4.

276 17 7
                                    

 Ciągnąłem małą podręczną torbę po pustej ulicy prowadzącej do mojego mieszkania. W głowie wciąż, i wciąż odtwarzałem ostatnie dni, wczorajszy dzień. Łzy szczęścia piekły w oczy. Czułem się jak król świata, a niech tam, byłem, kurwa, królem świata, w tę jedną noc. Uczucie czystej ekstazy, wciąż poruszało mi duszę, kiedy przypominałem sobie twarze przyjaciół, którzy tak samo jak ja, długo nie wierzyli w to, że wracamy do ojczyzny jako zwycięzcy. Moje zdziwienie było tym większe, im więcej ludzi się do nas odzywało, z prośbą o współpracę, a gazety całej Europy się nami interesowały. Instargram i Fejsbuk zalały nas zaciekawionym nami ludźmi, którzy z dnia na dzień dostali na naszym punkcie czystej obsejsji. Byłem z nas cholernie, ale to cholernie dumny. Byliśmy w końcu małym włoskim zespołem, który w jedną noc dotknął gwiazd. 

Przeszedłem na drugą stronę ulicy, widząc już moją kamienicę, która wyłaniała się zza drzew rosnących przy chodniku. Było wcześnie rano, może przed chwilę przed szóstą. Rzym powoli budził się do życia, choć wciąż, na ulicy nie było praktycznie nikogo. Nikogo prócz siedzącej na ławce, naprzeciw mojej kamiecy, dziewczyny. Zignorował bym ją, gdyby nie te ognisto rude włosy. Pamiętam, z wrażenia wtedy aż przystanąłem na moment. Fakt iż znajdowała się na przeciwko mojego domu, tylko utwierdzał mnie w przekonaniu, że nie mógł być to przypadek.

Ruszyłem z miejsca i podszedłem, powoli, jakbym bał się, że ją spłoszę. Obejrzała się w moim kierunku, obojętnie , gdy usłyszała toczące się w jej stronę kółka.

-Posso aiutarla?* - zapytałem po włosku, żeby nie wzbudzac podejrzeń. Zaskoczona, lekko zmieszana wyglądała jakby próbowała w głowie przypomnieć sobie podstawowe zwroty w języku włoskim.

- Przepraszam, ja... Ja mówię tylko po angielsku i trochę po francusku. Parles-tu français?**

- Non, je parle beaucoup mieux anglais***- wyznałem, sam nie widząc dlaczego byłem aż tak nieśmiały. Zwykle taki nie bywałem. Pamiętam, jednak, że byłem wporost zafascynowany tym, jak jej oczy wyglądały na żywo. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Skłamałbym, gdybym powiedział, że była najpiękniejszą kobietą jaką widziałem, bo tak nie było, ale miała w sobie coś iście hipnotyzującego. Uśmiechnąła się na moje słowa.

- To dobrze, bo też kiepsko mówię. Jestem pewna, że nie zamówiłabym nawet obiadu. 

- Ja też !- zaśmiałem się po czym się zbliżyłem . - Pytałem czy potrzebna Pani pomoc? 

- Nie, przyszłam pożegnać się ze starym przyjacielem - wyznała, widziałem jak przelotnie zerknęła na list. Wzbudziła u mnie niepokój, mimo tego, że pożegnanie było mi na rękę. Wyjeżdżała z Irlandii? Dlaczego tak nagle chciała urwać kontakt? 

- Wyjeżdża pani z Rzymu ? - grałem, czując się jak idiota. Puściła mi przelotne, zaciekawione spojrzenie. 

- Tak, tak jakby. Ma Pan duże szczęście tu mieszkać cały rok, piękne miasto. 

- Jestem Damiano - wyciągnąłem w jej kierunku dłoń. Zaskoczona wstała na moment, żeby się przywitać. Uścisnąłem jej drobną rękę. Na moment przytrzymałem jej spojrzenie. Morskie tęczówki nie pozwalały mi się długi nimi zachwyć. Opuściła nieśmiało wzrok. 

- Coraline. 

- Przyjechałaś na wakacje? 

- Nie. Właściwie to przyjechałam kogoś odwiedzić - zaintrygowała mnie, czyżby miała tu kogoś? Rodzinę? Nigdy nie wspominała o tym w listach. - Nie zdążyłam jeszcze nic zwiedzić. 

- Mogę pokazać ci parę miejsc, znam Rzym bardzo dobrze - czułem się jak akwizytor tak ją nagabując, ale bałem się, że kiedy odejdzie, już jej nie spotkam. A przecież, miałem tyle pytań. 

Twoja Coraline.  - Damiano David, MåneskinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz