40. Przestań

573 31 10
                                    

Leżałam już po ciepłej kąpieli w czystej piżamie czując odprężenie całego mojego ciała. Potrzebowałam odpoczynku ale nie byłam sama, na górnej części piętrowego łóżka leżała kobieta. Laura która została przydzielona nam do tymczasowego pokoju była cicha i skromna. Często bała się że nam przeszkadza i za wszystko przepraszała ale gdy nie mogłam zasnąć zawsze chętnie ze mną rozmawiała. Miała czarne długie włosy które wiązała zazwyczaj w warkocz i była małej postrury. Wcześniej mieszkała w bloku D razem z mężem który podczas całej afery został ugryziony i zmarł godzinę później.
Daryl'a ciągle nie było i zaczynałam się tym martwić, wstałam jak najciszej mogę by nie obudzić współlokatorki. Otulając się kocem wyszłam z celi wpadając na kogoś. Było ciemno i nie do końca zauważyłam kto to.

- Przepraszam. - poprawiłam uchwyt i próbowałam wyminąć jak już się domyśliłam mężczyznę. Ten jednak chwycił mnie za nadgarstek nie dając odejść.

- Dziękuję że mi pomogłaś. - po głosie poznałam Rick'a który prawdopodobnie dopiero teraz wrócił żeby pójść spać. Pogłaskałam kciukiem zewnętrzną stronę jego dłoni i odeszłam by znaleźć w końcu moją zgubę. Wyszłam na dwór, chłodny wiatr sprawił że po moim ciele przeleciały dreszcze. Jeszcze bardziej wtuliłam się w ciepły koc, bezchmurne niebo dawało szanse na rozjaśnienie mi drogi gdyż księżyc w pełni dawał dużo światła.

- Szukasz mnie? - Dixon jak cień pojawił się za mną po czym usiadł na murek. Wystraszona wzięłam głęboki oddech mrużąc lekko oczy. - Powiedz mi, czy ja mam czuć się zazdrosny? - spojrzał na mnie z pytającym wyrazem twarzy. Najpierw się zaśmiałam myśląc że mówi to w żartach lub z ironią ale gdy spojrzałam na niego znowu okazało się że pytał na serio. Podeszłam do niego i nie puszczając swojego okrycia wtopiłam się w jego tors.

- Nie brudasie, ciebie kocham. - wymamrotałam pod nosem mając nadzieję że nie usłyszy drugiej części zdania. Odsunął mnie delikatnie od siebie i wpatrzył się w moje oczy.

- To ja jestem brudasem, a co to było dzisiaj? - wskazał głową na pole, nie wiedząc o co mu chodzi przestałam pytające spojrzenie. - Musimy spalić ciuchy, ubrudziłaś się. - zaśmiałam się gdy dotarło do mnie że zapamiętał każde słowo Rick'a z przed kilku godzin. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. On rzeczywiście był zazdrosny. - O tutaj. - dotknął placem mojego nosa. - i tu i tu. - dźganie palcami przerodziło się w gilganie i ogromny śmiech z mojej strony.

- Przestań! - wolałam przez śmiech, Daryl też się śmiał. Miło było to słyszeć. - Chodźmy już do łóżka. - powiedziałam zmęczonym głosem co najwyraźniej mężczyzna usłyszał.

- Mam warte dzisiaj w drugiej wieży. - pogłaskał mnie po policzku po czym zagarnął pasmo moich włosów. - Chodź ze mną. - uśmiechnęłam się na jego propozycję i przytaknęłam.
Siedzieliśmy na skraju betonowej podłogi patrząc przed siebie, oboje opatuleni w koc trzymając się za ręce. Nie rozmawialiśmy, ale cisza między nami nie była denerwująca. Oparłam głowę o jego ramię i wtedy poczułam że to kulminacyjny moment. Powoli zamknęłam oczy a gdy z powrotem je otworzyłam leżałam już na materacu w środku małego pomieszczenia. Głowa Dixon'a wystawała zza okna, uważnie obserwował okolicę a ja upewniona że nadal przy nim jestem obróciłam się na lewy bok i znów zasnęłam.

- Wstawaj, dalej kobita. - szturchnął mnie w ramię, mocny blask dobiegający z zewnątrz spowodował mroczki w moich oczach, które zaraz intensywnie przetarłam. - Zbieraj się idziemy na śniadanie. - rzucił we mnie moją bluzą na co ja płasko opadłam na wygrzane już miejsce. Nie mając sił ani ochoty wstawać wydałam z siebie długi jęk. Daryl rozśmieszony pokręcił głową i zsunął ze mnie koc.

- Daryl! - mocny krzyk Rick'a dotarł do nas przez otwarte drzwi. Niepokojący ton jego głosu szybko na mnie podziałał i błyskawicznie wstałam, przełożyłam bluzę przez głowę i wsunęłam buty. Zdenerwowana spojrzałam na mężczyznę który również nie był entuzjastycznie do tego nastawiony. Po zadziwiająco krótkiej chwili byliśmy już na dole. - Musimy iść. - Grimes oparł dłoń na ramieniu szatyna i spojrzał mu prosto w oczy. - [T.I.] poczekaj tu. - strużka potu powoli spływała po jego opalonej twarzy.

- Nie ma mowy, też idę. - poprawiłam swoją pozycję stając prosto i podnosząc głowę ku górze. Obaj nie mieli sił na protestowanie. Pognaliśmy w stronę więźnia. Na ławce przy wejściu spotkaliśmy Tyresse'a był widocznie przygnębiony, jego wory pod oczami wybijały się na pierwszy plan.

- Tyresse chodźmy. - Rick stanął przed ciemnoskórym i poklepał go po ramieniu. Po chwili wędrówki zauważyłam że kierujemy się do podziemi gdzie leżało dwóch chorych w tym dziewczyna prowadzącego Karen. Przeszliśmy obok ich tymczasowych pokoi, nie było ich tam za to było dużo krwi. Z obydwóch cel ciągnęły się ślady za którymi poszliśmy. Dotarliśmy do małego placu na zewnątrz, widok mnie zamurował. Dwa spalone ciała leżały obok pustych baniaków od paliwa. Delikatny dym nadal się unosił a zapach był obrzydliwy. - Tak ich znalazłeś? - szeryf odezwał się jako pierwszy. Mężczyzna w żałobie ciężko dyszał tępo wpatrując się w ciała.

- Przyszedłem do Karen. Na podłodze zauważyłem krew, a potem poczułem ten odór. - z trudnością wypowiedział kilka tych słów po czym obrócił się agresywnie do Rick'a na co ten się cofnął. Daryl chwycił odruchowo za nóż i przybliżył się do nich ja natomiast położyłam dłoń na schowanym pistolecie. - Ktoś ich tu przyciągnął i podpalił. Rozumiesz! - zaczął wymachiwać rękoma i podnosić swój ton. - Byłeś gliną, znajdź tego kto to zrobił i przyprowadź do mnie. Rozumiesz? Do mnie!

- Znajdziemy... - Daryl podszedł do niego od tyłu i chwycił za rękę ten natomiast agresywnie ją odtrącił dając mi tym samym motywację by podejść bliżej i wyciągnąć broń.

- Mam powtórzyć. - stanął kilka centymetrów od naszego przyjaciela wpatrując się mu prosto w oczy

- Nie. - Rick powtórzył to kilka razy kręcąc przy tym głową, potem jakby nabrał odwagi i sam przybliżył się do mężczyzny. -Wiem, co czujesz. Sam widziałeś, to niebezpieczne.

- Ani Karen, ani David na to nie zasłużyli. - ciemnoskóry przerwał jego wypowiedź. Nerwowo spojrzałam na Daryl'a który uważnie przyglądał się całemu zdarzeniu. - Ani nikt inny do cholery! - zaczęło robić się nie przyjemnie.

- Stary ja wiem ale... - Szatyn próbował uspokoić sytuację ale mężczyzna odwrócił się do Rick'a plecami i rzucił się na Dixon'a. Przygwoździł go do krat imitujących ogrodzenie. Zdenerwowana podniosłam pistolet i wymierzyłam w Tyresse'a.

- Nigdzie nie pójdę dopóki nie znajdę sprawcy! - mocno trzymał go za bluzkę. Byłam gotowa strzelić do niego, chociażby w nogę by się opanował i nie był już zagrożeniem ale mężczyzna spojrzał na mnie dając mi do zrozumienia że mam nic nie robić.

- Jesteśmy po tej samej stronie okej. - patrzyli sobie w oczy, sapanie i drwiący głos dało się wyczuć odrazu.

- Posłuchaj, wiem przez co przychodzisz. - Rick powoli podchodził do nich od tyłu, jego postawa ciała była odpowiednie i gotowa na wszystko. - Każdy z nas kogoś stracił, ale musisz się uspokoić. - położył dłoń na jego plecach i to było bardzo nie odpowiednim ruchem. Facet od razu ruszył na niego obalając go na beton.

- Odwalcie się! -

- Nie chciałaby żebyś taki był. - szeryf z wypisanymi na twarzy zdenerwowaniem wstał i otrzepał koszulę. Odrazu po wypowiedzeniu ostatniego zdania dostał z pięści w twarz. Wycelowałam w Tyresse'a.

- Przestań! - krzyknęłam w jego stronę ale nic sobie z tego nie zrobił. Uderzył go poraz kolejny. Daryl chwycił go od tyłu i próbował przytrzymać. Grimes pałał teraz wściekłością. Podszedł do nich i z całej siły oddał cios, zaczęli się okładać.

- Rick! - głos Daryl'a wydawał się być dla niego odległym wspomnieniem.

- Kurwa! - strzeliłam w mur zaraz obok dwóch mężczyzn. To spowodowało że oszołomieli i przestali się bić. Dixon podbiegł do nich i odciągnął Rick'a.

- Puść mnie! Puszczaj! - odtrącił szatyna, ciemnoskóry leżał zakrwawiony na ziemi i płakał. Emocje wzięły górą, nie do końca wiedziałam co stało się z moim przyjacielem ale nic więcej nie mówiłam.

Daryl Dixon X CzytelnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz