Rozdział 2 First time

146 11 0
                                    

Poranek był nadzwyczaj spokojny, promienie słońca bezszelestnie wdzierały się do kwatery. Clarice stała ze spokojem oparta o ramę otworzonego okna, napawała się świeżym powietrzem, tak jakby nigdy nic się nie stało. Wpatrzona w drzewa, które bujały się od delikatnych podmuchów wiatru, wsłuchiwała się w poranną melodie ptaków i przyjemny dla ucha miejski gwar. Z tej krótkiej chwili wytchnienia wytrąciło ją nagłe pukanie do drzwi. Powoli do nich podeszła z obawą, że ujrzy w nich swojego okrutnego narzeczonego. Chwyciła i pociągnęła za klamkę, po czym delikatnie uchyliła drzwi wychylając pół twarzy.

- Witaj, mam nadzieję, że cię nie zbudziłem... - powiedział ze zmartwieniem bard,                                  a dziewczyna odetchnęła z ulgą.

- Dzień dobry, nie, właśnie wstałam - odpowiedziała bardowi z niepewnym uśmiechem.

- Ah, dzień jest faktycznie dobry, aż chce się żyć... - trubadur mówiąc to zamknął oczy i uniósł głowę do góry, po czym dodał: - No tak... o czym ja to... aaa już wiem, ubierz się i zejdź proszę na dół, Greon właśnie podał do stołu. - Jaskier wyszczerzył swoje białe zęby.

- Dziękuję ci za zaproszenie, Jaskier... Ale ja muszę się już stąd zbierać, czeka mnie długa droga... - powiedziała Clarice i spuściła swój wzrok na podłogę.

- Że co? Czyżby mój świetny i jakże czuły słuch się pomylił? Chcesz nas opuścić? I to jeszcze bez śniadania?! Co to, to, to nie! Ubieraj się i schodź do nas. - dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale bard skutecznie jej to uniemożliwił, uniósł w swój charakterystyczny sposób palec w górę odwrócił się na pięcie i oznajmił :

- Nie chcę słyszeć wymówek i żadnej odmowy - nie oglądając się za siebie zszedł na dół. Dziewczyna też tak zrobiła, ubrała się, uczesała włosy i zeszła na dół.

W przeciwieństwie do wczorajszego dnia karczma była pełna ludzi i nieludzi, na pewno nie jednemu z nich sakiewka zadzwoniłaby od nadmiaru monet. Wyglądali na ludzi zamożnych i porządnych. Przy największym, prostokątnym stole siedział Jaskier zajadający się racuchami, a na przeciwko barda spoczywał Zoltan, trzymający w dłoniach metalowy kufel. Dziewczyna podeszła w ich stronę. Na stole królowała głównie słusznej wielkości wędzona szynka z nogi, która była znakiem rozpoznawczym karczmy i znakomitą przekąską do piwa. Jako przystawki podawany sery, pajdy chleba ze smalcem i dużo więcej smakowitego jedzenia. Trubadur spojrzał na dziewczynę i od razu zareagował  na jej osobę.

- Siadaj tutaj. - bard jak nakazywała mu kultura do kobiet, wstał i odsunął krzesło obok swojego. Clarice siadła na wyznaczone przez poetę miejsce.

-Proszę częstuj się, jak to mówią: ,,Czym chata bogata!''.- przemówił melodyjnie Jaskier.

- Otóż to!- dodał krasnal i stuknął kuflem o stół.

Dziewczyna siedziała, miała smutną minę , myślała o tym gdzie teraz pójdzie, czy Izbor ją dopadnie, a co jeśli tak. Była bezradna, jedyne co mogła teraz zrobić to uciekać przed siebie. Wiedziała, że nie może tu zostać.

- Clarice?- odezwał się nagle bard - Wszystko w porządku..? Nic nie zjadłaś.- Jaskier spojrzał się na pusty talerz blondwłosej

- Tak, w porządku...- oznajmiła,  choć jej twarz mówiła coś zupełnie innego.

-Na pewno? Może zostaniesz u nas na dłużej...?- zapytał z troską poeta.

-Nie.. nie... ja.. muszę już iść... pójdę na górę i przyniosę sakiewkę, muszę ci zapłacić. Domyślam się, że dużo mnie to wyniesie...- dziewczyna podniosła się, a bard wstał zaraz po niej.

-Słuchaj, chyba nie myśl... - bard zamilkł i zastygł w jednej pozycji.

Do karczmy wszedł okapturzony, dobrze zbudowany mężczyzna w srebrnej zbroi, na jego szyi widniał medalion w kształcie głowy wilka . Wszystkie oczy goszczących w karczmie zostały skierowane na niego ,w tym wzrok Clarice. Człowiek ten zdjął ze swojej głowy kaptur i ujawnił swoje mlecznobiałe włosy.

Ma ghilana mir din'anOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz