16.

41 3 2
                                    

Zostałam. Oczywiście, że zostałam. Czy miałabym nie zostać? Czy miałabym ja uciekać? Od czego? Od miłości? Od przyjaźni? Zobowiązałam się wspierać tych dwoje i nie musiałam należeć do ich kultury, by znać wagę obowiązku.

Parę lat później miałam poznać człowieka, który poszedł podobną drogą do mojej: został, choć Japonia budziła w nim równie wiele przerażenia, co miłości. Nie uciekł przed strachem, że brak zrozumienia i obcość kultury okażą się zbyt trudne do zniesienia. Japończycy w końcu uznali go za swojego. Ja nigdy do tego nie dążyłam. Nie chciałam stać się Japonką. Może wedle niektórych kategorii przestałam być Polką, skoro opuściłam mój kraj i nie dążyłam do powrotu, ale nigdy nie przestałam identyfikować się z krajem mojego pochodzenia. Spędziłam w nim na dobrą sprawę niewielki okres życia, ale to on mnie ukształtował i tak, jak powiedziałam etnologowi spotkanemu u początków mojego pobytu w Japonii: to Polska zaprowadziła mnie aż do Azji.

Nie chciałam się wtopić. Chciałam żyć w kraju, w którym zostałam, funkcjonować wśród jego mieszkańców, ale na własnych zasadach. Tak, jak robiłam zawsze. Szanować społeczeństwo i kulturę, w które trafiłam, ale nie pozwolić im siebie zdusić. Czasem oznaczało to, że musiałam iść pod prąd. Sprzeciwić się regułom i zaryzykować.

Poranek po pierwszej spędzonej w domu panny Fujiko nocy nie należał do najbardziej komfortowych. Próbowaliśmy się zachować jak najbardziej naturalnie i nie bardzo nam to wychodziło. Dużo milczeliśmy, dużo było ukradkowych spojrzeń, za pomocą których każde próbowała badać nastroje pozostałej dwójki. Panna Fujiko nie była głupia, wiedziała, że to, co w nocy stało się między mną i panem Kawashimą stać się musiało. Poniekąd sama popchnęła nas do tego. Jednak nawet ona nie bardzo wiedziała, jak się zachować, w momencie, gdy nasza wzajemna relacja przekształciła się w coś zupełnie innego. Nie miała wzorów na postępowanie w takich sytuacjach. Ja zresztą też nie. Nawet mój romans z Maksymilianem opierał się na umówionych schadzkach, po których rzadko kiedy któreś z nas zostawało na śniadaniu. I w żadnym wypadku nie mieliśmy wtedy świadka takiego, jak panna Fujiko.

Musieliśmy wypracować odpowiednie zachowanie i mieliśmy w końcu do tego dojść, metodą prób i błędów. W każdym razie tego dnia nie padło ani słowo na temat mojej ewentualnej przeprowadzki do hotelu. Żadne z nas nie myślało o tym, żeby poczynić jakieś kroki w tym kierunku. Raczej rozważaliśmy, jak przetrwać niezręczną ciszę. Ja przynajmniej rozważałam.

Potem pan Kawashima wyszedł, zająć się swoimi obowiązkami, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie za dobrze znosiłam napięcie, które powstało. Jeśli kiedykolwiek miałam złudzenia, że takie zbliżenie, jak to, do którego doszło między nami, rozwiąże problemy, rozwiały się one jak dym.

Nadal byliśmy ludźmi. Uczucie i fizyczna bliskość nie zmieniają ludzkiej natury. Nadal mieliśmy wiele do nauczenia się.

Mimo, iż temat tego, gdzie będę mieszkać, nie został poruszony, postanowiłam zrobić to, nad czym zastanawiałam się od dawna: zająć się stanem moich finansów. To mogło nieco potrwać, ale przynajmniej miałam pretekst, żeby wyjść i pokręcić się po mieście. Tym razem sama – znowu sama. Przejść się, pomyśleć, odwiedzić stałe miejsca, zakupić kolejną książkę, tym razem francuską. Spróbować odnaleźć właściciela sklepu, od którego dostałam posklejaną czarkę.

Nie znalazłam tamtej uliczki. Nie mam pojęcia, jak trafiłam do niej tamtego wieczora. Tokio było rozległe, a jego starsze części, poprzecinane licznymi kanałami i rzekami, zbyt wąskie, by mogły jeździć nimi większe pojazdy i jeśli zbudowane wedle jakiegoś planu, to zupełnie innego, niż wszystkie, które znałam, wydawały mi się prawdziwym labiryntem. Ciągle nie znałam dobrze tego miasta, pewnych jego części nie widziałam, pewnych nie miałam zobaczyć nigdy, jak przynajmniej myślałam wtedy. Szukanie miejsca, do którego trafiłam przypadkiem i z którego wyszłam po ciemku skazane było na porażkę.

Sztuka ZmianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz