Lavender stała się częstym gościem w Norze, z tak naprawdę każdym dobrze jej się rozmawiało, a państwo Wealsey również bardzo ją polubili, więc wszystko było wręcz idealnie.
W trzecim tygodniu lipca dziewczyna, jak już prawie codziennie, znajdowała się w Norze, razem z Harrym i panią Weasley przygotowywali makaroniki z kremem malinowym, a reszta malowała starą komórkę znajdującą się na skraju lasu.
— Ubiłeś te białka Harry? — zapytała Molly, a Potter po tym jak kiwnął głową podał jej miskę, gdzie kobieta dosypała mąki migdałowej — Zamieszaj teraz.
Lavender przecierała maliny przez sitko do kremu i przy okazji ruszała się w rytm cichej muzyki, która leciała z radia ustawionego na niewielkim stoliku.
Pani Weasley ruchem różdżki zagotowała wodę na herbatę, którą zaparzyła w ośmiu kubkach, Harry skończył mieszać ciasto i teraz razem z Lavender wyciskali je w odpowiednim kształcie na blachę. Już chwile później wstawili ją do piekarnika i teraz zostało im jedynie kontrolować czas razem z temperaturą.
Molly wyjęła z lodówki przygotowane jeszcze wcześniej galaretki z owocami i poprosiła Lavender żeby zawołała resztę osób na przerwę.
— Chodźcie na herbatę! — krzyknęła Brown gdy tylko znalazła się w niewielkiej drewnianej komórce, będącej składzikiem na różne narzędzia ogrodnicze.
Odwróciła się na pięcie gdy usłyszała Ginny odkrzykującą jej „już idziemy" lecz niestety wpadła na Rona trzymającego w ręku pędzel i puszkę białej farby. Jak można się domyślić, razem skończyli dość mocno pobrudzeni, ale i tak wybuchli głośnym śmiechem.
— Przepraszam — Ron podrapał się po głowie gdy Lavender próbowała zetrzeć z siebie chociaż trochę białej farby.
— Nic nie szkodzi, wzięłam ubrania na przebranie, przeżyje — uśmiechnęła się.
Gdy już wszyscy ruszyli z powrotem do Nory i weszli do środka, Brown pobiegła na górę się przebrać, ciemne spodenki i szarą koszulkę zamieniła na sukienkę do kolan w kolorze pastelowego błękitu.
Kiedy już stała na szczycie schodów i chciała z nich zbiec, usłyszała głos, którego w głębi duszy się bała.
Hermiona Granger.
Najwyraźniej przyjechała niespodziewanie i witała się z wszystkimi, Lavender powoli zeszła ze schodów i zobaczyła ją, otoczoną przez wszystkich, w tym Rona.
Brown spojrzała na niego krótko, ale wydawało się jej, że chłopak nie dawał jej aż tyle uwagi, natomiast ona zagadywali go cały czas i zmuszała żeby spojrzał na nią.
Lavender skierowała swój wzrok na resztę domowników, Fred był już cały czerwony na twarzy i zniknął w salonie, żeby rzucić się na kanapę, George cały czas wybuchał śmiechem, Harry przenosił bagaże Hermiony, państwo Weasley tulili do siebie dziewczynę i wypytywali o szczegóły jej podróży.
W końcu, gdy Molly i Arthur zniknęli w kuchni, Granger spojrzała na Lavender i zmierzyła ją wzrokiem od stop po czubek głowy, a potem zachichotała.
— Co tu robi ta grubaska? — zapytała.
Dziewczynie od razu zebrało się na płacz.
To prawda, Lavender nie miała idealnej figury i nigdy tak się nie postrzegała, lecz zadrość innym, gonienie za idealną sylwetką sięgało to tak daleko, że na drugim roku głodziła się, piła tylko sok dyniowy przez kilka dni, aż w końcu trafiła do Skrzydła Szpitalnego na ponad dwa tygodnie.
Od tego momentu, po wielu rozmowach z profesor McGonagall, próbowała zmienić swoje nastawienie i nabrać pewności siebie.
Próbowała, był to mozolny proces, ale jakoś jej to szło, lecz przez właśnie takie komentarze pogarszało jej się i znowu zaczynała wstydzić się swojego wyglądu.
CZYTASZ
Puchońskie łzy | Fred Weasley
FanfictionPowrót do Hogwartu na szósty rok nauki. Melian dawniej kochała to miejsce, ale coś w jej podejściu do tej szkoły się zmieniło, coś w całym jej życiu się zmieniło. Po śmierci najważniejszej dla niej osoby nie może poradzić sobie z negatywnymi emocjam...