4. Bez wytchnienia

10 1 3
                                    

Od pamiętnego wieczoru minął tydzień. Przez ten czas Junmyeon nie spotkał ani Leena, ani Jimina czy Jungkooka, ani, na szczęście, Taeyanga. Co było dziwne Saeyu też zniknął. Kiedy następnego dnia po spotkaniu z Taeyangiem Junmyeon wrócił na uczelnię, podświadomie zaczął wypatrywać rzekomą Wyrocznię Mnichów. Sam nie wierzył, że zaczął używać tych terminów, ale nie potrafił w inny sposób określić tego co zobaczył. Miał mówić ogólnie „oni"? Było „ich" za dużo. No i jeszcze dzielili się na mnichów i szpiegów, a więc „ci" i „tamci"? Junmyeon szybko zaczął gubić się we własnych myślach. Sam fakt, że tak dużo osób było w to zaangażowanych był dla niego dziwny. Próbował dyskretnie zorientować się, czy jego znajomi nie zrobili mu żartu, ale ci w ogóle nie nawiązywali do tych wydarzeń. Żart powinien polegać na tym, że w końcu ktoś się zaczyna z niego śmiać, prawda? Tymczasem ludzie, z którymi miał styczność, wypytywali go jedynie o powód opatrunku na przedramionach. Junmyeon powiedział szczerze, że się przewrócił, nie wnikając w szczegóły. Jakoś czuł wewnętrznie, że nie powinien o tym opowiadać, choć nie umiał wyjaśnić skąd brała się ta niechęć. Swoją drogą, zgodnie z zapowiedziami lekarza, jego rany w krótkim czasie zniknęły, nie pozostawiając po sobie nic oprócz bandaży. Junmyeon nie wyrzucił ich i czasami się im przyglądał. Były jedyną rzeczą, która w jakiś sposób potwierdzała przeżyte wydarzenia i odsuwała go od myśli, że to wszystko było tylko dziwnym snem. One oraz notes i naszyjnik. Wisiorek nadal był niezdejmowalny, ale Junmyeon nauczył się go chować za koszulkę. Tak w razie gdyby Szpiedzy faktycznie cały czas go namierzali. Mimo, że uważał to wszystko za mocno podejrzane, nie chciał narazić się na kolejny atak. Zaczął miewać nieprzyjemne wrażenie, że ktoś go obserwuje albo wręcz śledzi. Czasami nawet był święcie przekonany, że zauważył kogoś, kto przyglądał mu się stojąc w oknie lub przy sklepie. Powoli jego strach zaczął przybierać na sile. Sądząc po tym, co powiedzieli mu wszyscy w Bazie, naprawdę miał szczęście, że przeżył. Następnym razem może już go nie mieć.

Pewnego wieczoru, siedząc przed laptopem, Junmyeon postanowił się zalogować do systemu uczelni. Zbliżały się egzaminy końcowe i chciał upewnić się, po raz setny, na którą godzinę ma pierwszy z nich. Wpisał login oraz hasło, kliknął przycisk „Zaloguj" i na środku ekranu wyświetlił się błąd. Junmyeon zmarszczył brwi. Spróbował ponownie, ale z tym samym skutkiem. Pomyślał, że może pomylił hasło. Było to mało prawdopodobne, bo akurat tego jednego używał aż za często, ale może dostał jakiegoś chwilowego zaćmienia. Po wpisaniu kolejnych kombinacji haseł, a nawet nazw, w końcu się poddał. Ze zrezygnowaniem opadł na oparcie krzesła, zastanawiając się, co powinien zrobić.

- Przykro mi, ale nie ma takiego konta – powiedziała sekretarka, kiedy kolejne poszukiwania spełzły na niczym.

- Jak to możliwe? - spytał Junmyeon sam siebie. Siedział po jednej stronie biurka w sekretariacie jego wydziału. Po drugiej stronie znajdowała się kobieta koło trzydziestki, którą znał dosyć dobrze i już nie raz ratowała go z opresji. Od kilkunastu dobrych minut próbowali odkryć co stało się z jego profilem. Wydawać by się mogło, że rozpłynął się, podobnie jak jego nazwisko, które dosłownie zniknęło z rejestru studentów.

- Przecież mnie pani zna – spróbował po chwili ciszy, nie wiedząc czego ma się chwycić.

- Wiem, ale nic na to nie poradzę. W systemie nie ma pana nazwiska.

- W ogóle?

- W ogóle – potwierdziła. - Żadnej legitymacji, opłat, zaliczeń... Nic.

Junmyeon zamyślił się. Jak to możliwe, że zniknął? Od razu jego myśli nakierowały się na mnichów. Czy możliwym jest, że to ich sprawka? A może szpiegów? Jego myśli same z siebie powędrowały do Saeyu. On też nagle zniknął, ale tak kompletnie, łącznie z ciałem.

Z różną siłą, historia Exo | Legendy Światła i MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz