Rozdział 7 Sword of justice

96 6 0
                                    

Wiedźmin pędził na koniu pod wiatr, ani na chwilę się nie zatrzymał. Miał po drodze małe osady, pola i lasy. Zrobiło się już ciemno, a on cały czas gnał nie odwracając się za siebie. Myślał o Clarice, co jej powie kiedy już znajdzie się obok niej. Jak ona zareaguje na jego osobę, czy mu wybaczy, czy każe mu odejść i już nigdy nie wracać. Czego by nie zrobiła i tak chciał spojrzeć w jej orzechowe oczy, dotknąć delikatnych policzków i poczuć jej zapach, który wzbudzał w nim uczucie spokoju. Zatrzymał konia na niewielkim wzgórzu, zobaczył że znad lasu unosi się pomarańczowa łuna i dym.

- Clarice... - szepnął po czym uderzył lejcami i krzyknął:  - Dalej Płotka! - koń natychmiast ruszył.

Im bliżej wioski był, tym łuna była jaśniejsza, czuł zapach spalenizny i słyszał krzyki. Nie zwalniał. Był coraz bliżej, a krzyki były co raz głośniejsze. Zszedł z konia po czym wszedł w gęsty las i biegiem zmierzał w stronę osady. Zrobiło się gorącą, na jego twarz padła poświata od pożaru. Zobaczył przez drzewa dwóch łotrów którzy tłukli jakiegoś chłopa. Powoli zakradł się w ich stronę wysuwając z pochwy stalowy miecz.

Dziewczyna leżała zapłakana, patrzyła na palący się dach jednej z chat, wsłuchiwała się z przerażeniem w krzyki. Izbor leżał na niej przygniatając ją i mocno trzymał jej ręce.

- Clarice... stęskniłem się za twoim delikatnym ciałem. - powiedział Izbor po czym zaczął nachalnie całować dziewczynę po szyi i dekolcie, głośno dyszał.
Blondwłosa leżała nieruchomo, a po jej policzkach spływały słone łzy.

Geralt w tym samym czasie toczył walkę dwoma łotrami, trzymał miecz oburącz i celował w nich ostrzem. Jeden z nich podbiegł do niego i zamachnął się toporem, wiedźmin zablokował cios. Barbarzyńca odkrył swój brzuch, Geralt szybko to zobaczył i korzystając z okazji, nadział go na ostrze. Drugi łotr podleciał do białowłosego od tylu krzycząc:

- Giń chędorzony mutancie! - wiedźmin błyskawicznie kopnął nadzianego mężczyznę, przez co uwolnił miecz. Odwrócił się w stronę barbarzyńcy i jednym machnięciem miecza odciął mu głowę. Kucnął. Twarz Geralta była we krwi. Nagle zebrało się jeszcze więcej ludzi Izbora. Wiedźmin delikatnie się skrzywił i powoli wstał. Trzech z nich biegło na niego. Białowłosy złożył pace w znak aard który spowodował wytworzenie i pchnięcie energii w kierunku przeciwników. Huknęło jakby z nieba spadł grom, dwóch łotrów wyleciało w paląca się z tylu stertę słomy, a jeden mocno uderzył o ścianę chaty. Został mu ostatni przeciwnik. Geralt opuścił miecz i dysząc skierował opuszczony wzrok na barbarzyńcę, czekał aż zrobi jakiś ruch i w końcu się tego doczekał.

- No dalej... - powiedział Geralt i patrzył jak łotr leci na niego z toporem. Wiedźmin wykręcił piruet i płynnym ruchem odciął mu rękę. Barbarzyńca upadł.
Geralt stanął nad nim i mierzył mu mieczem w twarz.

- Gdzie ona jest?  Gdzie jest Clarice? - wycedził przez zęby białowłosy.

- W-w karocie... - wydukał łotr. Geralt wbił mu ostrze między oczy. Krew rozbryzła się na twarz i włosy wiedźmina. Zaczął szukać wzrokiem wspomnianego przez zbira powozu. W końcu go wypatrzył i szybkim krokiem zmierzał w jego dłoni dzierżąc w dłoni miecz.

Huknęło. Izbor oderwał się od dziewczyny.

- Co to kurwa było? - zapytał. - Poczekaj ukochana zaraz dokończymy. - podniósł się i otworzył drzwiczki. Wyszedł z karocy dookoła rozlegał się tylko dźwięk palących się chat. Na ziemi leżały trupy, w powietrzu unosił się dym i smród spalenizny. Stał i rozglądał się zapinając przy tym koszule. Clarice ledwo się podniosła i usiadła wyglądając przez okno powozu, widziała tylko mężczyzne i płomienie. Izbor wyciągnął z pochwy miecz i delikatnie się pochylił. Zobaczył zbliżająca się sylwetkę i krzyknął:

Ma ghilana mir din'anOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz