3.

371 20 1
                                    


Po serii wywiadów dotarliśmy w końcu do hotelu, w samym centrum Rotterdamu. W okna biły mi neony i światła z hali Ahoy, rozświetlając ciemny pokój. Leżałem wtedy na łóżku i wciąż nie wierzyłem, że tam byłem. Pamiętam, że w głowie kołatała mi myśl o tym, że musimy wygrać. Najbardziej, bałem się powrotu do domu z niczym. Nie lubiłem przegrywać, znikać w tłumie. Nie umiałem być przeciętny, to mi nie wystarczało. Byłem wówczas wciąż głodny uwagi, splendoru, świateł relfektorów skierowanych na mnie. W końcu miałem tylko dwadzieścia jeden lat, który chłopak w tym wieku, by tego nie chciał?
Uśmiechnąłem się na chwilę do własnych myśli, a potem skierowałem wzrok na list, który wciąż leżał nietknięty. Pomimo półmroku wiedziałem gdzie był. Biel koperty odznaczała się na ciemnym balcie szafki przy łóżku.
Zapaliłem kinkiet nad głową uwieszony na wezglowiu, a kiedy żółte, drażniące, zmęczone oczy, światło rozlało się po pokoju, sięgnąłem po niego. Rozdarłem papier koperty i wyciągnąłem wiadomość , jak zawsze, napisaną na ozdobnym papierze z kwiatowym motywem. Zgrabne litery napisane czarnym długopisem, układały się w krótką notatkę:


Drogi Ktosiu,

Dziś są moje urodziny. Skończyłam osiemnaście lat, ale wiesz co? Nie czuję się dorosła. Czuję się dokładnie, tak jak wczoraj, i w niedzielę. Ostatnio jest u mnie lepiej. Mama mówi, że wyglądam zdrowiej, bo ramiona nabrały w końcu kształtu.
Urodziny spędziłam nad oceanem z Lucie, mimo brzydkiej pogody. Wiesz, jak tu jest latem, ale nie narzekam, bo lubię deszcz, chyba taka już moja natura .
Mowiłam mamie, że nie zależy mi na przycięciu, ale skłamałam, bo wiedziałam , że na moją osiemnastkę tata wraca z trasy. Był pijany zanim wszedł do domu, więc szybko się zwinęłam . Krzyczał już od samochodu. Pod koniec dnia poszłam na domówkę do Roberta, był też tam Ryan, znowu się przystawiał. Żałuję, że dałam mu się całować, burknął coś o tym, że jestem łatwa. Kretyn. Czy uważasz, że ludzie tacy jak on się zmieniają? Bo ja nie.

P. S. Legalnie zapalony papieros nie smakuje tak dobrze. Chyba rzucę.

Twoja Coraline.


Chwilę wpatrywałem się w napisane na kartce słowa, i uśmiechnąłem się pod nosem. 

- Wystkiego najlepszego - mruknąłem cicho. 

Przez chwilę próbowałem przypomnieć sobie własną osiemnastkę. Zamajaczyła mi w głowie piwnica Thomasa, wypełniona przypadkowymi ludźmi ze szkoły, oparamy z trawy i alkoholem. Wtedy też, pierwszy raz widziałem kobiecie piersi - Bianci z równoległej klasy. Długo je potem, wspominałem z rozrzewieniem. Fajnie było.
Wieść o tym, że z Coraline miała się lepiej wywołała u mnie radość. Przez dwa lata regularnych wiadomości zdążyłem się, w końcu, trochę zaangażować w jej życie. Zupełnie tak, jakbym oglądał serial. Zdążyłem poznać jej rodzinę i przyjaciół, ulubione miejsca, problemy oraz marzenia. Czasami miałem wrażenie, że była i moją przyjaciółką, do której mógłbym w każdej chwili zadzwonić, wypić z nią piwo, albo kawę, ale tak naprawdę przecież, nie wiedziała o mnie nic. Nie znała nawet mojego imienia. Nie istniałem w jej świecie.

 
Niespodziewanie z zamyślenia wyrwał mnie dziwięk messengera. Na ekranie pokazało mi się zdjęcie profilowe mamy. Na nim, wciąż, miała włosy przeciągnięte czerwoną farbą, choć lata temu wróciła do czerni. Było ono zrobione w rocznicę dziadków w sali balowej pod Rzymem . Po rozwodzie rodziców mama zmniejszyła zdjęcie tak, aby usunąć z niego ojca. Jego ręka wciąż jednak obejmowała jej ramię z lewej strony zdjęcia.
Odebrałem połączenie. Pojawiła się na ekranie, z twarzą maksymalnie blisko kamery. Widziałem jej wargi, nos i jakiś sufit z którego wystawały jaskrawe lampy. Gdzieś szła, bo ekran drgał. 

Twoja Coraline.  - Damiano David, MåneskinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz