1. Sukienka w kropki

80 5 0
                                    

To nie jest zmieniona wersja, znacie mnie wiecie że nie chce mi się w to bawić, mimo że miałam ochotę przez pięć minut. W takim wypadku nie zmuszam do czytania wypocin, bo to wciąż jest niedopracowane ff z 2018 roku


17 listopad 2001 r.

Wielki stół ozdobiony dziesiątkami baloników stał pośrodku dużego salonu, a na jego końcu siedziała mała ruda dziewczynka w kropkowanej sukieneczce. Miała smutny wyraz twarzy, mimo że właśnie obchodziła swoje czwarte urodziny. Naokoło stołu siedziało mnóstwo dzieciaków, które przyszły w odpowiedzi na zaproszenia wysłane przez jej rodziców, ale mimo tego Marisol nie czuła się komfortowo. Nie miała ochoty się bawić i integrować z nowymi. Zawsze stroniła od dużych imprez i tłumów. Chciała spędzić urodziny ze swoimi rodzicami i nie potrzebowała prezentów ani przyjaciół, ale nie mogła nic zrobić oprócz czekania do osiemnastej aż wszyscy sobie pójdą. Tymczasem gdy cała reszta towarzystwa świetnie  bawiła się w domu Marisol ta wierciła widelcem dziurę w kawałku tortu, a gdy tort zaczął łamać się na coraz to mniejsze kawałeczki rzuciła go na stół i odrzuciła długie kręcone włosy za siebie. Rozejrzała się po sali pustym wzrokiem jedynie, by odszukać rodziców, których niestety nie było w pomieszczeniu. Powzdychała chwilę i zeskoczyła z krzesła kierując się do kuchni, gdzie miała nadzieję spotka swoich rodziców i jej prośby zostały wysłuchane. Alfonso stał oparty o stół ściskając kubek z parującą kawą w dłoniach, a jej mama rozmawiała z panią Marią, którą Marisol znała głównie z widzenia.

— Mamo! — Marisol podeszła do swojej mamy i zaczęła ciągnąć ją za rękę, by ta zwróciła na nią uwagę. — Jestem już zmęczona.

— Przecież przyjęcie się dopiero zaczęło, skarbie. Pobaw się z kimś, zaprzyjaźnij... Zobacz ile tu jest twoich rówieśników. Proszę aniołku, to jeszcze tylko półtora godzinki — powiedziała miłym głosem i wróciła do rozmowy.

— Swoją drogą widziałaś gdzieś Marco? Myślałam, że będą tu jacyś inni chłopcy, a wyszło na to, że jest sam i gdzieś się ukrył. Poszukaj go proszę Mari. 

Zrezygnowana dziewczynka wróciła do dużego pokoju i na prośbę pani Willemsen zaczęła szukać jedynego chłopca, który był na jej przyjęciu. Schyliła się pod stół i podniosła obrus by zobaczyć czy tam się nie ukrył jednak nikogo tam nie zastała. Ruszyła dalej na poszukiwania po dużym pokoju, ale zrezygnowała gdy jedna z dziewczynek popchnęła ją, a ta pociągnęła obrus, który z całym jedzeniem uderzył o ziemię. Przerażona Mari uciekła do swojego pokoju i zamknęła drzwi mając nadzieję, że chodź na chwilę będzie miała spokój od całego tego chaosu. Odwróciła się od drzwi w stronę swojego namiotu zrobionego z sterty prześcieradeł weszła do środka i przeraziła się widokiem poszukiwanego chłopca, który siedział w rogu z komórką w dłoni. Dziewczynka z początku zawstydzona obecnością chłopaka nie wiedziała co powiedzieć po prostu patrzyła na siebie ze strachem i ciekawością w oczach. Serce Marisol biło z podwójną mocą, pierwszy raz czuła w sobie tyle emocji na raz i nie wiedziała jak je posegregować i nazwać. 

— To mój namiot i moje ukryte miejsce do którego mogę wchodzić tylko ja, mama i tata. Inni muszą znać hasło! — krzyknęła niemalże na pięcioletniego Marco, a ten zablokował telefon i wyszedł bez słowa z jej skrytki siadając obok na podłodze.

Marisol najpierw dumna z siebie weszła do namiotu i usiadła we wcześniej zajmowanym przez chłopca rogu. Po chwili jednak doskwierało jej poczucie winy, że niesłusznie podniosła głos i ponownie odezwała się do Marco. — Przepraszam. Możesz wejść do mojej skrytki, jeśli chcesz.

— A jakie jest hasło? — zapytał zaczynając się lekko uśmiechać co rudowłosa odwzajemniła.

— Już nie musisz mieć hasła, bo cię zapraszam. Chodź — zachęciła go ruchem ręką w swoją stronę. Marco na czworaka wrócił do jej namiotu i usiadł w drugim rogu na przeciwko dziewczyny.

— Twoja mama kazała mi cię szukać. Dlaczego się schowałeś?

— Bo... te dziewczynki na dole się ze mnie śmiały.  — Marco na chwilę posmutniał, a Mari położyła swoją małą rączkę na jego barku.

— Tata mówi, że gdy się kogoś przytula to tej osobie poprawia się humor. Mogę cię przytulić jeśli chcesz?

Marisol przytuliła chłopca, a ten lekko się zaczerwienił. Puściła go gdy usłyszała dźwięk naciskanej klamki, wzdrygała się i próbowała wejść głębiej w namiot jednak ten niestety nie mógł się bardziej rozciągnąć.

— Mari córeczko? Chodź nie bój się. Zadzwoniliśmy po rodziców tych dzieci, a teraz szukamy tylko Marco i ciebie, a wiemy już, że tu jesteście. — powiedział Alfonso powolutku zbliżając się do namiotu, w którym ukryły się dzieci.

— Majorka. Powiedziałam hasło kochanie, więc mogę wejść do twojego namiotu, ale wtedy sama będę musiała cię wyjmować.

Marisol i Marco niechętnie opuścili swoje miejsce ukrycia i stanęli przed swoimi rodzicami jak gdyby czekali na ścięcie. Czterolatka zaczęła bawić się sukienką, a Marco patrzył w ziemię z rękoma zaplecionymi przed sobą.

— Nie bójcie się przecież nie będziemy na was krzyczeć. Chcemy tylko wiedzieć dlaczego się schowaliście?

— Bo te dziewczynki śmiały się z Marco, a mnie popychały! 

— Dobrze to już mamy wyjaśnione i widzicie nie trzeba było się bać prawda? — powiedziała Agnes i kucnęła, by przytulić córkę. — Przepraszam, że cię nie posłuchałam.

— A Marco jeszcze kiedyś do nas przyjdzie? — Mari wypaliła szybko, ale szeptem, by usłyszała to tylko jej mama.

— Jeśli tylko będziesz chciała to myślę, że nie będzie problemu. To pożegnaj się teraz i chodź pomóc mi posprzątać. Mamy dużo pracy.

Marisol podeszła do Marco i jego mamy, a następnie pożegnała się pytając pani Marii kiedy będzie  mogła przyjść znowu. Dziewczyna poczuła, że coś łączy ją z chłopcem i chciała za wszelką cenę spotkać go jeszcze raz, ale teraz na spokojniej. Czuła, że mogą znaleźć wspólny język, że Marisol wcale nie musi przyjaźnić się tylko z dziewczynkami. Zobaczyła w Marco swojego przyjaciela.

someone you lovedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz