Rozdział 38

541 27 0
                                    

                       Lukas



   Kończąc przemowę omiatam wzrokiem pełną salę ludzi, zatrzymując się na Emilii, której uśmiech nie schodzi z twarzy. Najgorsze uczucie jest takie, iż po tym wieczorze wszystko zniknie. Ona zniknie, a po nas nie zostanie nawet ślad.

   Odpycham te myśli i schodzę ze sceny. Jeśli jest mi dane nacieszyć się tym widokiem, to nie zrezygnuję z tego. Każda pieprzona sekundą spędzoną w jej towarzystwie jest dla mnie istotna.

- Pięknie słowa – odzywa się, gdy staje obok niej.

- Dziękuję, może wypijemy drinka?

- Chętnie, chciałabym porozmawiać z Tobą, ale na osobności – spogląda na mnie, a na jej twarzy maluję się niepewność.

- Dobrze – jednak nie wiem kiedy taki moment nadejdzie. – Przed północą musimy pojechać w jedno miejsce i chciałbym abyś również tam mi towarzyszyła – staram się jej tego nie narzucić.

   Jestem egoistą chcąc zachować ją tylko dla siebie i przeciągać te noc tak długo jak mogę. Nie potrafię pogodzić się z myślą, że jedyna kobieta która skradła moje serce, nigdy już nie będzie moja, ale przecież nie zabraniają człowiekowi marzyć, prawda? Będę ją miał każdego ranka gdy się obudzę i każdego wieczora nim zamknę oczy. Będzie moja przynajmniej w marzeniach, tego nikt mi nie odbierze.

- Myślę że jestem w stanie to dla Ciebie zrobić – zaszczyca mnie w końcu prawdziwym uśmiechem, na który tak długo czekałem.

   Zamawiamy drinki i kierujemy się na taras, gdzie Emilii wyznaje mi co czuję po tym jak zabiła własnych rodziców. Nie spodziewałem się, że jest do tego zdolna. Zabójstwo Nathana uważałem za obronę, a to? To był świadomy jej krok, a co mnie całkowicie zaskakuje, to fakt iż nawet nie ma wyrzutów sumienia.

   Może los specjalnie podsunął mi ją na drogę?

   Może to nie był przypadek, że moje serce zabiło szybciej, gdy ją ujrzałem?

   Tego się nie dowiem, bo nasz czas dość szybko ucieka, a ja nie potrafię tego zatrzymać.

   Wypijam drinki i idziemy na salę, aby pożegnać się z ludźmi, którzy siedzieli z nami przy stole oraz głównym dyrektorem szpitala. Nawet nie sądziłem, że czas spędzony z Emilii tak szybko poleciał. Przy niej zapominam o Bożym świecie, a jednak interesy same się nie załatwią.

   Wsiadamy do auta, które jest na czas. Thomas jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, za co jestem mu wdzięczny. Nigdy w życiu mu nie dziękowałem, bo wiem jak pochwały działają na ludzi – rozleniwia ich to, a faworyzacja oznacza strzał w kolano samemu sobie. Wynagradzam mu swoje zachowanie w wypłacie, więc nie powinien narzekać.

   Kątem oka zauważam, że Emilii zaczyna się denerwować. Skubie paznokcie jakby to miało jej w czymś pomóc. W końcu nie wytrzymuję i dopytuje.

- Coś się stało?

- N-nie... Chciałam porozmawiać o czymś ważnym... – zaczyna, ale nadal patrzy na swoje dłonie, czym mnie irytuje.

- Emilii porozmawiamy jak wrócimy – wyrywam się, bo nie jestem pewien czy chcę usłyszeć to co chciałby powiedzieć. Kolejny raz mogę nie dać rady usłyszeć od niej słów iż nie możemy być razem, bo to zabije ostatnie resztki nadziei i wolę nie psuć sobie tego wieczoru.

- Dobrze – słyszę westchnienie. Utwierdza mnie to tylko iż to definitywny koniec. Przełykam czarę goryczy i skupiam się na drodze, gdy zaczyna dzwonić Marko.

- Mów – odbieram bez zastanowienia.

- Czekamy na tyłach magazynu – mówi spokojnym głosem, także nie jest już sam.

- Dziesięć minut i jesteśmy – zapewniam przyjaciela i wciskam czerwoną słuchawkę.

   Opieram głowę o zagłówek fotela i wciągam głęboko powietrze. Emilii ułatwi mi wymianę, w co akurat nie jestem w stanie wątpić. Sama jej obecność przy moim boku napawa nową energią i optymizmem, co kurewsko mnie cieszy.

- Jesteśmy na miejscu Panie Santo – głos Thomasa sprowadził mnie na ziemię.

   Skinąłem do niego głową, a sam wysiadłem sięgając po dłoń Emilii.

- Co tutaj robimy? – zapytała drżącym głosem, gdy stanęła obok mnie. Wiem co mogła sobie pomyśleć, że właśnie przyjechałem ją tu zabić, jednak nic z tego, jest tylko moją wizytówką na dzisiejszej transakcji.

- Uśmiech nie będzie Ci tu potrzebny, trzymaj się mnie, nie odzywaj i nie wychylaj, jasne? – spojrzałem na jej wystraszoną twarz i gest skinienia głowy. Wiedziałem jak wiele myśli przebiegało po jej głowie, jednak im mniej wie, tym lepiej śpi.

   Tylnym wejściem wprowadziłem ją na tył magazynu, gdzie moja załoga była w gotowości, a na samym czele stał Marko.

- Lukas, to jest właśnie Halk, który prosił o spotkanie – wskazuję faceta w skrojonym garniturze od Hugo Bossa. Facet nie wygląda na godnego zaufania, czym tylko wzmacnia moją czujność.

- Lukas Santo – podaje mu pewnie dłoń. W tym fachu nie można trącić czujność i pewności, inaczej już nie żyjesz.

- Halk Martinez – odwzajemnia uścisk, jednak wzrok pada na to co znajduje się za mną. A bardziej na kimś – Emilii, jak miło Cię widzieć – co do cholery? Skąd zna jej imię i skąd w ogóle ją zna?

- Ciebie również – zerkam na twarz kobiety, a wzrok wbija w podłogę jakby chciała uniknąć kontaktu z Martinezem.

- Znacie się? – warczę, czując jak wzbiera we mnie złość.

- Ach tak, pomagałem Emilii na początku w Los Angeles – pomagałem?! Ciekawe kurwa jak?!

- Załatwił mi nowa tożsamość – stwierdza sucho, nadal nie unosząc głowy. Zbija mnie to z tropu.

- Jest coś o czym powinienem kurwa wiedzieć? – dodaje, a krew zaczyna wrzeć w moich żyłach.

- Nie spałem z nią jeszcze, jeśli o to Ci chodzi – śmiech Halka roznosi się echem po hali, a mnie nic więcej już nie trzeba. Wymierzam pierwszy celny cios w szczękę faceta, który w ogóle pomyślał o spędzeniu nocy w łóżku z moją kobietą.

- Lukas co robisz?! – czuję ręce przyjaciela na moich barkach, więc cofam się o krok, ale nadal rozsadza mnie cholerna złość. Nikt prócz mnie nigdy nie będzie miał tej kobiety! Po moim pieprzonym trupie!

- Daj spokój Santo, to że nie spała z połową kraju nie oznacza, że nie wiem iż sypiała z Twoim wrogami, a to chyba boli najbardziej co? – głos Martineza doprowadza mnie do białej gorączki. – Nisko upadłeś biorąc sobie zużyty towar.

- Nie będę robił interesów z kimś Twojego pokroju, wypierdalaj! – cedzę przez zęby, nadal wstrzymywany przez Marko.

- Mnie się nie odmawia Santo, dojdzie do tej wymiany, bo zapłaciłem za ten towar i chcę go mieć!

- Po moim pieprzonym trupie! – odkrzykuje w jego stronę, na co on się uśmiecha i wyjmuje broń zza paska, strzelając wprost w moja stronę.

   Tylko kurwa nie to... Nie teraz...

   Krzyki. Strzały. Emilii. Tyle jestem w stanie usłyszeć nim przed oczami pojawia się ciemność. 



------------------------------------

Jak myślicie jakie będzie zakończenie? 

Ostatni rozdział już dziś pojawi się na wattpad! Jesteście ciekawi? xD 

❤🙈😁

Mafijna gra #2 [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz