Rozdział 9

547 29 0
                                    

                            Emilii





     Wracamy pod dom, gdzie od wejścia wita nas dwóch ochroniarzy. Za każdym razem gdy ich wiedzę, wydają się nowi i inni. Może to tylko złudzenie, ale da się wyczuć w Nathanie obawę. On bardzo dobrze wie, kto uprzykrza nam życie, tylko w tej chwili nawet nie jest mi go żal. Nigdy nie będzie, nie po tym co przeżyłam, a on jeszcze uważa, że to tylko moja wina.

- Chodź – do chwili włamania do tego pieprzonego domu, traktował mnie dobrze. Co teraz się stało?

- Możesz mi powiedzieć dlaczego mnie tak traktujesz? – zapytać mogę, od tego chyba nie umrę.

- Bo widocznie lubisz gdy traktuję się Cię jak ostatnią szmatę!

- Skąd takie przypuszczenia?!

- Gdy byłaś z Willem tak Cię właśnie traktował i dawałaś mu się wielokrotnie, co mnie wkurwiało do granic, bo od dawna to ja powinienem to z Tobą robić, nie on. Nie nikt inny! – och jakie to kurewsko romantyczne.

- Myślisz że chciałam tego? Myślisz że było mi dobrze, gdy mnie gwałcił? Bił i sprawiał, bym czuła się jak nikt?! Myślisz że było to dla mnie spełnienie marzeń?! Zostałam sprzedana przez własnych rodziców, nie miałam pieprzonego wyjścia, więc się zastanów! – mówię i się odkręcam się w stronę pokoju.

- Przygotuj się na miłe zakończenie dzisiejszego dnia! – warczy za mną, ale chyba nie zdaje sobie sprawy z tego jak miłe zakończenie zaplanowałam dla nas ja.

    Wchodzę pewnie do naszej sypialni, lecz pierw zahaczyłam o jadalnie, skąd wzięłam dla siebie zabawkę Nathana. Myślę, że długo będzie pamiętał naszą noc poślubną, przynajmniej chwilę.

      Chowam delikatnie w szafce obok łóżka i kieruję się do łazienki, by zmyć z siebie dotyk rąk mojego męża. Męża który zrobił to perfidnie, zabierając mi wolność, nie teraz, a kilka lat temu.

    Prysznic jest gorący i długi, ale potrzebuję tego.

    Potrzebuję chwili dla siebie i na dobre przemyślenie, tego co chcę zrobić.

    Jak wytłumaczę to przed innymi?

    Zawsze mogę zniknąć, więc na tym skupię się, aby wyjdę z łazienki.

    Zakładam bieliznę i czarną krótką sukienkę, na to zarzucam biały miękki szlafrok, by niczego się nie zorientował. Na szybko wrzucam do torby kilka ubrań, by mieć w czym żyć przez najbliżej dni. Problem polega jednak na tym, że nie mam pieniędzy i raczej w tym mi teraz nie pomoże, bo zapytanie go o cokolwiek wzbudziłoby jego podejrzenia. Dom jest duży, więc na pewno gdzieś znajdę jakieś pieniądze, lecz skupię się na tym później.

- Gotowa? – Nathan wchodzi z uśmiechem na twarzy, co mnie trochę przeraża i zaczynam się denerwować.

- Oczywiście, chociaż nie mam ochoty na Twoje zabawy – mówię drżącym głosem. Kurwa mogłam to lepiej przemyśleć, ale teraz już jest na to za późno.

- Nie? Kotku to dopiero początek naszej wspólnej drogi, więc zabaw również się nauczysz – szepczę w moje ucho i robi krok w tył patrząc w moje oczy. – Wezmę prysznic, naszykuj się, tutaj masz bieliznę – dopiero teraz zauważam, że miał w ręce papierową torbę.

     Nie ma na niej żadnego loga, ale biorę ją od niego. Nathan znika za drzwiami łazienki, a moja ciekawość zagląda do torby. Serio? Myślała że założę na siebie jakieś cztery paski, które nie zakryją nawet moich piersi? Przeliczył się, nie jestem dla niego prywatną dziwką. Zaglądam głębiej i zauważam pejcz. Na samą myśl zaczyna boleć mnie skóra, a wspomnienie jak William mnie nim kiedyś sprał, aż mną wzdryga.

      Delikatnie wyjmuję z szafki broń, którą odbezpieczam, oraz zamykam drzwi na klucz. Nikt mu nie pomoże, nie zasługuje na pomoc. Nie taki bydlak jak on...

     Jak drzwi łazienki się otwierają dosłownie zamieram. Z tej sytuacji nie ma już wyjścia, albo to wykorzystam, albo sama wydam na siebie wyrok śmierci.

- Usiądź na łóżku i powiedz dlaczego się nie przebrałaś?!

- Bo nie mam ochoty nosić kilku pasków, które niczego nie wniosą do naszego erotycznego życia. – Wyznaje, a ręce które mam splecione z tyłu zaczynają się pocić.

- Za to Twoje zachowanie, jest bezczelne! Już nie słuchasz się męża – mówi robiąc dwa kroki do przodu. Cholera, teraz albo nigdy.

- Stój! – krzyczę celując bronią w jego stronę. Jest zaskoczony i lekko unosi ręce w górę.

- Uspokój się Mio i odłóż broń, bo zrobisz sobie krzywdę – mówi wolno, delikatnie robiąc krok w moja w stronę.

- Jeszcze milimetr i Cię zabiję! – krzyczę.

- Nie zrobisz tego, przecież mnie kochasz – mówi, a ja zaczynam analizować jego słowa. Kocham? Nie! Kochałam człowieka, który był inny i pokazał mi udawany świat.

- Zatrzymaj się, bo to nie skończy się dobrze – utwierdzam się w przekonaniu, że nie mam już wyjścia. To nigdy się nie skończy, jeśli on będzie żył. Zabił Williama, by zabrać mu mnie, a teraz ja stoję przed wyborem, który jest zbyt trudny.

- Mio nie masz odwagi, by to zrobić – mówi, co bardzo mnie drażni i naciskam spust zamykając oczy. Strzał pada, a ja upuszczam broń.

    Jednak coś obok mnie również upada. Otwieram oczy spokojnie i patrzę na to co zrobiłam...

   Kurwa.

    Zabiłam go.

    Zabiłam człowieka.

    Nathan leży przy moich stopach, a z boku głowy zaczyna sączyć się krew. Co teraz? Co mam do cholery teraz zrobić?!

    Siadam z wrażenia, że odważyłam się to zrobić wpatrując się w twarz Nathana. Czuję się okropnie, a serce wali jak szalone. Tego nie da się cofnąć. To nie był dobry plan. Morderstwo nigdy nie jest dobre, a ja to zrobiłam. Naprawdę go zabiłam, jak mam teraz stąd uciec?

     Nie wiem ile czasu spędzam siedząc tak i wpatrując się w mojego męża, męża który już nigdy nim nie będzie. Głosy ochroniarzy i jakieś strzały zaczynają przywracać mnie do życia.

     Przyszli i tutaj, więc i tak zginę. Nie chcę przeżyć kolejny raz tego co zrobił William, czy Nathan, wolę umrzeć niż miałabym być kolejną żoną jakiegoś psychopaty.

     Przystawiam broń do skroni, ale zaczynają mi drżeć dłonie.

    Nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię pozbawić życia siebie, po mimo że siedzę obok faceta, które pozbawiłam życia.

     Głosy są coraz głośniejsze, a gdy ktoś wali do drzwi i coś krzyczy po włosku, zaczynam panikować. Zamknęłam drzwi, ale można je wyważyć. Co mam robić, gdzie się schować?

     Strzał i jęk faceta za drzwiami mnie przeraża. Chwytam broń i staje przy drzwiach toalety, zawsze mogę się tam schować – przynajmniej tak myślę.

   Drzwi wręcz się roztrzaskują od strzału, a zaraz po tym wpada jakiś facet.

- Szukaj Emilii! Kurwa co tu się... – odzywa się męski głos, a gdy mnie zauważa przestaje mówić.

- Nie zbliżaj się, bo Cię zabiję! – krzyczę, chociaż dłonie trzęsą mi się jak galaretka na torcie.

- Emilii to ja Lukas, Lukas Santo – nikogo takiego nie znam.

- Powiedziałam żebyś się nie zbliżał! Nie znam Cię i nie nazywam się Emilii tylko Mia! – zaczynam panikować, gdy on mnie nie słucha.

- Zabiłaś go?

- Wynocha! – krzyczę głośniej, zamykając oczy naszykowana do strzału. Nie wytrzymam takiego życia.

    Z zamkniętymi oczami wypuszczam trzy strzały, ale nie otwieram oczu. Boję się kolejny raz zobaczyć twarz osoby, którą właśnie zabiłam. 

Mafijna gra #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz