— To byłam ja i przyznaje się do tego — powiedziała Angelina.
— I? — Fred spojrzał na nią wyczekującym wzrokiem.
— I zaraz pójdę do profesor Sprout, wszystko jej powiem, wyjaśnię, przyznam się do winy, przyjmę każdą karę — odparła Johnson prychając pod nosem.
— I? — znowu powiedział Fred.
— I przepraszam cię Melian tylko dlatego, że on mnie do tego zmusza — jej twarz rozświetlił wredny uśmiech gdy wskazała palcem na Freda — Gdyby nie to, zrobiłabym to wszystko jeszcze raz, dolałabym ci tego nawet więcej, kilka koszmarów i jakieś małe zawroty głowy czy senność to nic, powinnaś po prostu zniknąć stąd, najlepiej zdechnąć w samotności żebyś czuła dokładnie to jak bardzo beznadziejna jesteś — twarz Angeliny była zdecydowanie z blisko Puchonki.
Ciemnoskóra dziewczyna patrzyła na nią z obrzydzeniem i wściekłością w oczach, a Melian jedynie siedziała przerażona.
Nie wiedziała co takiego zrobiła Angelinie że Gryfonka stała się kolejną osobą nienawidzącą jej tak bardzo.
— Gdyby nie moja głupota bo trochę za głośno chwaliłam się mojej przyjaciółce tym co udało mi się osiągnąć, Fred nigdy nie zorientowałby się że to ja. Wiesz Melian, naprawdę bardzo przyjemnie patrzyło mi się na twoje złamane serduszko jak podrzuciłam te rzeczy Fredowi, to było banalnie proste. Chociaż trwało to tak krótko i sprawa szybko się rozwiązała, miło mi ze świadomością, że sprawiłam ci taki ból i posunęłaś się do takich rzeczy — uśmiechnęła się i kątem oka spojrzała na lewe przedramię Puchonki.
Skąd ona wiedziała?
Melian zacisnęła mocno zęby. Nie chciała dać tej dziewczynie kolejnej satysfakcji z jej łez. Nie chciała i nie mogła tak płakać przed nią i Fredem.
— Może już się zamkniesz Angelina? Albo najlepiej jak udasz się prosto do profesor Sprout i powiesz jej wszystko. Teraz — powiedział Fred i zmierzył ją morderczym wzorkiem.
— Wiesz co... — urwała na chwile Johnson i również popatrzyła się na chłopaka — Znamy się, przyjaźnimy się 6 lat, myślałam, że będziemy kimś więcej, ale ty i tak wybrałeś tą zjebaną wywłokę, nadal nie wiem dlaczego.
— Wypierdalaj Angelina, nie będziesz jej przy mnie tak obrażać — rudzielec pociągnął ją za ramię i zmusił do wstania, po czym popchnął w kierunku wyjścia.
Ciemnoskóra dziewczyna śmiejąc się jeszcze pod nosem wyszła z sali zostawiając Freda i Melian samych.
— Przepraszam cię — powiedziała brązowowłosa po chwili ciszy.
— Ty mnie? — zdziwił się Weasley — Za co? Przecież to ja powinienem cię przepraszać.
— Sama nie wiem, dusi mnie poczucie winy z jakiegoś powodu. Elijah się zwyzywał wcześniej, może powinnam za niego przeprosić.
— Elijah miał racje i tutaj wszystko jest jedynie moją winą — Fred opadł na krzesło obok Melian oddychając ciężko — Nie umiem dobierać sobie odpowiednich przyjaciół, a osoby dookoła mnie są takie jak widzisz — westchnął chłopak — Gubię się w tym wszystkim i nie wierzę, że osoba z którą w sumie dorastałem okazała się być tak fałszywa, brutalna i po prostu okropna.
— Hej Fred, spokojnie — Mel przysunęła się do chłopaka.
Widziała, że po prostu jest mu ciężko, że jest tym wszystkim przytłoczony.
— Jak mam być spokojny kiedy moja już chyba była przyjaciółka powiedziała, że chciałaby zabić ciebie i prawie to zrobiła? Nie mogę — schował twarz w dłoniach.
Czuł ciężar psychiczny i obwiniał jedynie siebie.
Wzdrygnął się gdy poczuł dłoń Melian na swoich plecach. Dziewczyna miała w końcu ciepłe palce, a jej dotyk działał na chłopaka jakoś kojąco.
— Fred po pierwsze, chyba powinnismy iść stąd, w każdym momencie może tutaj ktoś wejść, po drugie chyba mamy razem okienko prawda? To może się przejdziemy?
— Tak, to chyba...To chyba dobry pomysł — powiedział rudzielec i ponownie przejechał dłońmi po włosach.
Wstał z krzesła, poczekał aż Melian zbierze swoje rzeczy i razem opuścili klasę.
*
Na Zielarstwie Melian była maksymalnie skupiona.
Słuchała słów profesor Sprout, potem zgodnie z jej poleceniem zerwała z krzaka Figi Abisyńskie, obrała się i pokroiła w odpowiedni sposób. Puchonka pracowała sama, ale stanowisko obok niej zajmował nikt inny jak Frederick Wealsey.
Porozmawiali i między nimi było już w porządku.
Melian pierwszy raz widziała chłopaka w takim stanie, naprawdę był chyba na skraju załamania.
Nie chciała już go dobijać i opowiadać mu o tym jak przepłakała przez niego całą noc, wtedy to byłby już gwóźdź do trumny pewnie.
— Zostańcie proszę na sekundę po lekcji — powiedziała profesor Sprout do Freda i Melian.
Puchonka obstawiała że Angelina porozmawiała z nauczycielką tak jak obiecała, więc spokojnie spełniła prośbę kobiety.
— Panna Johnson przyszła do mnie i przyznała się do wszystkiego — powiedziała Pomona Sprout — Skonsultowałam się z profesor McGonagall i panna Johnson jako ukaranie za swoje zachowanie nie może uczestniczyć w Balu Zimowym, jutro ma wyszorować całe schody. Z tego co wiem to przeprosiła cię, ale chyba powinna zrobić to jeszcze raz.
— Nie potrzebuje tego, jedynie nie chce żeby coś takiego się powtórzyło — powiedziała Melian.
— Nie powtórzy się — wtrącił się Fred i objął brązowowłosą ramieniem — Dziękujemy pani profesor — oddalił się od nauczycielki pociągając za sobą Melian.
— Nie masz z kim teraz iść na bal — powiedziała dziewczyna.
— Co?
— Angelina ma zakaz wstępu, a przecież miałeś iść z nią — odpowiedziała Puchonka.
— Jakoś lepiej mi z tym, nie chciałem z nią iść.
— Czemu? Przecież sam ją zaprosiłeś i wszystko.
— Zaprosiłem ją tylko dlatego, że osoba, z którą tak naprawdę chciałem iść już niestety ma parę, ale mimo wszystko mam nadzieje, że uda mi się z nią zatańczyć — Fred roześmiał się i puścił oczko Melian.
— Ohh.. — dziewczyna soczyście się zarumieniła.
Zrozumiała, że to z nią chłopak chciał iść na bal i teraz po części żałowała, że nie posłuchała Elijah'a.
CZYTASZ
Puchońskie łzy | Fred Weasley
FanfictionPowrót do Hogwartu na szósty rok nauki. Melian dawniej kochała to miejsce, ale coś w jej podejściu do tej szkoły się zmieniło, coś w całym jej życiu się zmieniło. Po śmierci najważniejszej dla niej osoby nie może poradzić sobie z negatywnymi emocjam...