•Rozdział 24-tak wiele się dzieje•

1.8K 100 117
                                    

— No dzień dobry — Melian od razu na pobudkę usłyszała bardzo dobrze jej znajomy głos Elijah'a.

Przetarła oczy, po czym dostrzegła blondyna opierającego się ramieniem o drewniane drzwi z wymownym i bardzo szerokim uśmiechem na ustach.

— Co się dzieje? — poranny, zachrypły głos Freda dotarł do uszu dziewczyny, a jego ciepły oddech omiótł jej szyję.

Gdy brązowowłosa zobaczyła w jakiej pozycji się znajdowali, od razu soczyście się zarumieniła.

Ich nogi były złączone razem, plecy Melian dociśnięte były do brzucha rudzielca przez jego ręce ułożone na talii dziewczyny, zaciśnięte na niej mocno, ponadto trzymali się za dłonie.

Fred na sekundę podniósł głowę żeby sprawdzić kto oprócz nich jest w dormitorium, a kiedy zobaczył Elijah'a, położył się na swoje wcześniejsze miejsce i schował twarz w włosy Melian.

— Widzę, że nieźle się bawicie i nie żeby coś, wcale nie mam nic przeciwko — Ślizgon puścił im oczko i roześmiał się głośno.

Mimo tego, że Puchonce było naprawdę wygodnie, uwolniła się z ramion Freda i szybko wstała z łóżka.

— Oh przestań, do niczego nie doszło — odpowiedziała od razu.

Tak bardzo nie lubiła jak Ślizgon insynuuje coś między nią a Fredem, przecież byli dobrymi przyjaciółmi i nic poza tym.

— Co się stało z twoimi włosami?! — krzyknął Elijah i momentalnie znalazł się przy Melian, wziął kilka kosmyków jej włosów w swoje dłonie — Przecież nie były takie krótkie na 100%.

— Nic takiego — jej wyraz twarzy momentalnie zmienił się o 180 stopni na zasmucony.

Spuściła głowę w dół i przetarła twarz dłońmi.

— Przecież widzę że coś jest nie tak  — Elijah przyciągnął do siebie swoją przyjaciółkę i przytulił mocno — Muszę wiedzieć, to Fred?

— Nie bądź głupi — Gryfon momentalnie podniósł się do pozycji siedzącej — Tak źle o mnie myślisz?

— Nie, nie o to mi chodziło — odpowiedział blondyn i spojrzał na Freda.

— To nie on — dodała Melian.

— Sama sobie obcięłaś? Potrzebowałaś zmiany czy co?

— Higgs, Bletchley i Flint to jej zrobili — powiedział Weasley stanowczym głosem i stanął obok Puchonki układając dłoń na jej ramieniu w celu dodania jej chociaż odrobiny otuchy.

— Znowu oni? Nienawidzę ich i naprawdę, wstyd mi za Slytherin — powiedział Elijah.

— Może coś byś z tym zrobił skoro jesteś Ślizgonem — ton Freda zrobił się odrobine nieprzyjemny z nutką agresywności.

— Niby co? Myślisz, że szlama jak ja ma jakikolwiek autorytet wśród Ślizgonów? A Snape mnie nienawidzi i nawet nie chce mnie słuchać. Poza tym na tej samej zasadzie ty powinieneś ogarnąć Wood'a czy Angelinę.

— Ostatnio Thomas się uspokoił, a Angie przeprosiła.

— Angie? Dalej się przyjaźnicie po tym jak powiedziała Melian, że powinna po prostu umrzeć bo tak by było lepiej dla wszystkich dookoła?

— Nie przyjaźnimy się, odbyła swoją karę i nie widzę sensu żeby to rozdrapywać znowu — Fred zacisnął pięści ze złości, która zaczynała w nim buzować.

— Chłopcy, spokojnie — odezwała się w końcu Melian i odepchnęła rudzielca od Elijah'a, bo zbliżył się niebezpiecznie blisko niego — Dajcie sobie spokój, nie jestem już małym dzieckiem i umiem o siebie zadbać, proszę was.

Puchońskie łzy | Fred WeasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz