Kiedy w roku 1877 opuszczałam Francję udając się na wschód, nie miałam pojęcia o powstaniu trwającym w Japonii. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek trafię tak daleko, a tym bardziej nie miałam pojęcia, że wydarzenia w tym odległym kraju będą miały wpływ na moje życie. A jednak w tym roku zginął pewien człowiek, którego nie umiem teraz nie porównywać z moim ojcem, zmarłym, o ironio losu, w tym samym roku. Obaj, Wincenty Czacharowski i Morihiro Kawashima byli ludźmi bezwzględnie oddanymi swojej ojczyźnie i obaj poświęcili dla niej życie: mój ojciec zesłany na Syberię, Morihiro Kawashima w bitwie. Obaj umarli w wyniku heroicznego i bezsensownego porywu patriotyzmu, w obronie starych tradycji i wolności. I choć krytycznie, z różnych powodów, patrzę na oba powstania, to Polskie, którego jako dziecko byłam świadkiem, i to późniejsze, japońskie, o którym dowiedziałam się o wiele później, nie umiem nie czuć podziwu dla obu tych mężczyzn. Sądzę, że gdyby mimo dzielących ich czasu, przestrzeni i kultury spotkali się, znaleźliby sposób na porozumienie się. Obaj byli w końcu równie dumni, wojowniczy i uparci. Obaj równie mocno kochali własną ojczyznę.
Chcę wierzyć, że mogliby się zrozumieć i poczuć do siebie sympatię.
W roku 1877 umierający na zesłaniu Wincenty Czacharowski i oddający życie w rebelii Morihiro Kawashima nie mieli pojęcia o swoim istnieniu, a ja byłam najbardziej odległa od jakiejkolwiek myśli o Japonii. Dopiero pięć lat później, na statku zmierzającym w stronę Jokohamy, mogłam po raz pierwszy zastanowić się nad miejscem, w które rzucił mnie los. Prawda jest taka, że od ostanie pięć lat nie planowałam. Wędrowałam tam, gdzie zaprowadziły mnie wiatry: przez Syberię, przez Mongolię, przez Chiny. Męcząca, długa, niebezpieczna i fascynująca podróż, w jaką większość kobiet nie ważyłoby się udać. Przez pięć lat byłam podróżniczką o twarzy ogorzałej od wiatru i słońca, z włosami, które rzadko widziały grzebień. Teraz, na pokładzie statku znów byłam damą, ale moje ciało zapamiętało długie dni spędzone w siodle, zimno syberyjskiej nocy i niewygodę obozowiska. Pod sukniami, pod gorsetem, do którego nie mogłam się na nowo przyzwyczaić, miałam mocne mięśnie, których nie powstydziłby się niejeden mężczyzna. Włosy zdążyły mi odrosnąć na tyle, że mogłam upiąć je w porządną fryzurę, wystarczająco ułożoną, by nie budziła dezaprobaty moich towarzyszek podróży.
Ale przecież nie to, że chwilowo znów miałam na sobie suknię i gorset było dla mnie najistotniejsze, a archipelag wysp, do których zmierzałam. W poszukiwaniu... sama nie do końca wiedziałam czego naprawdę, ale czyż nie taka była cała moja podróż od momentu, gdy zostawiłam za sobą Syberię? Świat był wielki, a we mnie żyło pragnienie zobaczenia jak najwięcej. Nieokreślona tęsknota, a może poczucie, że jak dotąd nigdzie, gdzie przebywałam, nie znalazłam miejsca, które nazwałabym swoim.
Ciekawość dotycząca miejsca, do którego zmierzałam była nie tylko moim udziałem, lecz także moich towarzyszek podróży. Elanor Harawy, żona Anglika z wyższych sfer, który od paru lat robił w Japonii dyplomatyczną karierę, zamierzała dołączyć do męża wraz z dwiema swoimi córkami: siedemnastoletnią Kitty i niespełna dziesięcioletnią Mary. Ich oczekiwania i lęki dotyczące kraju, do którego jadą, odbiegały od moich.
Mary, ciągle dziecko, nie przejmowała się jeszcze wyobrażeniami, którymi kierowali się dorośli. Najbardziej martwiło ją, czy w Japonii znajdzie towarzyszki zabaw i czy będzie mogła mieć kotka. Zwierzątko, do którego była przywiązana zostało w deszczowej Anglii. Te problemy jednak nie zaprzątały bardzo jej główki. Dziewczynka swoją uwagę skupiała się na statku i jego zakamarkach i towarzysząca lady Harway opiekunka nie raz musiała szukać jej w miejscach, w które dama niekoniecznie powinna wchodzić.
Panna Kitty swoją ciekawość umiała już ujmować w karby stosownych zachowań, lecz wychowanie angielskiej panienki nie stłumiło jej. Z całej trójki to ona najczęściej zadawała mi pytania i ją jedyną naprawdę interesowały moje dotychczasowe podróże. Podobnie wykazywała zainteresowanie krajem, do którego zmierzaliśmy, w przeciwieństwie do matki, rozpaczającej, że obce strony nie wpłyną dobrze na towarzyskie obycie dziewcząt. Kitty częściowo podzielała te obawy, jak każda młoda dziewczyna potrzebująca kontaktu z ludźmi i z kulturą. Zdarzało jej się jednak uspokajać matkę, która, po podróży przez wiele egzotycznych miejsc, zdążyła wyrobić sobie jak najgorsze zdanie o krajach Azji.
CZYTASZ
Sztuka Zmian
RomanceDziewiętnasty wiek. Elżbieta spędziła ostatnie kilka lat w podróży przez Azję - teraz dociera do Japonii, kraju właśnie przechodzącego wielkie zmiany. Fascynacja nieznanym jej dotąd społeczeństwem wkrótce zaowocuje dla Elżbiety nową przyjaźnią - i f...