Przy słonecznym Miami, które Kiara zmuszona była zostawić za sobą Vancouver, wydawało się pozbawione barw, ponure i po prostu smutne. Od chwili, w której opuściła pokład prywatnego samolotu należącego do jej rodziny, czuła się niczym mała rybka wrzucona do oceanu pełnego ogromnych stworzeń.
– Nie garb się, na Boga. – Matka posłała jej wymowne spojrzenie. Takie, pod wpływem którego Kiara mimowolnie przewróciła oczami.
Matka nienawidziła jej właściwie od chwili, w której się urodziła. Nigdy nie próbowała szczególnie ukrywać faktu, że od zawsze pragnęła mieć syna, nie córkę. Równie szybko okazało się, że Kiara nie spełnia oczekiwań właściwie żadnego ze swoich rodziców – nie była synem, którego pragnęła jej matka, ani urodzoną prawniczką, z której dumny mógłby być jej ojciec.
Teraz, jadąc limuzyną przez zatłoczone ulice miasta, które miało być jej nowym domem, czuła nie tylko smutek, ale także rozczarowanie.
W Miami miała małe, ale zaufane grono przyjaciół, dzięki którym niechęć, jaką obdarzali ją rodzice była o wiele łatwiejsza do zniesienia. Przeprowadzka do Vancouver oderwała ją jednak od tej ostatniej namiastki normalnego, względnie szczęśliwego życia.
Nawet jeżeli czuła się źle, nie miała przecież prawa do własnego zdania. Rodzice nie wymagali od niej niczego prócz bycia ładną, nieposiadania własnej opinii i niemówienia więcej niż było to konieczne.
– Uśmiechnij się. – Poleciła cierpko matka, gdy kilkanaście minut po opuszczeniu lotniska przekroczyli próg ogromnego wieżowca, który od tego dnia miał stanowić nową siedzibę Morton Company. – Pamiętaj, że...
– Mam ładnie wyglądać – dokończyła smętnie Kiara, choć w czarnej, obcisłej sukience nie czuła się ani dobrze ani ładnie.
Miała ochotę zrzucić z siebie to paskudztwo i przebrać się w dresy albo swój ukochany t–shirt z logiem Disneya, w którym spała odkąd skończyła siedemnaście lat.
Windą dotarli na ostatnie piętro budynku. Chris, który od blisko trzech lat był prawą ręką ojca Kiary, a także menadżerem Morton Company z uśmiechem pokazywał im kolejne pomieszczenia. Ogromne okna, z których rozciągał się widok na miasto, ciemne stoły, marmurowe podłogi.
– Idealne miejsce na gabinet – oznajmił ojciec, przystając pośrodku największego z pomieszczeń, które do tej pory odwiedzili. – Jak uważacie, moje drogie? – Spojrzał na Kiarę oraz jej matkę z łagodnością, która na pierwszy rzut oka mogła wydawać się szczera, choć nie była niczym więcej niż pięknym kłamstwem, maską, która miała utrzymać wizję szczęśliwej rodziny, którą nigdy tak naprawdę nie byli.
– Marmur pięknie wygląda na podłogach. Nie uważasz, że powinniśmy położyć go również w naszej rezydencji, kochanie?
Kiara z trudem zdołała powstrzymać westchnienie.
Nigdy nie sądziła, że jej rodziców połączyła miłość, a jeżeli rzeczywiście tak było – zniknęła ona bardzo, bardzo dawno temu, zastąpiona przez wygodę. Układ, w którym żyli, po prostu był im na rękę – matka Kiary nie musiała chodzić do pracy, ani martwić się o pieniądze, a ojciec wyglądał dobrze w oczach inwestorów, posiadając względnie szczęśliwą, normalną rodzinę.
Jedyną osobą, która w całej tej pięknej bajce wydawała się niczym wklejona do książki gazeta, była właśnie ona.
Uśmiechała się, kiedy wymagała tego okazja. Bywały takie chwile, kiedy brała udział w teatrzykach, udawała szczęśliwą, kochaną przez rodziców córkę, choć tak naprawdę dusiła się w ich otoczeniu, z każdym kolejnym dniem będąc coraz bardziej zmęczoną.
CZYTASZ
If You Love [18+]
RomanceKiara Morton zmuszona jest opuścić ukochane, słoneczne Miami i wraz z rodzicami przeprowadzić się do ponurego, deszczowego Vancouver. Młoda dziewczyna w jednej chwili traci niemal wszystko - przyjaciół, chłopaka i względnie zaplanowaną przyszłość, n...