Siedziałaś w swojej komnacie na łóżku, intensywnie wpatrując się w baldachim nad sobą. Przez otwarte okno słychać było twojego ojca uczącego twojego starszego brata walki na miecze. Zazdrościłaś swojemu bratu. Był starszy tylko o rok a fakt, że nie miał waginy, powodował, że był w każdym stopniu od ciebie lepszy: silniejszy, mądrzejszy, bardziej odpowiedzialny. Chciałaś również jak on nauczyć się walki, ale twój ojciec zgodził się jedynie po rocznych błaganiach i wielu godzinach, które spędziłaś na udawanym płaczu. Zacznie cię nauczać dopiero po twoich siedemnastych urodzinach. A one będą już za tydzień.
Wstałaś z łóżka. W momencie gdy chciałaś sięgnąć do szafy, drzwi twojego pokoju otworzyły się nagle.
— Och, panienka jeszcze w piżamie. — to była twoja służka. — To dobrze, nie będzie problemu z tymi wszystkimi gorsetami...
Weszła do środka, pchając przed sobą coś na kształt stojaka, na którym umocowana była bufiasta sukienka w kolorze ciemnej czerwieni.
Kara, bo tak miała na imię, zamknęła prędko za sobą drzwi i zasłoniła okna.
Bardzo ją lubiłaś. Mimo, że istniała tylko po to by robić wszystko, co jej powiedzą. Miała długie pofalowane włosy koloru czekolady, duże oczy i wąskie usta. Ze względu na jej wyjątkowo duży biust, od dziecka nazywałaś ją Puffy. Może to niegrzeczne, ale ona zdążyła się już przyzwyczaić do tego przezwiska.
— Znowu będą jakieś przymierzki...? — westchnęłaś zrezygnowana, sądząc tyłek spowrotem na łóżku.
— To nowa suknia, jest na dzisiejszy dzień. — Puffy wyjaśniła cierpliwie. — Dziś wieczorem przyjeżdżają goście. W końcu zbliżają się urodziny panienki.
Gestem dłoni zaprosiła cię do siebie. Wstałaś, po drodze niechętnie zdejmując piżamę. Rzuciłaś ją w kąt.
— Ale to będzie za tydzień. Głupota ich już teraz tu zaciągać... — powiedziałaś.
— To decyzja króla i królowej. — Puffy mimo twojej niechęci uśmiechnęła się szeroko.
Gdy wciągnęła na ciebie pierwszą warstwę sukni, miałaś już dość. Byłaś pewna, że będzie ci w niej jedynie gorąco i pewnie się spocisz.
Oparłaś dłonie na stojaku, a Kara za tobą ciągnęła sznurki twojego gorsetu. Udało się go zawiązać po kilkunastu minutach, ponieważ co chwila jęczałaś, że jest ci zbyt ciasno.
Stwierdziłaś, że wyglądasz jakbyś w ogóle nie miała wnętrzności i żeber.— Jest pięknie, nie ma co narzekać. — Puffy wzięła twoją piżamę. — Zabiorę to do prania. — kierując się do drzwi, mówiła — Powinna panienka zejść na dół, śniadanie czeka.
Zamknęła za sobą drzwi, uśmiechając się ciepło.
Podeszłaś do lustra, chcąc ocenić, jak się prezentujesz.
— Ugh... no tak, jak kotlet.
Ubrałaś pantofle i następnie opuściłaś swój pokój, a skierowałaś się do jadalni.
Zamek, w którym mieszkała twoja rodzina i służba, był położony w górach, przez co nazywano was "władcami północy". Za lasem, który otaczał zamek, znajdowało się miasto, a za nim liczne wioski. To wszystko poddane w ręce twojego ojca.
— Panienko Y/N... — dwaj strażnicy skłonili się nisko na twój widok, a ty tylko kiwnęłaś głową.
Zawsze marzyłaś o byciu wojownikiem, tak jak oni. Nie byłaś jak twoja matka, która była typową salonówą, której w głowie siedziały tylko błyskotki, bale, ubrania i wysoki poziom życia. Czasem się zastanawiałaś czy to, że wyszła za ojca, to był obowiązek, czy naprawdę tego chciała.
CZYTASZ
Technoblade X Female Reader [PL]
FanficGdy Y/N pewnego dnia wbrew woli swoich rodziców opuszcza zamek i zapuszcza się w głąb lasu, spotyka tam pewnego tajemniczego młodzieńca, który spotykać jej sobie nie planował. Inspirowany jednym opowiadaniem DNF.