•Rozdział 11-zmiana środowiska•

1.9K 119 82
                                    

— ...i potem po prostu mnie przytulił, przytulił jakby nigdy nic — powiedziała Melian siedząca na łóżku Elijah'a w jego dormitorium.

— Awww, jak słodko — odparł Ślizgon, który wylegiwał się z głową ułożoną na nogach brązowowłosej.

Mel bawiła się włosami chłopaka opowiadając mu wszystko to co stało się podczas jej wyjścia do Hogsmeade z Fred'em.

Od razu gdy tylko wróciła do Hogwartu udała się do niego, gdyż była dość rozemocjonowana i na szczęście dla niej Elijah był w swoim dormitorium, więc na spokojnie była w stanie porozmawiać ze swoim przyjacielem.

— W sumie to byłam tym trochę bardzo zszokowana, szczególnie tym co mi powiedział wcześniej, ale to przytulanie było... miłe — dziewczyna zarumieniła się lekko, co nie uszło uwadze Elijah'a.

— No i co było dalej?

— Szczerze? Spanikowałam — nerwowo zaśmiała się Mel — Odsunęłam się od niego, powiedziałam, że czekasz na mnie niecierpliwie i wróciłam do Hogwartu trochę okrężną drogą, zrobiłam sobie dłuższy spacer.

— A już myślałem, że coś w stylu „i potem mnie pocałował" a tu nic — blondyn parsknął głośnym śmiechem.

— Przestań — Melian trzepnęła swojego przyjaciela w głowę — Dopiero co przestałam się go bać w sumie i od razu miałabym go całować? Proszę cię, o czym my w ogóle rozmawiamy.

— Ja tam was widzę razem, jak nie teraz to w przyszłości — odparł śmiertelnie poważnie Ślizgon.

— A ja jakoś niespecjalnie — powiedziała Puchonka i wystawiła mu język.

— Serio Mel, jesteś śliczną dziewczyną i gdyby tylko blondynki nie były w moim typie, ja już bym zapraszał cię na randkę.

— Dzięki, jakoś przez 6 lat nauki w Hogwarcie nikt mnie nie zaprosił, jedynie Thomas się do mnie dobierał — brązowowłosa smutno zaśmiała się pod nosem.

— Wracając do Freda — powiedział od razu Elijah widząc, że wchodzą na te bolesne dla Mel tematy — Ja myślę, że pasujecie do siebie, ładnie razem wyglądacie.

— A ja tego w ogóle nie widzę.

— Myślałaś nad zakupem okularów może? — zaśmiał się Elijah, na co Melian mocniej pociągnęła go za kosmyk włosów, którymi cały czas się bawiła.

— Nie wiedziałam, że farbujesz włosy — dziewczyna sprawnie zmieniła temat.

— Co? — zdziwił się Ślizgon.

— To, że masz zielony kosmyk włosów — odparła dziewczyna chwytając w palce rzekome pasmo włosów, które faktycznie odznaczało się na tle reszty swoim intensywnie zielonym kolorem.

— A to o to chodzi — odpadł ewidentnie z ulgą chłopak — Właściwie to myślę, że mam zdolności metomarfomaga.

— Naprawdę? To świetnie! Czemu nie mówiłeś wcześniej?

— Najpierw próbowałem sam i tak udało mi się zmienić kolor tego pasemka czy moich oczu, są dwukolorowe bo jeszcze w wakacje się z tym męczyłem, a kiedy już mi się udało z jedynie jedną tęczówką, oczywiście drugiej kolor nie chciał się zmienić.

— Musisz się zgłosić do kogoś, może dyrektor, albo Snape, ktokolwiek — powiedziała Mel ewidentnie zaintrygowana sprawą.

— Tak zrobię, ale może po pierwszym zadaniu Turnieju, na razie ich grafik jest dość mocno...napięty — odpowiedział chłopak.

— Cóż, masz rację oczywiście — zaśmiała się ponownie tego dnia Melian.

*

Fred spokojnie czekał na swojego brata i Lee w ich wspólnym dormitorium. Starszy bliźniak wrócił najwcześniej do Hogwartu, właściwie to zaraz po incydencie z Mel. Po tym, co powiedział dziewczynie i jak wtulił się w nią, kiedy nagle w ciągu kilku sekund odsunęła się od niego i znikła z jego pola widzenia, Fred stał przez kilka minut zamrożony nie do końca mając świadomość co się stało.

Potem ogarnął się i powolnym krokiem wrócił do szkoły, a gdy znalazł się w swoim dormitorium, rzucił się na łóżko, nie wiedząc kiedy zasnął. Obudziły go dopiero głosy chłopaków gdy otwierali drzwi i weszli do pokoju.

— No, no Freddie, pobudka — zaśmiał się George gdy dostrzegł zaspanego brata.

— Co cię tak wzięło na drzemkę w ciągu dnia? — zapytał równie roześmiany Lee, który podszedł do szafy, wyjął z niej szarą bluzę i naciągnął ją na siebie.

— Szczerze to nie mam zielonego pojęcia, nawet nie wiem kiedy zasnąłem — Fred przetarł oczy i ziewnął przeciągle.

— No i czemu nie wróciłeś do Pubu? Ron za ciebie piwo kremowe wypił, bo przecież nie mogło się zmarnować — powiedział młodszy rudowłosy bliźniak.

— Poszedłem za Mel po prostu — odparł Fred i podniósł się do pozycji siedzącej.

— Nawet nie wiesz jak się zdziwiłem kiedy ją z tobą zobaczyłem — George puścił oczko swojemu bratu, na co Lee parsknął śmiechem.

— Ale co w tym takiego dziwnego? — starszy rudzielec wzruszył ramionami.

— No nie wiem, jeszcze niedawno nie chciała z nami gadać, a tu proszę, prawie randka.

— Jaka randka, George ktoś ci coś chyba do piwa dolał — nerwowo zaśmiał się Fred.

— No co, nie powiesz, że Melian ci się nie podoba — dodał Lee.

W Hogwarcie było mnóstwo dziewczyn z brązowymi włosami, ale to ta jedna Puchonka miała w sobie coś takiego, co sprawiało, że Fred Weasley był w stanie na dłuższą chwilę zawiesić na niej swój wzrok.

Cała jej osoba była intrygująca z wielu powodów, ale chyba najbardziej rudzielca urzekały oczy dziewczyny. Ciemne i bardzo głębokie, a w tym samym momencie przepełnione fioletowymi iskierkami, czego piękno już wcześniej komplementował Fred.

Tak, Melian Cherryd była piękną dziewczyną, ale w takim momencie relacji, jaka ich łączyła nie można było mówić o jakichkolwiek głębszych uczuciach.

Przynajmniej narazie.

— Jest śliczna, to prawda, ale to nic poważnego —odpowiedział starszy bliźniak drapiąc się po głowie.

— Ta, nic poważnego — George i Lee ryknęli śmiechem.

— No co? — Fred uniósł brwi do góry ze zdziwienia i w tym samym momencie irytacji.

— Nic, nic — zaśmiał się ciemnoskóry chłopak.

— Niedługo Bal Zimowy, założę się, że pójdziecie razem.

— George nie gadaj głupot — jęknął starszy bliźniak.

— Ja postawie pięć galeonów — Lee wstał ze swojego miejsca i podszedł do młodszego rudzielca.

— Stoi? — powiedział George.

— Stoi — odparł Lee i uścisnął dłoń swojemu przyjacielowi.

— Jesteście niemożliwi — prychnął Fred i wstał z łóżka podchodząc bliżej drzwi.

— Gdzie idziesz? Już chcesz zaprosić Melian na ten Bal? — obaj chłopcy parsknęli głośnym śmiechem.

— Tak tak, jasne —warknął Fred i opuścił dormitorium.

Przeszedł przez Pokój Wspólny Gryffindoru wymieniając spojrzenia z kilkoma uczniami. Gdy znalazł się już na pustym korytarzu, jakoś odetchnął z ulgą.

Coraz częściej miał wrażenie, że przy swoich przyjaciołach, w tym jego bracie, czuł się dość nieswojo i momentami gorzej. Coraz częściej zajmowało mu to głowę przez coraz więcej czasu i martwiło go to z dnia na dzień bardziej i bardziej.

Najbardziej bolała go jedna myśl.

Może potrzebował zmiany środowiska chociaż na chwilę?

Puchońskie łzy | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz