Rozdział 23

29.2K 2K 1.2K
                                    

– Przykro mi, ale pan Davies jest w tej chwili naprawdę zajęty...

– Proszę zadzwonić i powiedzieć moje nazwisko – Kiara nie pozwoliła dokończyć młodej, jasnowłosej sekretarce, która siedziała za białym biurkiem, tym samy, za którym miejscem zajmowała niegdyś ona.

– Ale... – Kobieta westchnęła, chwyciła słuchawkę telefonu i mruknęła: – Pani Kiara... – zamilkła. – Oczywiście. – Zmusiła się do uśmiechu. – Pan Davies oczekuje pani w swoim gabinecie. To pierwsze drzwi...

– Znam drogę.

Kolejny sztuczny uśmiech.

– Oczywiście.

Kiara popchnęła szklane drzwi i przekroczyła próg gabinetu.

Alexander zajmował miejsce za biurkiem i nie podnosząc głowy znad ekranu laptopa, mruknął:

– Coś się stało?

Przystanęła w połowie drogi.

– Nie, po prostu... – Urwała, nagle nie potrafiąc wyjaśnić, dlaczego zdecydowała się przyjechać do jego firmy.

Być może chciała po prostu wyrwać się z własnego domu. Uciec od krzyków, od całego tego szaleństwa.

Brunet podniósł wzrok i spojrzał na nią, najwyraźniej słysząc w jej głosie zawahanie.

– Chodź tutaj – polecił, odsuwając się od blatu.

Kiara niepewnie okrążyła biurko. Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, Alexander przyciągnął ją do siebie, sprawiając, że wylądowała na jego kolanach. Zacisnął silne dłonie na jej tali i patrząc prosto w oczy dziewczyny, mruknął:

– Dlaczego mam wrażenie, że się wahasz? Czy nie tego właśnie pragnęłaś? Aby cały twój świat rozpadł się na drobne kawałki, Kiaro?

– Tak... – Nagle jej głos stracił na sile. – Tego właśnie pragnęłam, ale...

– Zrobiłem to wszystko dla ciebie – wtrącił. – I zrobię jeszcze więcej. Jeżeli poprosisz, abym obrócił w pył połowę tego miasta, zrobię to z uśmiechem na ustach. – Uniósł dłoń i odgarnął zbłąkany kosmyk włosów za jej ucho, dotykając przy tym policzka. – Możemy zajść naprawdę daleko, Kiaro, ale nie możesz pozwalać sobie na żadne wątpliwości.

Dziewczyna spuściła wzrok.

– Oni wszyscy się ode mnie odwrócili. Wszyscy, którzy zostali w Miami. Moi dawni przyjaciele. Nawet Polly. – Przełknęła z trudem. – Odwrócili się, gdy filmik z moją matką pojawił się w intrenecie. Udają, że nie istnieję, a ja czuję się zupełnie tak, jakby naprawdę tak było...

Alexander chwycił jej podbródek i zmusił, aby spojrzała prosto w jego oczy. Potem kciukiem dotknął dolnej wargi Kiary. Przyciągnął jej twarz ku sobie i wymruczał prosto w pełne usta, których tak bardzo pragnął znowu skosztować:

– Nie potrzebujesz ich, skarbie. Masz mnie. Pamiętaj o tym.

Wahała się. Czuł to zawahanie w każdym centymetrze jej ciała – w spiętych mięśniach, lekko drżących ramionach i tym cholernie żałosnym zagubionym spojrzeniu.

– Musisz być silna – dodał cicho, niemal dotykając jej warg. – Bądź silna jeszcze trochę, dobrze, Kiaro? Ja zajmę się resztą.

Pragnęła odwrócić wzrok, ale on jej na to nie pozwolił. Nieco mocniej chwycił jej twarz.

– Obiecałem, że zniszczę twoją rodzinę, ale nigdy nie powiedziałem, że zrobię to delikatnie. Nie obiecałem, że nie będziesz cierpiała, Kiaro. Wytrzymaj jeszcze trochę. Dla mnie, dobrze? Zrobisz to dla mnie, prawda?

Była zagubiona. Nie potrafiła nawet spojrzeć mu w oczy.

Była słaba.

Nie chciał jej słabej.

– Tak... – szepnęła.

– To dobrze. – Pogładził jej policzek, a potem pochylił się, aby w końcu dotknąć jej warg.

Pocałunek był krótki, delikatny, niczym muśnięcie ciepłego wiatru. Zdołał jednak sprawić, że Kiara nieco się rozluźniła.

Nie mógł dać jej nic więcej niż tę cichą, nieśmiałą zachętę.

– Mam sporo pracy. – Odsunął się, by jeszcze raz spojrzeć jej głęboko w oczy. – Wytrzymaj jeszcze trochę, Kiaro.

Skinęła bez chwili zastanowienia, a on uśmiechnął się delikatnie, wiedząc, że była cała jego. Oddała mu nawet swoje serce, nie mając pojęcia, w jak opłakanym stanie zamierzał je pozostawić. 

***

– Gówno mnie to obchodzi! – Głos Parkera dobiegł zza szklanych drzwi na kilka sekund przed tym, nim szatyn pojawił się w gabinecie Alexandra.

– Próbowałam go zatrzymać, ale...

– W porządku, Melanie. – Davies ruchem dłoni odprowadził swoją sekretarkę, która po chwili zniknęła za drzwiami.

Parker wykrzywił wargi w grymasie.

– Całkiem niezła. Pieprzysz się z nią po godzinach? – Zażartował. – Och, wybacz, zapomniałem, że wolisz obracać córkę Mortona.

– Zważaj na słowa – wtrącił.

– Mam zważać na słowa? Ten cholerny kretyn wpadł dzisiaj rano do mojej firmy. – Położył dłonie na blacie biurka, znajdując się tak blisko, że Alexander w końcu mógł dostrzec jego twarz. Tuż po prawym okiem widniał siniak. – To twoja wina.

– Nie sądzę...

– Nie sądzisz? – prychnął. – Kazałeś mi pieprzyć jego żonę, więc jak inaczej chcesz to wytłumaczyć?

– Parker – odparł spokojnie. – Do niczego cię nie zmusiłem... Jestem pewien, że byłeś całkiem świadomy, gdy przyjmowałeś moją propozycję i pieniądze, jakie ci za to zaoferowałem.

Parker ponownie się skrzywił, a potem opadł na jeden z dwóch skórzanych foteli. Dłonią potarł szczękę. Wyglądał niemal niechlujnie z dwudniowym zarostem i zielonym płaszczu.

Alexander podejrzewał, że spędził ostatnie dni na piciu i wlewaniu w swoje żyły całej tablicy Mendelejwa.

– Hej. – Pochylił się, próbując pochwycić jego rozbiegane spojrzenie. Nagle uświadomił sobie, że chłopak nadal był pijany i być może równie mocno naćpany. – Pamiętasz, że masz zrobić dla mnie jeszcze jedną rzecz?

Parker uśmiechnął się kącikiem ust.

– Gdybym cię nie znał, powiedziałbym, że jesteś nieźle popieprzony, Davies. Wiesz, jak to się skończy? Tak, jak ostatnim razem.

Alexander odsunął się i zbył jego słowa milczeniem.

Parker wstał na równe nogi.

– Uważaj – rzucił. – Karma to suka i lubi gryźć po kostkach. 


J.B.H

If You Love [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz