Rozdział 6

591 29 4
                                    

                       Lukas





    Poranek przychodzi szybko, a ja czuję się bardzo dobrze, co jest dla mnie zaskakujące. Wolno idę do łazienki biorąc ze sobą tylko jedną kule, bo druga leży w kuchni. Jednak muszę przyznać, że wcale źle mi to nie wychodzi, a ja coraz bardziej czuję dumę z rehabilitacji.

     Po prysznicu zjawiam się w kuchni, ubrany już w strój do pracy. Laura jak zwykle krząta się po domu, więc witam ją uśmiechem, co jest do mnie nie podobne.

- Dzień dobry Lauro – siadam delikatnie przy wyspie, patrząc na jej tyłek. To dziwne, bo przyznam szczerze coraz częściej łapie się na patrzeniu na kobiety w inny sposób, niż dotychczas. – Zrób mi kawę – dodaje zerkając w telefon.

- Panie Santo wierzę, że odnajdzie Pan Emilii, ja sama za nią tęsknię – wyznaje, a ja dostaje paraliżu ciała. Nie spodziewałem się, że Laura kiedykolwiek poruszy ten temat. Przebywa tu i większość rozmów jest przy niej, więc czemu o tym wspomina akurat teraz.

- Kawa Lauro – nie będę z nią rozmawiać na ten temat. Może i się przywiązała, ale nie powinna. 

- Przepraszam – stawia czarną jak smoła kawę na przeciwko mnie i znika z kuchni. Mogłem ją urazić, ale temat Emilii jest dla mnie jak płachta dla byka.

     Wysyłam wiadomość do Thomasa by przyjechał, czym mnie zaskakuje, bo już czeka. Zbieram swoją dupę na dwór i pakuję się do auta.

- Ta sama trasa co zwykle Panie Santo?

- Tak, ta sama – mówię i odchylam się maksymalnie do tyłu.

    Ile bym dał by był to pierwszy dzień, gdy ją ujrzałem. Gdy do głowy wpadł mi plan, by została moja. Teraz to wspomnienie, a ja wiem, że spierdoliłem dosłownie wszystko w swoim życiu, co tylko mogłem. Zostaje tylko nadzieja, że wszystko co straciłem odzyskam.

*** *** ***

    Marko kolejny raz zasiada ze mną w gabinecie, co mnie dziwi. Jednak nie wyganiam go, skoro chce niech siedzi.

- Pojadę do klubu – rzuca wstając.

- Po co? – dopytuję, bo i tak spędza tam wieczory.

- Dziś dostawa – cholera, przyznam, że całkowicie moje życie się zmieniło. Coraz mniej udzielam się w swoich czarnym życiu, co mnie trochę martwi. Z drugiej strony to lepiej, muszę dojść do siebie i zacząć żyć, a później martwić się swoimi interesami.

- Daj znać czy się powiodła – kiwa głową, ale zatrzymuje się przed samymi drzwiami.

- Przyjedzie dostawą broni, naszykuj pieniądze – dodaje wlepiając we mnie wzrok.

- Ile?

- 2 miliony dolarów – co?

- Marko co jest? Kurwa ta broń jest ze złota czy jak?

- Nie, ale jeśli chcesz odbić swoją kobietę to mi zaufaj – tylko tym mógłby mnie przekonać, więc kiwam głową na zgodę.

    Znika, a zaraz za nim wchodzi Dani. Nie powiem, ale kobieta zaczyna mnie wkurwiać. To że jest asystentką, nie zwalnia jej z pukania do pierdolonych drzwi. Powinna się cieszyć, że mam dobry humor. Przynajmniej jeszcze go mam.

- Prezesie potrzebuje podpis jeszcze tutaj – podaje mi teczkę, a ja zerkam na dokument. Szpital...

- Na kiedy jestem umówiony z inwestorami?

- Dziś 10 rano – mówi wskazując miejsce podpisu.

- Dobrze, zrób mi kawy – oddaje papiery dziewczynie, mijając wzrokiem jej sylwetkę. Stanowczo za długo czekam na Emilii. Każdy facet ma swoje potrzeby, a moje właśnie się odzywają, póki co tylko w głowie, jednaj mogę w końcu nie wytrzymać.

Mafijna gra #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz