss wrzuciła korzeń, substancja w kotle zabulgotała i wydała syczący dźwięk. Czarodziejki złapały się za ręce i zaczęły wymawiać zaklęcia. Wiedźmin wstał z ławki, założył ręce i przyglądał się temu z daleka.
- Qui me laetificet Veni mecum, et contremiscunt. - czarodziejki mówiły te zaklęcia w tym samym czasie.
-Et ego dabo vobis ira mea, et misericordia mea reddere.
Z kotła zaczął wypływać czerwona mgła rozlała się po całej trawie, sięgnęła do stóp wiedźmina. Czarodziejki nie przestawały rzucać zaklęć, miały zamknięte oczy. Kocioł bulgotał jakby zaraz miał wybuchnąć. Medalion wiedźmina zaczął mocno drżeć. Mgła zrobiła się tak gęsta, że wiedźmin przestał widzieć co się znajduje dookoła, chwile później nie widział już nawet czarodziejek. Podniósł miecz i szybko zaczął zmierzać w ich stronę.
- Zaraza... Co się dzieje? - zapytał.
- Spokojnie Geralt, tak miało być. - powiedziała Keira.
- Dlaczego śmierdzi tu żelastwem? - ponownie zapytał.
- To przez plazmę i korzeń. - odpowiedziała Triss.
Nagle rozległ się odgłos jakby ziewania, ale to nie mogło być to ponieważ, żadne z nich nie ziewało. Wszędzie była mgła, Geralt rozglądał się dookoła nic nie widział. Naglę czerwona mgła zaczęła się sklepiać się w jednym miejscu.

CZYTASZ
Ma ghilana mir din'an
FantasyBędąca na życiowym zakręcie młoda szlachcianka ucieka przed przeszłością. Na swej drodze spotyka białowłosego najemnika. Ich losy, pozornie odmienne, lecz nieuchronnie związane z wędrowniczym trybem życia splatają się pewnego słonecznego poranka. Ci...