Wyjechaliśmy za obrzeża miasta. Parę razy czułam na sobie wzrok Theo, który co jakiś czas wycierał sobie dłonie w spodnie. Czyżby się stresował? Randką? Zatrzymaliśmy się nad jeziorem, gdzie był piękny drewniany pomost, na którym był kocyk piknikowy, a na nim pizza i białe wino, a dookoła było pole dmuchawców. Uśmiech sam wpłynął na moją twarz, podeszłam do Theo i zawisłam na jego szyi.
-Dziękuję-szepnęłam i obdarzyłam go uśmiechem, a na jego twarzy mogłam dostrzec ulgę.
-Chodź, bo ostygnie-złapał mnie za rękę i ruszyliśmy do naszego miejsca. Jedliśmy rozmawiając o głupotach przy czym głośno się śmialiśmy, gdy doszliśmy na etap o opowiadaniu o swoim dzieciństwie. Popijaliśmy wino, które było bezalkoholowe, bo Theo prowadził. Gdy słońce zaczęło zachodzić Theo wyciągnął rękę w moją stronę, którą przyjęłam. Podeszliśmy bliżej końca pomostu trzymając się w dalszym ciągu za ręce, gdy doszliśmy do krańca, kucnął i zerwał jednego dmuchawka. Szatyn obrócił się w moją stronę i patrzyliśmy sobie w oczy, w jego spojrzeniu widziałam iskierki . Opuszkiem palca gładził wierzch mojej dłoni.
-Audrey -zaśmiał się nerwowo i opuścił wzrok-Nie sądziłem, że to będzie takie trudne-spojrzał ponownie na mnie- Nigdy nie znałem kogoś takiego, jak ty. Nigdy nie marzyłem, o innych tak, jak o tobie. Słyszałem, że miłość przychodzi raz w życiu i jestem prawie pewny, że tą miłością jesteś ty. Ponieważ, że jestem w polu dmuchawek życzę sobie, że będziesz moja-zdmuchnął biały puch-Czy moje życzenie Audrey Morningstar się spełni?-zapytał z uśmiechem, ale z nutką nadziei w głosie. Oczy mi się zaszkliły, a ja nie mogąc nic wykrztusić przywarłam do niego moimi ustami. Gdy zabrakło nam oddechu odsunęliśmy się od siebie, a moja gula w gardle przeszła odezwałam się, chodź myślę, że znał już odpowiedź.
-Tak, Theo Reakenie będę twoja-podniósł mnie i okręcił wokół własnej osi.
Wakacje minęły strasznie szybko. Głównie na spotykaniu się z moim facetem i z przyjaciółmi. W między czasie chodziłam na praktyki. Byłam też u rodziny, którzy wręcz rzucili się na mój widok.
Obecnie staliśmy w męskiej szatni z Corey'em, Masonem, a przy Liamie było trudno stwierdzić czy stał. Ja zostałam tutaj jeszcze na jakiś czas, by powoli się doszkalać w pracy psychologa, Scott został zastępcą trenera, lecz Stilesa już nie było. Był to nasz ostatni dzień.
-Nie zniosę tego-odezwał się zrezygnowany blondyn leżący brzuchem na ławce.
-Dawałeś radę w gorszych sytuacjach-wtrącił się czarnoskóry.
-Jesteś w zasadzie alfą-dodał Corey.
-Bez niej jestem niczym-stwierdził przygnębiony, a chłopaki próbowali mu ubrać koszulkę, bo był już spóźniony na trening-Hayden odeszła.
-By chronić siostrę, ale nie rzuciła cię-próbowałam go podnieść na duchu. Przyszła mi wiadomość od Scotta- Scott mówi, że trener świruje.
-Scott i Audrey też wyjeżdżają-powiedział załamany, a bardziej mruknął, gdy chłopak Masona ubierał mu ochraniacze.
-Na studia, to dorosłość-wytłumaczył czarnoskóry, posłałam mu wdzięczny uśmiech-Kiedyś wszyscy, gdzieś wyjedziemy-chłopaki go podnieśli i zaczęli go ciągnąć do wyjścia, lecz Dunbar się zaparł i wszyscy polecieli na co parsknęłam śmiechem.
-Chłopaki-spojrzeli na mnie z ziemi, gdy czytałam drugą wiadomość od Scott-Diaz będzie kapitanem jeżeli Liam zaraz nie ruszy swojego tyłka i się nie pojawi na treningu-cała trójka wstała do siadu. Wszyscy pobiegliśmy na boisko, a Liam wszedł w idealnym momencie i przejął piłkę. Mecz jednak przerwano, bo wilk wszedł na boisko, był we krwi. Poszliśmy za jego śladami z betą i alfą, a co dostrzegliśmy zszokowało nas, cała wataha była martwa.
Udaliśmy się do domu Scotta, gdzie dopakowywaliśmy jego rzeczy. Chłopaki usiłowali się z zamknięciem walizki, a ja leżałam na łóżku i rozglądałam się po pokoju. Pamiętam, jak wszyscy we trójkę na nim leżeliśmy i oglądaliśmy gwiezdne wojny, jak uczyliśmy się razem do niektórych sprawdzianów, jak przyszłam tu pierwszy raz, jak Scott wyznał o uczuciach do Allison, jak wymyślaliśmy plany. Ocknął mnie głos chłopaków.
-Zabiło je coś nadprzyrodzonego-stwierdził niedługo nowy alfa.
-Nie wiadomo, może pasożyt-dodałam patrząc w sufit.
-Dokładnie-poparł mnie obecny alfa-W lecznicy widziałem psy z larwami oraz gzy spod skóry.
-Ludzi też to spotyka?-dopytał zaciekawiony Liam dopychając walizkę z przyjacielem.
-Tak-odpowiedzieliśmy równocześnie z Scottem. Wtedy podnieśli walizkę, a walizka ponownie się otworzyła. Usiedli obok mnie zrezygnowani, a ja wstałam do siadu.
-Chcesz porozmawiać ?-spytałam blondyna.
-Już gadaliśmy-stwierdził pewnie.
-Nie o tym-zaprzeczył Scott.
-Ach, o tym-opuścił głowę i przeczesał włosy-O mnie-wyprostował.
-Tak, o tobie-potwierdziłam jego słowa- O twoich kłach, ślepiach i warkocie-gdy był mecz Liam w środku gry się przemienił.
-Więc chcecie to omówić-podniósł wzrok na nas.
-Pamiętaj o mantrze- przypomniał mu Scott.
-Trzy rzeczy, których nie da się ukryć-zaczęłam.
-Nie używałem jej...-nie dokończył, bo mu przerwałam.
-Jakie są trzy rzeczy, których nie da się ukryć?-zadałam pytanie przez co westchnął.
-Słońce, księżyc, prawda-odpowiedział bez zastanowienia.
-Wolniej-kazał przywódca.
-Słońce... księżyc... prawda...-wykonał polecenie-Nie masz innej walizki?-pytanie skierował do Scotta.
-Mam taśmę-wyciągnął spod łóżka taśmę od Stilesa.
CZYTASZ
Córka Lucyfera || Teen wolf || Theo Reaken
Werewolf-Audrey -zaśmiał się nerwowo i opuścił wzrok-Nie sądziłem, że to będzie takie trudne-spojrzał ponownie na mnie- Nigdy nie znałem kogoś takiego, jak ty. Nigdy nie marzyłem, o innych tak, jak o tobie. Słyszałem, że miłość przychodzi raz w życiu i jest...