8.

20 4 2
                                    


Jeszcze paręnaście lat temu Takeshi Saioji wraz z żoną i dziećmi mieszkał w zamku na wzgórzu. Potem przyszły zmiany, dawnemu panu feudalnemu przestała być już potrzebna tak rozległa posiadłość. Zamek opustoszał, potem został koszarami dla wojska, potem opustoszał znowu. Część muru rozebrano, kamienie wykorzystano przy budowie dworca, papierni, budynku gminnego i szkoły. Rodzina przeniosła się do domu ulokowanego u stóp wzgórza. Ten przypominał dom znany mi już z Tokio, choć otaczający go ogród był o wiele większy, nie ograniczony murami i miejską zabudową. Wewnątrz domu pachniało drewnem, podłogi wyłożone były matami. Mimo to ujrzałam zachodnie wieszaki i szafy, oraz pokój pełniący funkcję biblioteki, z przeszkloną szafą na książki i głębokimi fotelami. O ile tokijski dom rodziny posiadał obowiązkowy europejski salon, o tyle ten stanowił istną mozaikę wnętrz łączących oba style naraz.

Przywitał nas dwie kobiety. Młodszą z nich pamiętałam. Niewiele się zmieniła przez ostatnie miesiące, przynajmniej na moje oko. Nadal poruszała się drobnymi krokami, z wielkim wdziękiem. Jeśli dotknęła jej rodzinna tragedia, nie można było tego poznać po gładkiej twarzy muśniętej odrobiną pudru. Nosiła białe kimono haftowane w asymetrycznie rozłożone olbrzymie kwiaty chryzantemy. Było przepiękne, ale nie byłam pewna, czy adekwatne do sytuacji: w porównaniu z nim blado wypadały podróżne suknie moja i panny Fujiko.

Starsza z kobiet nosiła ubranie w barwach fioletu i zieleni, z o wiele skromniejszym wzorem drobnych kompozycji z trawy rozrzuconym po całej powierzchni. Na jej twarzy nie dostrzegłam wielu zmarszczek, poza kilkoma kurzymi łapkami w kącikach oczu. Na pierwszy rzut oka nie wydawała mi się wiele starsza ode mnie.

Obie przywitały nas głębokimi ukłonami, choć z pewnym zdziwieniem zauważyłam, że starsza z kobiet kłania się panu Kawashimie niemniej głęboko, niż własnej córce. Młodsza z kolei wyglądała, jakby chciała uniknąć powitania z nim.

– Jestem Chiyoko Saioji, cieszę się, że mogę panią powitać w moim domu. Fujiko pisała o pani.

Odpowiedziałam ukłonem. Czułam się już o wiele pewniej wykonując ten gest.

– Jestem zaszczycona, pani Saioji. Dziękuję za zaproszenie i gościnę.

Druga kobieta ukłoniła się również i przedstawiła jako Haru Saioji. Nie wspomniałam ani słowem, że ją kojarzę, ona nie wydawała się kojarzyć mnie. Przypatrywałam się jej z zainteresowaniem i po raz kolejny doszłam do wniosku, że jej twarz wzbudziłaby zachwyt niejednego przybysza z Europy jako synonim orientalnego piękna. Co zdziwiło mnie równie mocno, jak bogato zdobione kimono, pani Haru podkreślała oczy czarną kreską. Czy mógł to być nawyk z dawnych lat?

A więc obie panie Saioji wyszły mi naprzeciw. Co jednak z panem domu?

Pani Chiyoko Saioji spróbowała rozwiać moje niewyartykułowane wątpliwości.

– Proszę wybaczyć, że mój syn nie wyszedł pani powitać. Ostatnimi czasy nie czuje się dobrze i nie może przyjmować i witać gości. Mam nadzieję, że wykaże pani wyrozumiałość.

– Oczywiście.

– Jestem jednak pewna, że mój syn z przyjemnością panią pozna, gdy tylko pozwoli mu na to stan zdrowia.

Cóż, zły stan zdrowia nieco tłumaczył sytuację.

Pani Haru rzuciła swojej teściowej przeciągłe spojrzenie. Ujrzałam, jak mięśnie na jej pięknej twarzy drgają.

– Pójdę sprawdzić, czy obiad już gotowy – oznajmiła i odwróciwszy się pośpiesznie, zniknęła w głębi domu.

– Proszę wybaczyć mojej synowej – powiedziała pani Chiyoko Saioji. – Stan zdrowia męża wystawia ją na ciężką próbę.

Sztuka ZmianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz