Pan Masuda był starszym mężczyzną o włosach koloru popiołu i twarzy pociętej głębokimi zmarszczkami. Przypominał mi nieco buddyjskiego mnicha, którego spotkałam podczas podróży, ale skórę miał jaśniejszą w odcieniu, a brodę krótko przystrzyżoną. Nosił też europejski strój i sprawiał wrażenie człowieka, którego większość osób z mojej kultury nazwałoby cywilizowanym. Pan Masuda wydawał się dowodzić tezy, że kraj zmieniał się i upodabniał do Europy. Nie było już mężczyzn noszących charakterystyczny kok i dwa miecze przy pasie – oznaki statusu samuraja. Obu tych rzeczy zakazano jakiś czas temu w imię oświecenia. Żałowałam, że nie dane mi tego było zobaczyć.
Przynajmniej w zachowaniu mój nowy nauczyciel nie był do końca Europejski, choć nie wyglądał na skrępowanego moją obecnością tak bardzo, jak Japończycy z którymi zetknęłam się dotychczas. Owszem, sposób, w jaki się kłaniał, wydawał mi się nazbyt uprzejmy, ale do tego już przywykłam.
– Pani Czacharowska, jestem zaszczycony spotkaniem z panią – powiedział. Podobnie, jak wszyscy Japończycy, z którymi miałam do czynienia, wymawiał moje nazwisko z miękkimi głoskami, i nie byłam pewna, czy mówi „r" czy „l". – Proszę wejść.
Pokój, do którego mnie zaprowadził, urządzony był w zachodnim stylu, choć mniej w nim było bibelotów porozstawianych na szafkach, niż przyzwyczaiłam się choćby we Francji. Właściwie jeśli chodzi o przedmioty ozdobne nazwałabym ten salon spartańskim. Dostrzegłam jednak dużo książek w przeszklonej szafie, mignęły mi angielskie i niemieckie tytuły.
– Czym się pan zajmuje? – spytałam z zainteresowaniem, spoglądając na półkę.
– Jestem uczonym, pani Czacharowska. Botanikiem. Moje skromne badania przyczynią się może kiedyś do lepszego poznania flory Wysp Japońskich.
Kiwnęłam głową.
– To interesujące. Jeśli mogę wiedzieć, w jakich okolicznościach spotkał się pan z człowiekiem, który mnie do pana przysłał? Wydaje się, że wasze dziedziny badań są dość odległe.
Pan Masuda uśmiechnął się.
– Poproszono mnie o konsultacje w pewnej sprawie. Potem miałem zaszczyt oprowadzić pani rodaka po Tokio. Wspomniał o pani i pani chęci nauki. Miałem już okazję uczyć kilka osób, głównie tych, którzy zajmują się podobną do mojej dziedziną. Proszę, niech pani siada.
Zajęłam miejsce w wygodnym fotelu. Mój gospodarz, siedzący naprzeciw mnie sprawiał wrażenie mniej niepewnego w mojej obecności, niż większość Japończyków, z którymi dotąd rozmawiałam, ale nadal nie byłam pewna, jak traktować jego uprzejmość.
– Jeśli wolno mi spytać... – odezwałam się. Odruchowo zaczęłam wykorzystywać najbardziej uprzejme zwroty, jakie znałam. – Jeśli moje pytanie nie będzie uznane za zbyt śmiałe... nie przeszkadza panu, że jestem kobietą?
Uśmiechnął się po raz drugi.
– Pani Czacharowska, może wyda się to pani dziwne, ale miałem już do czynienia z kobietami o umyśle, który można by nazwać męskim. Nie dziwi mnie i nie oburza pani chęć nauki. Przeciwnie, uważam pani postawę za godną naśladowania.
Teraz ja uśmiechnęłam się do niego. Może zbyt szeroko: miałam nadzieję, że nie popełniłam w ten sposób nietaktu. Nadal poruszałam się po kruchym lodzie, a nie chciałam w żaden sposób urazić pana Masudy.
On jednak nie zareagował w sposób, który pogłębiłby moje wątpliwości. Nabrałam więc odwagi.
– Będę zaszczycona i zobowiązana, jeśli zechce mnie pan uczyć swojego języka, panie Masuda.
CZYTASZ
Sztuka Zmian
RomanceDziewiętnasty wiek. Elżbieta spędziła ostatnie kilka lat w podróży przez Azję - teraz dociera do Japonii, kraju właśnie przechodzącego wielkie zmiany. Fascynacja nieznanym jej dotąd społeczeństwem wkrótce zaowocuje dla Elżbiety nową przyjaźnią - i f...