Rozdział 12 Times like a fog

60 5 1
                                    

- Clarice? Clarice? Ile można na ciebie czekać zaraz się spóźnimy! Na rany Lebiody, ostatni raz dostałaś tak ważne zadanie! Ja już tego dopilnuję. - dziewczyna stanęła w drzwiach, poprawiła swoje baranie loczki i podeszła do kobiety.

- Już jestem mamo. Przepraszam za zwłokę. Ta sukienka nie chciała na mnie wejść! - krzyknęła z niezadowoleniem i nerwowo poprawiała swoją suknie.

- Eh... Tak bardzo przypominasz mi swojego ojca... Chodźmy już nie możemy się spóźnić! - posłusznie wyszła za matką z domu.

W katedrze rozległ się śpiew chóru, przez ogromne drzwi wszedł orszak prowadzony przez starszego mężczyznę. Za nim szła dziewczyna ubrana w piękną złotą suknię i dostojnicy królestwa którzy nieśli na srebrnych tacach insygnia koronacyjne, w tym Clarice która niosła koronę. Dziewczyna usiadła na krześle po środku ołtarza. Insygnia zostały złożone na ołtarzu. Jeden z biskupów podszedł do ołtarza.

- Miłościwi wierni. Wyznawcy Proroka Lebiody. Spotkamy się w dniu dzisiejszym, aby spojrzeć w oczy naszemu nowemu władcy! Nowej nadziei! Nowej świecy! Drodzy wierni, módlmy się o cud zmartwychwstania Proroka Lebiody i naszych ciał, módlmy się o dobre i miłościwe rządze naszej nowej władczyni Anny Henrietty! - po modlitwie dziewczyna uklękła przed ołtarzem, prymas w obecności dwóch kapłanów podszedł do niej i nastawił nad nią dłonie.

- Anno czy przysięgasz służyć w miłościwej wierze tej krainie?

- Przysięgam. - dziewczyna odpowiedziała pewnie.

- Czy przysięgasz otaczać opieką wiernych podanych?

- Przysięgam.

- Czy zamierzać bronić królestwa i wiary?

- Zamierzam. - Prymas zwrócił się do obecnych z zapytaniem.

- Czy wy poddani chcecie służyć Xiężnej Pani? - na raz wszyscy melodyjnie krzyczeli:

- Radzi my! Radzi my!

Kapłani przynieśli wino oraz święty olej z winogron którymi namaszczali dziewczynę po piersi czole i plecach. Następnie Anna wypiła wino ze złotego kielicha. Prymas w obecności dwóch kapłanów nadstawił nad jej głowę koronę mówiąc:

- Wypełnia się proroctwo. - po tych słowach nałożył koronę na głowę księżnej. Zaraz po tym dostojnicy królestwa przynieśli berło oraz kielich wysadzony kamieniami szlachetnymi. Anna wstała dzierżąc w dłoniach insygnia, prymas prowadził ją do tronu.

- Stań i odtąd dzierż to miejsce. - mężczyzna pocałował ją w dłoń po czym ta zasiadła na tronie.

- O to bowiem jest Xiężna Toussaint! Anna Henrietta! Vivat Vos! Vivat dame brillante! - podani radowali się i wykrzykiwali te same słowa co biskup.


Na pałacu odbywała się uczta, stoły wyłożone były obficie jedzeniem, dookoła lało się wino najwyższej jakości. Xiężna siedziała przy oddzielnym stole. Clarice powolnym zwiewnym krokiem podeszła do niej.

- Wasza Miłość - ukłoniła się zgrabnie.

- Clarice! - księżna podniosła się z krzesła.

- Chciałam powiedzieć wasza wysokość, że... - Xiężna jej przerwała.

- Clarice cię tylko, żebyś zapamiętała sobie to, że jesteś, byłaś i zawsze będziesz dla mnie jak siostra. Poza uroczystościami zwracaj się do mnie proszę po imieniu. Nie chcę aby mój tytuł nas poróżnił. - zmieniła ton na szept. - Zawsze będziesz bliska memu sercu. - Clarice uśmiechnęła się i skinęła głową.

- To dla mnie ogromny zaszczyt Wasza Miłość. - nagle stanął za nią, tajemniczy jegomość ubrany w czarny skórzany płacz.

- Jaśnie Pani. - ukłonił się niezbyt zgrabnie. - Wielcem jestem, rad mogąc towarzyszyć wam wasza miłość w tej pięknej i jak, że to ważnej uroczystości.

- Izbor! - odezwała się kobieta. - To ja jestem rada mogąc gościć cię w moim królestwie. - blondwłosa była zdezorientowana sytuacją.

- Ah tak... - powiedziała - To moja bliska przyjaciółka Clarice Cecyllia Cavendish. Clair, o to hrabia Izbor Octavius Grausam Defauve z Nilfgaardu.

- Pozwolę sobie zauważyć Wasza Miłość, że ma jaśnie pani bardzo piękną przyjaciółkę. Nie rekwirując oczywiście waszej urody Pani. - dziewczynę oblał rumieniec.

- Izbor jak zawsze szarmancki i konkretny...

- Wasza miłość w jakim wieku jest wasza przyjaciółka? - zapytał nie spuszczając z dziewczyny wzroku.

- Clarice niedługo będzie obchodziła swoją szesnastą wiosnę Izborze. - Xsiężna splotła ręce.

- Więc czy wyrażasz zgodę Wasza Miłość na porwanie panienki Clarice do tańca.

- Jeśli tylko ma na to ochotę... - dziewczyna niepewnie kiwnęła głową. Izbor dostojnie wystawił rękę w jej stronę którą chwyciła. Wyszli na parkiet.

- Pięknie pachniesz Clarice. - powiedział mężczyzna, zbliżając się do jej włosów. Dziewczyna poczuła przyjemne ciarki na całym ciele, kiedy jego nos prawie dotknął jej szyi.

- Malinowy zapach i malinowe usta. - Izbor delikatnie pochwycił dziewczynę w talii i w rytm muzyki kołysał jej biodrami. Nagle zatrzymał się.

- Proszę wybaczyć, ale muszę się przewietrzyć  może masz ochotę mi towarzyszyć? - dziewczyna skinęła głową. Udali się razem na pusty balkon, mężczyzna wyciągnął z kieszeni fajkę i oparł się o marmurową balustradę.

- Może zgodzisz się moja droga pani przejść na ,,ty"? Myślę, że to pomogło by nam... w dalszym poznawaniu siebie...

- Jasne, że tak - dziewczyna posłała mu ciepły uśmiech. Wypuścił dym, którego mocny zapach podrażnił jej nozdrza.

- Więc Clarice, długo znasz się z Xisiężną?

- Bardzo długo, tak naprawdę prawie od zawszę. Mieszkam zaraz u stóp pałacu, zawsze bawiłyśmy się razem. - Izbor zbliżył się do niej.

- Piękna jesteś... Geralt... - mężczyzna dotknął jej policzka.

- Przepraszam, co powiedziałeś...? - zapytała z przerażeniem.

- Geralt. - powtórzył.


Nagle wciągnął ją jakby wir. Otworzyła oczy, widziała nad sobą jak przez mgłę trzy sylwetki które kręciły się nad nią. Obraz powoli stawał się co raz bardziej wyraźny i stabilniejszy.

- Geralt, budzi się. - rudowłosa czarodziejka delikatnie się nad nią nachyliła.

- Clair...? - powiedział czule wiedźmin.

- G-Geralt... - ledwo próbowała usiąść.

- Leż dziewczyno. Prawie, że nie umiesz mówić, a co dopiero siedzieć. - Yennefer w miarę delikatnie, popchnęła dziewczynę dłonią na poduszkę.

- C-co się stało... Nic nie pamiętam... Były tylko sny...

- Przez dwie doby leżałaś w śnie leczniczym. Straciłaś bardzo dużo krwi... - rudowłosa nie patrzyła już na nią z poirytowaniem, jej wzrok stał się ciepły i zmartwiony.

- Powinnaś jeszcze trochę leżeć i wypić to. - czarnowłosa czarodziejka podała dziewczynie kielich z niebieską substancją.

- Co to jest...? - zapytała z przerażeniem.

- Nie pytaj tylko pij. Będzie ci po tym lepiej. - dziewczyna wzięła niechętnie łyk eliksiru, skrzywiła się i syknęła czując ogromny ból w gardle.

- Goi się... - powiedziała rudowłosa czarodziejka, spoglądając na ranę dziewczyny.

- Za ile z tego wyjdzie? - zapytał ze zmartwieniem wiedźmin.

- Trudno mi powiedzieć. Rana goi się prawidłowo, krwiobieg pracuje bez zarzutu. - Yennefer przeniosła wzrok na okiennice.

- Myśle, że doba wystarczy... - czarodziejka przyłożyła dłoń do jej czoła.

- Sana hoc somnium... - chwile po rzuceniu zaklęcia przez Triss dziewczyna zamknęła oczy. Geralt jeszcze na chwile zawiesił wzrok na śpiącej Clarice na jej bladą jak śnieg twarz i malinowe usta. Zacisnął zęby, i znikł za drzwiami pokoju.

Ma ghilana mir din'anOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz