9 1/2

569 20 3
                                    



W domu znajdował się ojciec dzieci.

- Bierz dzieci i uciekajcie! - zaproponował Fili.

- Nigdzie nie uciekniecie. Jest za mało czasu - rzekłam, wyłaniając się z cienia - Smok i tak was dopadnie.

- Tatusiu, czy to oznacza, że wszyscy zginiemy? - jęknęła jedna z córek.

- Nie, ależ oczywiście, że nie - odpowiedział z troską. Wiedział jednak, że może mieć racje.

- Smok zabije każdego! - dodała druga dziewczynka.

Bard, bo tak miał na imię ojciec, oderwał z sufity czarną strzałę i powiedział :

- Nie, bo ja zabije go pierwszy.

Spojrzałam na niego, jak z resztą cała reszta. Podszedł do mnie i Tauriel i szepnął :

- Gdy tylko mój syn do was wróci, odpłyńcie.

- Dobrze - odrzekłyśmy.

Odszedł od nas i zawołał :

- Bain, chodź!

Syn posłusznie poszedł za nim.

- Szybko bierzcie manatki! - rozkazałam - może uda nam się chodź trochę uciec. Kto wie, może nawet przeżyjemy.

Wszyscy zaczęli zbierać najpotrzebniejsze rzeczy.

Wyszłam z domu.

Już po chwili wszyscy bili gotowi aby odpłynąć.

- Wsiadajcie - rzekłam.

Wszyscy weszli do łodzi. Odbiłam od brzegu.

- A co z Bainem?! - zapytała zatroskana dziewczynka.

- Spokojnie, znajdzie nas. Głupi chyba nie jest - odpowiedziałam.

Gdy skręciliśmy zza zakrętu wyłonił się chłopiec, szybko wskoczył do łodzi.

Razem z Tauriel popatrzyłyśmy się w stronę góry, zdążyłyśmy już usłyszeć ryk Smauga.

- Co się dzieje? - zapytał Kili.

Popatrzyłam na niego z żalem. Wszyscy zrozumieli już o co chodzi.

Długo nie trzeba było czekać, aż przeraźliwy ryk usłyszą inni. Smok bowiem zbliżał się bardzo szybko.

Przełknęłam ślinę.

Gdy mieliśmy wpłynąć na główny nurt wpadliśmy na władcę, który płynął z całym złotem miasta.

- Płyniemy przed siebie - powiedziałam.

- Nie, są tam wąskie uliczki, co jeżeli dom obok akurat będzie się palił dom?! - rzekł krasnolud.

- Zaufaj mi, a nic się wam nie stanie.

Nagle z naszej łódki wyskoczył Bain

Popierniczyło go?!

- Nie! - krzyknęły siostry.

- Nie zawramy, płyniemy dalej - powiedziała Tauriel.

Gdy wpłynęliśmy do wąskiego przesmyka wyskoczyłam z łodzi.

Wdrapałam się na dach, lecz musiałam bardzo szybko zeskoczyć, iż w moją stronę ziejąc ogniem sunął Smaug.

Wyrwałam deskę i wskoczyłam z powrotem na łódź, bo deska spłonie a nikomu nic się nie stanie.

Gdy przeleciał deska płonęła, wrzuciłam ją szybko do wody.

- Szybciej! - powiedziałam do krasnoludów.

Oni zaczęli przyspieszać.

I udało nam się, skręciliśmy jeszcze w kilka zakrętów, po czym znaleźliśmy się na otwartych wodach.

Oddalaliśmy się coraz bardziej do miasta.

Widzieliśmy jak smok lata, z jego paszczy wydobywa się ogień, który wszystko co napotkał zapałał. Wyglądało to pięknie.

Dopłynęliśmy do brzegu, do którego dopłynęli również inni z miasta. Niektórym udało się uratować inni zostali i spłoneli.

Wysiedliśmy.

Nie zwracając już uwagi na towarzyszy, ruszyłam przed siebie.

Patrzyłam na tych biedaków. Nagle wpadłam na kogoś.

- Oj prze - uciekam - Legolas?! Co ty tu?

Przytuliłam się do niego.

- Już myślałem, że zginęłaś - wyszeptał mi do ucha.

- Chciałbyś - odrzekłam.

Oderwałam się od niego.

Oby dwoje popatrzyliśmy w stronę Tauriel, której Kili dał coś.

- Słodcy są, nie prawdaż? - powiedziałam i odeszłam od księcia.

On poszedł do elfki a ja przed siebie.

- Ariel chodź, nic tu już po nas - wyszeptałam, a zza najbliższego drzewa wyłoniła się klacz. Już miałam wsiadać gdy ktoś się zapytał mnie od tyłu :

- Widziałaś może księcia Legolasa? - zapytał elf.

- Tak, jest przy brzegu - odpowiedziałam i wsiadłam.

Zacmokałam, a klacz ruszyła stępem.

Nigdy - LegolasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz