2

2K 131 115
                                    

— Możemy ją ukarać, proszę, Techno, wywieźmy ją w las! — blondyn skakał wokół swojego przyjaciela.

Ukarać? Chciałaś się tylko bronić, w końcu to obcy ludzie i wyglądają na niebezpiecznych. Bałaś się.

— Odstawimy tę damę do domu. — powiedział różowowłosy. — W końcu księżniczka nie może sama błąkać się po lesie. — drugą ręką zabrał kamień z twojej dłoni i rzucił go w zarośla. Następnie puścił twoją rękę.

Czułaś, że od jego uścisku, twoja kostka lekko podpuchła. Jak bardzo ten człowiek był silny?

— Nigdzie z wami nie idę. Wrócę sama. — powiedziałaś.

Ale oni nie słuchali. Blondyn w masce już wsiadł na swojego konia, a drugi z mężczyzn do ciebie podszedł. Złapał cię pod ramię i zaprowadził do swojego wierzchowca.

— Powiedziałam, że chcę wrócić sama.

— Sama to ty sobie możesz... — mruknął blondyn.

— Dream, zachowuj się. To jest kobieta. — różowowłosy go skarcił.

Pogłaskał konia po grzywie, po czym poprawił na nim siodło.

— Fakt, że jestem kobietą, nie oznacza, że trzeba się nade mną litować. — powiedziałaś.

On tylko spojrzał na ciebie i uśmiechnął się pod nosem.

Tak więc wróciłaś w eskorcie tych dwóch pod bramę. Znaczy nie do końca pod bramę, ponieważ zatrzymali się kawał drogi od niej. Jakby nie chcieli zostać zauważeni.

Bez niczyjej pomocy zsiadłaś z konia. Chciałaś jak najszybciej od nich odejść, ale niestety facet w różowym również zsiadł.

— Możecie sobie już pójść. — poprawiłaś swoją pelerynę.

— Chciałem się upewnić, że wszystko jest z panią w porządku.

— Sugerujesz, że coś ma być ze mną nie tak? — zapytałaś.

— Nie, nie. Nieważne. — trochę się zmieszał.

Patrzyłaś na niego przez chwilę, a następnie odwróciłaś się i ruszyłaś przed siebie.

— Do widzenia. — rzuciłaś.

Nie odwróciłaś się za nimi, ale słyszałaś, że odjechali. Kim oni właściwie byli? I co za pseudonimy mieli.

Strażnicy przy bramie skłonili się, gdy przechodziłaś obok nich. Uznałaś, że gdyby ktoś jednak zauważył twoją nieobecność, to powiesz, że byłaś w ogrodzie.

Nie chciałaś się samej sobie przyznać, że ci obcy bardzo cię zaintrygowali. Zdecydowanie nie byli stąd. Ale w takim razie po co przyjechali?

W drodze do swojej komnaty spotkałaś Puffy.

— Szukałam panienki od dawna, musimy zacząć się przygotowywać na dzisiejszy wieczór... — podeszła do ciebie. — Suknia jest ubrudzona. — przyjrzała ci się dokładnie. — No nic, jakoś to naprawimy.

Kara spędziła dobrych parę godzin na te głupie przygotowania. Jeśli tak ma być codziennie przez najbliższy tydzień, to wolałabyś się zgubić w tym lesie lub zostać porwaną.

— Jest pani zamyślona. Coś się stało? — zapytała.

Zastanawiałaś się, czy powiedzieć jej prawdę.

— Nie, wszystko w porządku. Tylko się stresuję. — skłamałaś.

Może i twój wypad do lasu był niebezpieczny. Ale to jedyny wypad od wielu lat. Nigdy wcześniej nie opuszczaś zamku. Bo nie mogłaś i bałaś się złamać zasady. Ale teraz nie byłaś już taką kluchą, która bała się, że ktoś na nią nakrzyczy.

— Też bym się stresowała. — powiedziała Kara. — W końcu przybędą tu obcy ludzie, kandydaci na przyszłych mężów...

— Kandydaci na co?!

— Królowa nie powiedziała panience? — Puffy była zaskoczona. — Przecież po co innego mieliby przyjechać jak nie po to?

No tak, to logiczne.

— Nie chcę za nikogo wychodzić. Nigdy w życiu! — zaprotestowałaś.

— Spokojnie. Nie masz co się denerwować. — Kara pogłaskała cię po głowie. — Wszystko się prędzej czy później ułoży.

W końcu nadszedł oczekiwany wieczór. Stałaś obok Karla w sali balowej. Twój brat ubrany był w granatowy strój, na jego głowie spoczywała mała srebrna korona. Uważałaś, że wygląda znacznie lepiej od ciebie.

— Córciu. — podeszła do ciebie matka. — Poznaj, proszę, księcia Nicholasa.

Ów Nick był średniego wzrostu brunetem. Podszedł do ciebie i ucałował twoją dłoń. Zauważyłaś jednak, że on wcale na ciebie nie patrzy. Obserwował zaś twojego brata, który był lekko zarumieniony.

— Miło mi panicza poznać. — uśmiechnęłaś się.

Dawałaś mu znaki oczami, że wiesz, iż nie jest zainteresowany tobą, a twoim bratem.

— Mi również. — patrzył ci w oczy porozumiewawczo.

Więc się zrozumieliście. Wspaniale!

— Tak, Karl, to jest książę Nick. — chłopcy uścisnęli sobie dłonie.

Udaliście się do jadalni, gdzie zjedliście kolację. Matka Nicka była bardzo miłą kobietą. Opowiadała historie o bitwach, na które udawał się jej mąż, jak również wyjaśniła, że nie mógł przyjechać głównie dlatego, że wyjechał na kolejną.

Karl zachowywał się bardzo niezdarnie. To był znak, że się stresuje. W sumie to dość romantyczne tak poznać potencjalną miłość życia i udawać, że wszystko jest w porządku, podczas gdy trzęsiesz się jak galaretka.

Momentalnie pomyślałaś o tym różowowłosym. Chłopak w masce mówił ja niego "Techno". Ale to na pewno nie było jego imię, raczej jakiś pseudonim. Chciałabyś go jeszcze raz spotkać. Co z tego, że ci groził? Zerknęłaś na swoją opuchniętą kostkę.

— Y/N, jesteś taka cicha. — odezwał się twój ojciec.

— Nie mam ochoty na rozmowę. — powiedziałaś.

Do jadalni wparował nagle strażnik. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Ukłonił się, przeprosił za najście i zakomunikował:

— Otrzymałem list od Lorda Dave'a.

Ojciec wstał podekscytowany. Wręcz wyrwał strażnikowi list z ręki i zaczął czytać. Jego oczy wędrowały od linijki do linijki.

— Lord Dave? Ten, który zamieszkuje góry na wschodzie? — zapytała matka Nicka.

— Tam zawsze panuje zima. Wiecznie śnieg. — wtrąciła się twoja mama.

W końcu król wrócił do stołu, spojrzał znacząco na matkę i powiedział:

— Jest w drodze.

Technoblade X Female Reader [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz