13.

12 3 0
                                    


Panna Kitty niedługo była na mnie obrażona. W ustalony dzień poszłyśmy we dwie do parku, uzbrojone w szkicownik i ołówki, gdyż moja uczennica zamierzała nie tylko spotkać się ze swym adoratorem, ale i poćwiczyć rysunek. To drugie w skrytości ducha aprobowałam bardziej, ale nie wspomniałam o tym ani słowem. Nie chciałam, żeby ktoś pomyślał, że własne złamane serce każe mi negatywnie spoglądać na cudze miłości.

Nie. Po prostu chciałam chronić tę dziewczynę.

Przed czymś, co dla każdego jest nieuchronne. Nie mogłam jej chronić. Mogłam najwyżej złagodzić konsekwencje.

Pan Dymitr Filipowicz był młodzieńcem około dwudziestoletnim, nie był więc wiele starszy od dziewczyny. Wysoki, szczupły, jeden z tych ludzi, którzy wydają się nieustannie rosnąć w górę. Mimo długości kończyn jednak nie był niezdarny. Poruszał się płynnie, z gracją. Miał czarujący uśmiech, niebieskie oczy w rzadkim, ciemnym odcieniu i starannie przycięte lśniące czarne włosy oraz nieznaczny wąsik nad górną wargą. Rozumiałam, że jest mężczyzną, który szalenie podoba się kobietom i co więcej – zdaje sobie z tego sprawę. Obawiałam się, że panna Kitty nie jest jego pierwszym ani nie będzie ostatnim podbojem.

Niemniej jednak gdy przysiadł się do nas, pochwalił rysunek, nad którym pracowała panna Kitty i rozpoczął rozmowę o sztuce, musiałam przyznać, że jest czarujący. Miał w sobie podobny urok, jaki przed laty dostrzegłam w Maksymilianie. Gdybym była młodsza może sama zainteresowałabym się Rosjaninem, ale teraz moje myśli krążyły wokół człowieka zupełnie innego, niż Dymitr Filipowicz: i pod względem wyglądu i temperamentu.

Pozwoliłam młodym – och, jak to brzmiało! Zupełnie jakbym była stara! - swobodnie ze sobą rozmawiać, sama zaś zatopiłam się w myślach.

Co właściwie zamierzałam zrobić teraz? Nie zastanawiałam się nad tym od pewnego czasu. Najpierw przyjęli mnie państwo Harway, potem spotkałam Fujiko... teraz nie wiedziałam, co będzie dalej.

Musiałam sprawdzić moje konto w rosyjskim banku, gdzie zdeponowałam pieniądze ze sprzedaży ziemi. Dotąd korzystałam z niego tylko raz. Przypuszczałam, że tego, co mi zostało wystarczy na kilka lat w miarę spokojnego życia. Jeśli bym w coś zainwestowała – na więcej. Mogłabym kupić sobie dom. Niewielki. Wynająć jednego służącego, jeśli byłoby to konieczne. Pozwolić sobie czasem na książkę, może nawet sprowadzić jakąś polską literaturę. Poszukać zajęcia: nauka języków, pisanie. Czemu nie.

Niekoniecznie w Japonii, ale nie chciałam jeszcze stąd wyjeżdżać. To byłoby jak ucieczka. Przyznanie się do porażki.

Jeszcze nie poniosłam porażki.

Panna Kitty i pan Dymitr Filipowicz przechadzali się po parku. Rosjanin wziął od mojej uczennicy parasolkę, co pozwoliło mu nachylać się nad nią. Dziewczyna wyglądała na zauroczoną. Łatwo wpadała w prosty schemat: ona słaba i niewinna, on zdecydowany, imponujący doświadczeniem. Życie nie pokazało jej innej możliwości. Zapewne nie pokazało jej i jemu.

Obserwowałam ich, starając wypatrzeć jakiś detal, którym mogłabym potem podzielić się z panną Kitty. Powiedzieć jej, co zauważyłam w obiekcie jej uczuć.

Potem moje myśli znów uciekły w stronę pana Kawashimy. Spoglądałam na obecnych w parku Japończyków i zastanawiałam się, czy jest coś w rysach twarzy i budowie ludzi z tego narodu, co sprawiło, że zainteresował mnie jeden z nich. Nie znalazłam na to pytanie odpowiedzi. Nie umiałam nazwać tego, co podobało mi się w Shiro Kawashimie. Nie umiałam zrozumieć, czemu się w nim zakochałam. Prawdę mówiąc nie sądziłam nawet, że odpowiedź na to pytanie jest mi potrzebna. Po prostu. Po prostu uznałam, że mogłabym i podążyłam za tą myślą.

Sztuka ZmianOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz