10

878 27 0
                                    

Jechaliśmy już jakiś czas, a z Hayden nie było w porządku.

-Nadal boli?-zapytał Dunbar.

-Coraz bardziej. Nie goi się-odpowiedziała mu brunetka-Jestem porażką prawdą?-zapytała z nutką nadziei, że odpowiedź będzie przecząca. Odpowiedzi Liama nie usłyszałam tylko poczułam szturchnięcie od strony Theo, który wskazał, bym popatrzyła w lusterko. Całowali się. Od nienawiści do miłości jest cienka linia. Nie zdziwiłam się, kiedy to zobaczyłam , lecz to co wypłynęło z ust szatyna do mnie.

-Kiedyś też tak będziemy-chciałam coś powiedzieć, lecz przerwał to głos Hayden.

-Nie boli, ból zniknął- i wrócili do całowania się.

Gdy wróciliśmy do domu Scotta położyliśmy ich na kanapie i przykryliśmy kocykiem. 

*Na następny dzień*

Siedziałam w ławce ze Scottem i słuchaliśmy nudnej lekcji, gdy w trakcie obrócił się do nas Theo.

-Cześć. Musimy pogadać-stwierdził dosyć poważnie.

-Wszystko gra?-zaniepokoił się Scott.

-Nie chodzi o mnie. Dawno już wam powinienem to powiedzieć.

-O czym?-zapytałam.

-Chodzi o Stilesa- ciekawe co znów się stało.

-Słyszysz?-alfa zapytał szatyna.

-Policja?-zapytał bardziej siebie.

-Karetka-stwierdził Scott. Wybiegliśmy na zewnątrz, gdzie zobaczyliśmy Corey'a całego w rtęci. 

-Nie pozwólcie im mnie zabrać!-zaczął krzyczeć, gdy wsadzali go do karetki.

-Jedziemy za nim -stwierdziłam- Musimy go chronić.

-Przecież od tego jesteś- poparł mnie Theo, po czym ruszyliśmy do jego samochodu.

-O czym chciałeś z nami rozmawiać?- wychyliłam się do przodu, bo oczywiście jechałam na tylnym siedzeniu.

-To może zaczekać- stwierdził szatnym skupiając wzrok na drodze.

-Jeżeli coś jest nie tak, powiedz mi- tym razem głos przejąc Scott.

-Otwórz schowek- mój przyjaciel zrobił to co mu powiedziano, a z niego wyjął klucz cały we krwi- To klucz Stilesa. Upuścił go w szkole.

-Kiedy?-przeszło mi to przez gardło jakimś cudem, bo nagle tam wyrosła jakaś gula.

-Wtedy, gdy zabił Donovana.

-On nie mógł tego zrobić-zaczęłam go bronić.

-Donovan zaatakował go w bibliotece. Widziałem tylko końcówkę, nie byłem w stanie go powstrzymać. To on powinien wam to powiedzieć -kontynuował dalej.

-Mów-nakazał alfa.

-Donovan upadł. Stiles bił go kluczem, raz za razem. Nie przestawał. Może dlatego, że.. On groził, że zabije jego ojca albo Stiles uważał, że powinien się bronić, ale po prostu bił go dalej-mówił przerażonym głosem.

-To niemożliwe- skomentowałam to wszystko.

-Zmiażdżył czaszkę temu dzieciakowi. Słyszałem, jak pęka. Gdy w końcu odepchnąłem Stilesa, połowa głowy Donovana była zapadnięta. Powtarzałem sobie, że to obrona własna. Przykro mi. Powinniście z nim porozmawiać-spojrzał na mnie w lusterku. 

Gdy dotarliśmy na miejsce zastaliśmy już Corey'a nie żywego, dlatego go tam zostawiliśmy. W tym czasie Hayden wstrzyknięto coś do organizmu przez doktorków i Theo miał ją i Liama zawieść do lecznicy, a mnie czekała trudna rozmowa z Scottem i Stilesem. 

-Przepraszam miałem problem z odpaleniem auta- podszedł do nas Stiles. Nikt się nie odezwał tylko Scott wyjął klucz ze swojej kurtki, a Stilsowi uśmiech zszedł od razu z twarzy.

-Skąd to macie?-zapytał.

-Jest twój?-zapytał mój drugi przyjaciel.

-Dlaczego nie powiedziałeś?-zapytałam.

-Miałem zamiar- Stiles wziął od Scotta klucz i zaczął mu się przyglądać.

-Dlaczego nie powiedziałeś od razu?-zapytał alfa.

-Nie mogłem.

-Zabiłeś Donovana?-znów pytanie zadał przywódca.

-On chciał zabić mojego tatę. Miałem to tak zostawić? 

-Nie musiałeś go mordować. Nie wolno nam tego robić- wytłumacz Scott.

-Nie miałem wyboru.

-Zawsze jest wyjście-przysłuchiwałam się w milczeniu ich rozmowie.

-Nie mam takiej mocy jak ty! Wiem, że ty byś tak nie postąpił. Pewnie byś coś wymyślił. Jasne, bo jesteś Scott McCall! Prawdziwym alfą! Nie każdy jest prawdziwym alfą! Niektórzy z nas muszą popełniać błędy. I czasem ubrudzić sobie ręce krwią, bo są ludźmi!-zaczął krzyczeć.

-Musiałeś go zabić?

-Chciał zamordować mojego tatę.

-Obrona konieczna ma swoje granicę.

-O czym ty mówisz?Nie miałem wyjścia Scott!Nie wierzysz mi prawda?-zapytał już spokojniej.

-Chcę Ci wierzyć.

-Okej, więc uwierz. Powiedz to. Powiedz. Powiedz, że mi wierzysz-łzy zaczęły się wylewać z oczu bruneta.

-Nie zabijamy ludzi, których chcemy ratować.

-Wierzysz mi?-zapytał nagle Stiles ponownie i podszedł do Scotta na co ten się cofnął.

-Nie możemy zabijać.

-Co mam zrobić?Jak mam to naprawić?Czego oczekujesz?

-Znajdziemy Malię i Lydię znajdziemy je-zmienił temat Scott- Może lepiej  pogadaj z tatą- i odszedł.

-Stiles ja Ci wierzę- powiedziałam na co spojrzał na mnie- Jak się czujesz? Wiesz zabicie kogoś to nie łatwa sprawa.

-Dziękuję, że Cię mam-podszedł do mnie i przytulił.

-Porozmawiam z nim- szepnęłam- Jedź do taty potrzebuję Cię. Pozdrów go ode mnie.

-Okej-pocałował mnie w policzek i wsiadł do jeepa, a ja weszłam do kliniki, gdzie czekali inny. Weszłam do środka, a Hayden zwijała się z bólu.

-Ona chyba umiera-powiedział przerażony Liam, który trzymał ją w objęciach.

-Pewnie zatruła się rtęcią-stwierdził szatyn.

-Pamiętaj co mi obiecałeś, że zrobisz wszystko, aby ją ratować. Przeżyje jeśli będzie prawdziwym wilkołakiem. Musisz ją ugryźć- widać, że bał się o swoją ukochaną.

-Scott-spojrzał na mnie- Podejmij dziś chociaż jedną dobrą decyzję- wzrok chłopaka ze mnie przeniósł się na Liama.

-Nie.

Córka Lucyfera  || Teen wolf || Theo ReakenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz