Melian czuła się dość nieswojo.
Od poprzedniego dnia Fred nie odzywał się do niej wcale, ewidentnie jej unikał, bo ani na posiłkach, ani na lekcjach dziewczyna nie dostrzegła jego rudej czupryny w jej pobliżu.
Puchonka nie wiedziała tak naprawdę co się działo, czemu tak prawie bezpodstawnie się obraził i z hukiem wyszedł z dormitorium dziewczyny.
Siedziała w swojej wnęce na drugim piętrze i przeglądała notatki z Eliksirów w razie, gdyby profesor Snape chciał ją zapytać kolejnego dnia. Próbowała się skupić na składnikach eliksiru rozweselającego, ale nie była w stanie.
Coś ją rozpraszało.
Nagle usłyszała trzy śmiechy dość blisko, zbliżające się jeszcze bardziej, nie była już w stanie użyć swojego naszyjnika od babci żeby zniknąć.
Po kilku sekundach przed nią pojawiły się trzy niestety znajome jej twarze, Marcus Flint, Miles Bletchley i Terence Higgs.
— O tu jest nasza kochana Puchoneczka — Ślizgoni ryknęli śmiechem i stanęli jeszcze bliżej niej.
— W końcu tego rudego przygłupa przy tobie nie ma — prychnął Marcus.
— Coś ostatnio za blisko siebie jesteście — dodał Miles, a jego dwaj towarzysze pokiwali głowami potwierdzając jego słowa.
— Już się z nim pieprzyłaś? — Higgs podszedł bliżej już lekko roztrzęsionej Melian i złapał ją mocno za podbródek zmuszając do spojrzenia mu prosto w oczy.
Miał definitywnie za bardzo rozszerzone źrenice i oddychał ciężko, tak samo jak Bletchley i Marcus.
Gdy Puchonka ze strachu nie była w stanie nic z siebie wydusić, Terence popchnął ją mocno na zimną szybę znajdującą się za nią.
Dźwięk jej ciała uderzającego w szkło rozniósł się po korytarzu, a fala bólu rozeszła się po jej ciele od czubka głowy, wzdłuż kręgosłupa aż do stóp.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, a łzy zaczęły napływać jej do oczu.
— Teraz go tu nie ma, tego jebanego zdrajcy krwi — powiedział Marcus — Nikt cię nie obroni.
Chłopak złapał Puchonkę za oba nadgarstki i pociągnął ją tak aby wstała. Z jej ust wyrwał się jęk bólu, a łzy wypłynęły na policzki.
— I czemu ryczysz kurwa? — zaśmiał się głośno Terence.
Każde jego parsknięcie śmiechem huczało mocno w głowie Puchonki, coraz bardziej świat dookoła kręcił jej się przed oczami i przez to uderzenie w szybę, definitywnie zbyt mocne, powoli przestawała kontaktować.
Odrobinę ocknęła się dopiero gdy ponownie została rzucona z dużą siłą na podłogę. Skuliła się przyciągając do swojego brzucha kolana.
Gdy myślała już, że może Ślizgoni znudzili się i po prostu znikli, mocny uścisk Marcusa przywrócił ją do rzeczywistości.
Chłopak podciągnął ją do góry tak, że chwiejnie stanęła na nogi.
— C-czemu? — wydukała cicho dziewczyna.
— Co czemu? — prychnęli Ślizgoni nadal śmiejąc się głośno.
Terence przybliżył się niebezpiecznie blisko dziewczyny, złapał ją za oba nadgarstki i przyszpilił ją do ściany przyciskając swoje ciało bardzo blisko niej.
Natomiast Miles zniknął gdzieś na sekundę i powrócił z czymś w rękach.
— Czemu tak mnie nienawidzicie? — powiedziała dławiąc się łzami.
CZYTASZ
Puchońskie łzy | Fred Weasley
FanfictionPowrót do Hogwartu na szósty rok nauki. Melian dawniej kochała to miejsce, ale coś w jej podejściu do tej szkoły się zmieniło, coś w całym jej życiu się zmieniło. Po śmierci najważniejszej dla niej osoby nie może poradzić sobie z negatywnymi emocjam...