Poranek był nadzwyczaj spokojny, promienie słońca bezszelestnie wdzierały się do kwatery. Clarice stała ze spokojem oparta o ramę otworzonego okna, napawała się świeżym powietrzem, tak jakby nigdy nic się nie stało. Wpatrzona w drzewa, które bujały się od delikatnych podmuchów wiatru, wsłuchiwała się w poranną melodie ptaków i przyjemny dla ucha miejski gwar. Z tej krótkiej chwili wytchnienia wytrąciło ją nagłe pukanie do drzwi. Powoli do nich podeszła z obawą, że ujrzy w nich swojego okrutnego narzeczonego. Chwyciła i pociągnęła za klamkę, po czym delikatnie uchyliła drzwi wychylając pół twarzy.
- Witaj, mam nadzieję, że cię nie zbudziłem... - powiedział ze zmartwieniem bard, a dziewczyna odetchnęła z ulgą.
- Dzień dobry, nie, właśnie wstałam - odpowiedziała bardowi z niepewnym uśmiechem.
- Ah, dzień jest faktycznie dobry, aż chce się żyć... - trubadur mówiąc to zamknął oczy i uniósł głowę do góry, po czym dodał: - No tak... o czym ja to... aaa już wiem, ubierz się i zejdź proszę na dół, Greon właśnie podał do stołu. - Jaskier wyszczerzył swoje białe zęby.
- Dziękuję ci za zaproszenie, Jaskier... Ale ja muszę się już stąd zbierać, czeka mnie długa droga... - powiedziała Clarice i spuściła swój wzrok na podłogę.
- Że co? Czyżby mój świetny i jakże czuły słuch się pomylił? Chcesz nas opuścić? I to jeszcze bez śniadania?! Co to, to, to nie! Ubieraj się i schodź do nas. - dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale bard skutecznie jej to uniemożliwił, uniósł w swój charakterystyczny sposób palec w górę odwrócił się na pięcie i oznajmił :
- Nie chcę słyszeć wymówek i żadnej odmowy - nie oglądając się za siebie zszedł na dół. Dziewczyna też tak zrobiła, ubrała się, uczesała włosy i zeszła na dół.
W przeciwieństwie do wczorajszego dnia karczma była pełna ludzi i nieludzi, na pewno nie jednemu z nich sakiewka zadzwoniłaby od nadmiaru monet. Wyglądali na ludzi zamożnych i porządnych. Przy największym, prostokątnym stole siedział Jaskier zajadający się racuchami, a na przeciwko barda spoczywał Zoltan, trzymający w dłoniach metalowy kufel. Dziewczyna podeszła w ich stronę. Na stole królowała głównie słusznej wielkości wędzona szynka z nogi, która była znakiem rozpoznawczym karczmy i znakomitą przekąską do piwa. Jako przystawki podawany sery, pajdy chleba ze smalcem i dużo więcej smakowitego jedzenia. Trubadur spojrzał na dziewczynę i od razu zareagował na jej osobę.
- Siadaj tutaj. - bard jak nakazywała mu kultura do kobiet, wstał i odsunął krzesło obok swojego. Clarice siadła na wyznaczone przez poetę miejsce.
-Proszę częstuj się, jak to mówią: ,,Czym chata bogata!''.- przemówił melodyjnie Jaskier.
- Otóż to!- dodał krasnal i stuknął kuflem o stół.
Dziewczyna siedziała, miała smutną minę , myślała o tym gdzie teraz pójdzie, czy Izbor ją dopadnie, a co jeśli tak. Była bezradna, jedyne co mogła teraz zrobić to uciekać przed siebie. Wiedziała, że nie może tu zostać.
- Clarice?- odezwał się nagle bard - Wszystko w porządku..? Nic nie zjadłaś.- Jaskier spojrzał się na pusty talerz blondwłosej
- Tak, w porządku...- oznajmiła, choć jej twarz mówiła coś zupełnie innego.
-Na pewno? Może zostaniesz u nas na dłużej...?- zapytał z troską poeta.
-Nie.. nie... ja.. muszę już iść... pójdę na górę i przyniosę sakiewkę, muszę ci zapłacić. Domyślam się, że dużo mnie to wyniesie...- dziewczyna podniosła się, a bard wstał zaraz po niej.
-Słuchaj, chyba nie myśl... - bard zamilkł i zastygł w jednej pozycji.
Do karczmy wszedł okapturzony, dobrze zbudowany mężczyzna w srebrnej zbroi, na jego szyi widniał medalion w kształcie głowy wilka . Wszystkie oczy goszczących w karczmie zostały skierowane na niego ,w tym wzrok Clarice. Człowiek ten zdjął ze swojej głowy kaptur i ujawnił swoje mlecznobiałe włosy.

CZYTASZ
Ma ghilana mir din'an
FantasiBędąca na życiowym zakręcie młoda szlachcianka ucieka przed przeszłością. Na swej drodze spotyka białowłosego najemnika. Ich losy, pozornie odmienne, lecz nieuchronnie związane z wędrowniczym trybem życia splatają się pewnego słonecznego poranka. Ci...