43. Jeszcze raz

532 29 4
                                    

Droga powrotna była zaskakująco spokojna, trupy pojawiały się sporadycznie w dodatku pojedyńczo lub w parze. Oboje mężczyźni zasnęli rozkładając się na tylnych siedzeniach, ja również na początku się zdrzemnełam po czym zmieniłam Michonne której wory pod oczami były widoczne na kilometr. Po długiej i nudnej jeździe widząc budynek więzienia zaczęłam budzić moich towarzyszy, wszyscy ucieszyliśmy się gdy poczuliśmy że już jesteśmy bezpieczni. Moją uwagę przykuło jednak rozwalone ogrodzenie z jednej strony, było już po części podparte ale do wytrwałych nie należało. Natomiast nie oglądając się za siebie wjechałam na główny plac a Carl zamknął po nas bramę i od razu przybiegł do nas, zachwycał się nad łupem.

- Co z Sashą?! - Tyresse wybiegł z auta od razu gdy je zatrzymałam ale nie czekał na odpowiedź. Pobiegł w stronę budynku. Po lewej stronie zauważyłam mnóstwo trupów po strzelonych w głowę, zaczynałam jeszcze bardziej się martwić.

- Czemu nie jesteś w izolatce? - wyprostowałam się z lekkim bólem w kręgosłupie i podeszłam do chłopaka, ale na bezpieczną odległość. Zająknął się i spuścił wzrok na moje buty. - No już dobra, tylko żeby ojciec cię nie widział. - puściłam mu oczko i udałam się w stronę wejścia. Kilku ludzi minęło mnie by pomóc z transportem rzeczy do Hershel'a i chorych.
W środku było ogłuszająco cicho i pusto. Nie było tu żadnej żywej duszy czułam się tym delikatnie przytłoczona natomiast byłam zbytnio zmęczona by się tym teraz zamęczać, chciałam tylko spotkać się z Daryl'em i pójść spać. Wchodząc do naszej sypialni straciłam jakiekolwiek chęci do dalszych poszukiwań, ciężko zsunęłam buty że stóp, które od razu się odprężyły. Położyłam się na łóżku i wtopiłam głowę w poduszkę, moje oczy same się zamknęły.

- Hej smrodzie. - poirytowana znów zmusiłam się do wytężenia wzroku by spojrzeć na mężczyznę. Dixon opierał się o framugę i uśmiechał się w moją stronę jakby nagle eksplodował radością. Pomachałam do niego ledwo żywa ponieważ nie dałam rady wykrztusić słowa. Chciałam na niego patrzeć, zobaczyć każdy szczegół jego ciała od nowa. Tęskniłam za nim, ale mój organizm odmawiał mi współpracy. Szatyn nie zamęczał mnie żadnymi pytaniami widząc mój stan, zasłonił wejście i rozebrał się z ubrania wierzchniego. Przekulnełam się pod ścianę by zrobić mu miejsce, mimo że było wczesne popołudnie a on wypoczęty i wyspany przeleżał ze mną może z trzy godziny.
Otworzyłam oczy z grymasem na twarzy, zamazany obraz ukazywał mi zarysy Daryl'a. Oparłam brodę na jego torsie i patrzyłam na jego twarz coraz ostrzej ją widząc, natomiast on chyba się zorientował i otwierając oczy spojrzał na mnie.

- Hej. - wyszeptałam zadowolona z miejsca w którym się znajduje. Szatyn wyciągnął dłoń i zaczesał moje niesforne  pasmo włosów za ucho. Jeździł wzrokiem po mojej twarzy jak ja wcześniej po jego, natomiast ja wodziłam spojrzeniem za nim. W końcu przybliżyłam się i pocałowałam go, potem on mnie. - Jeszcze raz. - zaśmiałam się, a on zrobił to o co prosiłam. Przytuliłam go mocno i wstałam by się przebrać. - Co się działo gdy nas nie było? - zwróciłam się do mężczyzny gdyż trupy i ogrodzenie nir dawało mi spokoju. Ten przekręcił oczami i wstał do pozycji siedzącej.

- Noc przed waszym przyjazdem była straszna. - spuścił wzrok na buty i zamilkł, jednak po chwili znowu spojrzał na mnie. - Choroba wymknęła się z pod kontroli, szweda czemu były w środku ale ludzie byli za słabi by się bronić. W tym samym momencie runęło ogrodzenie i trupy weszły na plac. - usiadłam zaraz obok niego i chwyciłam go za dłoń. Wymieniliśmy spojrzenia po czym położył głowę na moim ramieniu.

- Przepraszam że mnie z tobą nie było podczas tego wszystkiego. - odezwałam się po długiej ciszy. Po wypowiedzonym przeze mnie zdaniu Daryl wzdrygnął się i wyprostował chwytając obie moje dłonie jeszcze mocniej.

Daryl Dixon X CzytelnikOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz