Rozdział 22

524 24 1
                                    

                         Emilii



   Jak tylko wychodzimy na plac przed domem, moim oczom ukazuje się czarna furgonetka. Nie wiem czemu skupiam na niej swoją uwagę, może dlatego iż Orlando ciągnie mnie w jej stronę? Jeden z jego ludzi otwiera boczne drzwi co coraz mniej mi się podoba. To nie wygląda jak podróż na podpisanie papierów, a pozbycie się nie potrzebnego człowieka.

   Nie raz widziałam jak Will, wsadzał ludzi to takich aut, a później słuch o nich zaginął.

- Wsiadaj – Orlando wręcz wpycha mnie na tył samochodu, a ja potykam się i gdyby nie jego dłonie pewnie musieliby wieść mnie na ostry dyżur, aby wstawić mi zęby.

- Dlaczego nie jedziemy zwykłym samochodem? – pytam, chociaż jego uśmiech mówi wszystko.

- Jesteś inteligentna bella – szepczę zaciskając pas na moim ciele.

   Teraz już wiem do czego zmierza nasza podróż. Podpisanie papierów i spraw spadkowych to jedno, lecz to że dostanę kulkę w głowę to kolejny punkt naszej wyprawy. Tylko czemu powiedział, że pożałuję gdy wrócę? Może zmienił swoje plany lub po prostu tak palnął? Takim ludziom po prostu się nie ufa.

   Żałuję tylko jednego.

   Powinnam wyjechać jak tylko Lukas pozwolił mi odejść. Zniknąć, tylko czy w nieznanym mi świecie bracia Nathana by mnie nie dopadli? W to wątpię, jednak bardziej wątpię by Lukas kolejny raz mnie odszukał. Teraz to koniec i muszę pogodzić się z tym co mnie spotkało.

    Przez całą drogę nie widzę nic prócz Orlanda wpatrzonego w telefon. Całe auto nie ma nawet grama małego okna, co mnie denerwuje i czuję się jak w klatce.

   Jakiś nieznany głos wymawia kilka słów po Włosku i w końcu mój towarzysz unosi wzrok znad telefonu.

- Gotowa? Koniec naszej wycieczki – oznajmia odpinając swój pas, więc idę jego śladem.

- Gdzie jesteśmy? – dopytuje jak tylko drzwi od auta się rozsuwają.

   Spodziewałam się jakiegoś miasta, a nie ogromnego pałacu w totalnym lesie. Wysoki czteropiętrowy budynek stary i zachwycający jednocześnie, czy to nie dziwne?

- W domu mojego papy, więc zachowuj się tak jak przystało na damę, a może daruje Ci życie – stwierdza podając mi dłoń, by pomóc mi wysiąść.

   Chciałabym go odepchnąć i uciekać jak najdalej się da, ale z tyloma ludźmi jacy się tu kręcą jest to absurdalne. Nie dałabym nawet susa, a już bym leżała.

- Mieliśmy jechać do adwokata – upewniam się, chociaż nie wiem po co.

- Nasza familia ma własnego adwokata i tutaj załatwimy wszelkie formalności – nie brzmi to zbyt uspokajająco, aczkolwiek nie mogę protestować.

    Nic dobrego mnie nie spotka, gdy będę robiła wszystkim na przekór, więc zgadzam się na wszystko. Pałac ku któremu zmierzamy jest przeogromny. Słońce ukazuje każdy jego element w innym wydaniu. 

   Całkowicie biały budynek, w części obrośnięty winoroślą z ogromnymi oknami sprawia, że czuję się jak w bajce, po mimo że stąpam do bram piekieł.

   Ktoś nas wita po Włosku, a ja się tylko delikatnie uśmiecham. Orlando nic mi nie wyjaśnił, a zachowanie jak dama jest mi obce. Udawanie kochanej narzeczonej, czy chwilowa słabość i zakochanie nie nauczyły mnie jak mam żyć naprawdę. Porwania i gwałty również niczego nie wniosły w moje życie, więc może i racja, że nie powinnam żyć. Po co uczyć się wszystkiego na nowo, skoro bliżej mi jak dalej?

Mafijna gra #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz