14. Zwyczajny dzień nastolatów

56 10 3
                                    

14 marca 2011 r.

Igor był już pełnoletni. W dniu urodzin Marco zrobiono podwójną imprezę dla rodziny i bliskich, a następnego dnia Igor zrobił ogromną imprezę tylko dla swoich kolegów, na którą nie zaprosił nawet swojego brata, mówiąc, że ta impreza nie jest przeznaczona dla dzieci.
Marisol była szczęśliwa, że nie musiała się starać dla Igora i mogła spędzić ten dzień o wiele lepiej niż na urodzinach największego nudziarza, jakiego widziała Majorka.
Tym razem dzieciaki umówili się na rowery, Marco za dwa dni wyjeżdżał do Hiszpanii, więc Marisol korzystała z każdej minuty.

— Potem możemy jechać do Sasheque. Mam parę drobnych. — Jennifer potrząsnęła kieszenią kurtki, a monety zabrzdękały, uderzając o siebie.

— Dobry pomysł, podają tam pyszne krewetki. — oznajmił Stefano, a pozostali zrobili krzywe miny.

— Jak można jeść takie rzeczy? To obrzydliwe. — dodała Bonie, a Erik potrząsnął głową.

— Niektórzy ludzie w Finlandii jedzą smażonego renifera. Kiedyś ojciec kazał mi skosztować, bo to tradycyjna potrawa.

— Renifer? I jak?

— Nie zjadłem. Uwielbiam renifery, są przekochane. Nie potrafiłbym zjeść choćby kawałeczka. — chłopak skrzywił się na samą myśl i szybko odgonił to wspomnienie.

— Może po prostu zamówimy frytki. — podsumowała Marisol, a cała grupa ochoczo kiwnęła głowami.

Usiedli z powrotem na rowery i ruszyli w dalszą trasę. W czterdzieści minut dotarli w okolice Castell de Bellver. Rzucili rowery na trawę i wszyscy usiedli na długim murku.
Marco wyjął z plecaka picie i podzielił się z Marisol. Westchnęli i patrzyli na okrągły zamek i masę turystów, którzy spacerowali po nim, robiąc sobie mnóstwo zdjęć.

— Gdzie chcielibyście pojechać? — Jennifer wymyśliła zabawę i spojrzała na resztę grupy. — Erik zacznij.

— Cóż.... Finlandia jest naprawdę piękna, ale nie chciałbym tam wracać. Majorka i Hiszpania są o wiele piękniejsze, ale gdybym znowu miał gdzieś wyjechać, to wybrałbym Walię lub Szkocję. Wydaje się tam być tak spokojnie i melancholijnie.

— Marisol miała z przodków Szkocji! — Jenn uśmiechała się do rudowłosej, a ona kiwnęła głową, zdziwiona, że Jennifer zapamiętała taki szczegół. — To teraz Bonita.

— Mi się marzy Japonia albo Tokio. Lubię przepych i tamtejszą kulturę.

— O ciekawie, nigdy nie interesowałam się tamtymi regionami. Marco twoja kolej.

— Chyba nie mam takiego miejsca, do którego bardzo chciałbym pojechać.

— Bo wiecie jak Marcolini zostanie piłkarzem to będzie jeździł po całym świecie. — dodała Marisol, a Marco się rozmarzył. — A jeśli chodzi o mnie, to po prostu chciałabym się wyprowadzić. Może Francja albo Irlandia...

— A ja bym chciała zobaczyć Amerykę. — Marisol spojrzała na Jenn, a dziewczynka jakby posmutniała. — Chciałabym zobaczyć jak żył mój tata i dlaczego moja mama wolała zamieszkać tutaj niż tam zostać.

— Twój tata nie żyje? — spytał Stefano, a wszyscy z zaciekawieniem spojrzeli na Jenn, która kiwnęła głową. Marco objął ją ramieniem, a ona lekko się uśmiechnęła.

— Może już jedźmy do Sasheque. — wszyscy zgodzili się z Jennifer. Zabrali rowery i w ciszy jechali do swojej ulubionej restauracji.

§

— To tak, dwa razy Gazpacho, trzy razy frytki i jedną porcję krewetek. — Jennifer złożyła zamówienie i wróciła do stolika. W międzyczasie Stefano, Erik i Marco oglądali najlepsze triki piłkarskie Zinedine Zidane, a Marisol rozmawiała z Bonie o najbliższym koncercie Coldplay. Jennifer miała już poczucie, że Marisol ją polubiła. Przestała patrzeć na nią jak na wroga, ale nadal mało co z nią rozmawiała.
Zignorowała chłopaków i usiadła obok Bonity, próbując wtrącić się w rozmowę.

— Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś zobaczyć Backstreet Boys na żywo...

— Tak, mam nadzieję, że kiedyś jeszcze wrócą. Szkoda, że zawiesili działalność. — Jennifer nie wiedziała, o czym mówią, więc zaczęła rozglądać się po restauracji. Chwilę później podeszła do nich kelnerka i podała trzy porcje frytek zamówione przez Marisol, Marco i Jennifer. Marisol wciąż rozmawiała z Bonitą o swoich ulubionych muzykach aż w końcu chłopcy skończyli oglądać fragmenty meczów i zaczęli rozmawiać z dziewczynami.

— Na ile wyjeżdżasz? — Bonie skierowała się w stronę siedzącego naprzeciw Marco.

— Tydzień. Potem będę miał dwa tygodnie luzu, a później gram tutaj mecz. Może przyjdziecie wszyscy? Będzie świetnie, później poproszę tatę, żeby gdzieś z nami poszedł.

— Świetnie! — Jenn klasnęła w dłonie, a Marco już planował dokąd mógłby zaprosić swoich znajomych.

— Nigdy nie byłam w parku rozrywki. — jak zawsze mógł liczyć na wspaniałomyślność Marisol, więc przystał na tej propozycji i teraz musiał pomyśleć jak przekonać do tego pomysłu tatę.

— Proszę Gaspacho i krewetki. — kelnerka podała Stefano jego ukochane krewetki, a chłopak aż oblizał wargi. Erik pierwszy raz w życiu jadł Gaspacho, więc od razu chwycił za łyżkę i włożył do ust. Chwilę później jego oczy się rozszerzyły i z pełną buzią oznajmił, że jest przepyszne. Bonie zjadła swoją porcję szybciej niż ktokolwiek inny i przy okazji ubrudziła sobie koszulkę.
Po posiłku cała grupa pojechała nad jezioro, gdzie bawili się do upadłego.
Niedługo szykowała się najlepsza zabawa w życiu dzieciaków, o ile oczywiście Gilberto Asensio wyrazi zgodę. Jednak Marco był święcie przekonany, że ojciec nie będzie w stanie mu odmówić niczego.

someone you lovedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz