3. Dziękuje, że jesteś

250 19 12
                                    

23 marca 2003 r.

Marisol w swoim pokoju miała zawsze porządek, oczywiście nie licząc wnętrza namiotu, w którym praktycznie znajdowały się wszystkie zabawki i inne niepotrzebne rzeczy. Na ścianach nigdy nie miała koloru różowego, bo nie chciała być jak inne dziewczynki, zawsze próbowała być oryginalna. Jednak tamtego dnia w pokoju Marisol panował totalny chaos, co zresztą ją samą doprowadzało do szaleństwa, a to wszystko dlatego, że nie potrafiła znaleźć koszulki, którą podarował jej Marco przeznaczoną na jego mecze. Jako że siedmioletni Marco grał już w juniorskim klubie w głównym składzie, to miał swoją własną koszulkę z numerem 18, więc pierwsze co zrobił, to poprosił o dodatkową koszulkę dla Marisol, żeby mogła mu w niej kibicować na każdym meczu. Dlatego teraz dziewczynka była przerażona tym, że zapodziała gdzieś tę koszulkę, więc szybko zbiegła na dół i zaczęła panicznie wołać mamę, która wystraszona tonem córki wybiegła z łazienki i klękła przed Marisol.

— Co się stało kochanie?

— Ja zgubiłam tę koszulkę od Marco, a za godzinę musimy być na stadionie... — powiedziała wszystko na jednym oddechu i gwałtownie wypuściła powietrze. Agnes zaśmiała się cicho i wstała, głaszcząc córkę po włosach.

— Nic się nie martw. Musiałam ją przecież wyprać przed dzisiejszym meczem po tym, jak ostatnio ubrudziliście ją keczupem. Zaraz ci ją przyniosę.

Marisol odetchnęła z ulgą i usiadła na fotelu, opadając w niego głęboko. Stresowała się meczem równie mocno, jak Marco. Wiedziała, ile to dla niego znaczy i jak bardzo mu na tym zależy. W życiu nie opuściła jeszcze ani jednego jego meczu, zawsze siedziała w sektorze dla rodzin i kibicowała najgłośniej ze wszystkich. Po meczu Marco zawsze podchodził do niej, ściskał ją, później rodziców i zostawał jeszcze chwilę w szatni z kolegami. Później Gilberto Asensio zabierał Marisol, Marco i Igora na mały deserek w ramach nagrody za udany mecz.

— Musimy już iść Mari — powiedział Alfonso, a Agnes podała Marisol koszulkę z nazwiskiem Marco. Rudowłosa zerwała się z fotela, chwyciła koszulkę i pobiegła do samochodu, zajmując miejsce z tyłu. Gdy jej rodzice usiedli w samochodzie, Mari poprosiła ich o włączenie płyty Backstreet Boys, jako iż jej mama zaraziła ją ich muzyką. Mała stukała palcami o kolano w rytm 'As long as you love me' gdy podjechali pod stadion Estadi de Son Moix. Marisol wybiegła z samochodu, nie czekając na rodziców i zatrzymała się dopiero przed wejściem, niecierpliwie machając stopą. Zostali przepuszczeni pierwsi i udali się na wyznaczone trybuny, na których siedzieli już rodzice Marco. Marisol przywitała się z państwem Asensio i usiadała obok Igora. Na stadionie stres jeszcze bardziej ją pochłonął i spowodował, że po wyjściu drużyny Marco na boisko zaczęła się trząść ze strachu, że coś pójdzie nie tak. Zaczęła się o niego bać, odkąd Igor pokazywał im straszne filmiki z wypadków piłkarzy i śmierci. Przytuliła się wtedy do Marco i poprosiła, żeby nigdy jej nie opuścił, a on jej to obiecał...

Gdy tłum odśpiewał hymn klubu, tuż za chwilę rozbrzmiał pierwszy gwizdek rozpoczynający pierwszą połowę meczu. Marisol ścisnęła kciuki i siedziała niczym na mrowisku, a jej rodzice skrycie się z niej śmiali. Mecz był pełen emocji, drużyna przeciwna zebrała parę żółtych kartek zaś Mallorca jedną czerwoną kartkę, którą otrzymał Fernando Reina. W drugiej połowie meczu padła bramka kolegi z drużyny Asensio, a później sam Marco niefortunnie trafił w słupek tuż nad bramką. W doliczonym czasie gry przeciwna drużyna wyrównała wynik i spotkanie oficjalnie zakończyło się remisem. Od razu po usłyszeniu końcowego gwizdka Marisol zaczęła energicznie dyskutować na temat przebiegu meczu z Igorem, że nawet nie zwróciła uwagi na to, że Marco do nich podszedł. Gilberto i Maria przytulili go i ucałowali, żeby wyrazić dumę, jaką tryskali, widząc swojego syna na boisku. Następnie Marco podszedł do Marisol, uścisnął ją i szepnął na ucho krótkie 'dziękuję, że tu jesteś'. Rudowłosa zaczerwieniła się i odpowiedziała mu cichym 'nie ma za co'. Marco poszedł do szatni, by się przebrać i za niecałe piętnaście minut był gotowy. Rodzice Marisol wrócili do domu, a córkę zostawili pod opieką rodziców Marco, bo młodzi nie chcieli się rozstawać. Nawet nie zauważyli momentu, w którym stali się dla siebie jednymi z najważniejszych osób w życiu, a Marisol w końcu miała kogoś, komu mogła wyznać każdy swój sekret.

someone you lovedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz