5.

262 19 2
                                    

 Byliśmy jeszcze w kilku miejscach, choć nie obyło się bez przeszkód. Tłumy zbierających się z każdą godziną turystów, sprawiły, że nie zabrałem jej wszędzie, gdzie chciałem. Ba, nie zabrałem jej niemalże nigdzie, bo Rzym jak każde miasto posiadał wiele miejsc wartych poznania.

- Cudownie jest - powiedziała zerkając na mnie znad ciemnych okularów. Siedzieliśmy przy jednej z fontann, aby móc się trochę ochłodzić. Szczególe Coraline, choć nic nie mówiła widziałem, że źle znosiła wysoką temperaturę. Wypieki na bladaj skórze i skraplający się jej na ciele pot, mówiły same za siebie. Z tego co wiedziałem, W Irlandii średnie temperatury latem nie przekraczały dwudziestu stopni.

 
Ja sam, nie miałem takich problemów, owszem było mi ciepło, ale zwykłem przebywać w takich temperaturach od urodzenia. Patrzałem chwilę na jej lekko zarumienioną ciepłem i słońcem twarz. Biła z niej radość, i czułem, że było jej to potrzebne po tak ciężkim roku jaki miała.

- Byłaś już kiedyś w Rzymie? 

- Nie, nigdy, ale zawsze chciałam. Lubię takie stare miasta. Tam skąd pochodzę, nie ma takich budowli. Jest raczej dość pusto i nudno - dopijała swoją mrożoną kawę z plastikowego kubka ze słomką. Kostki lodu zatrzęsły się niespokojnie, gdy próżno już było w środku szukać napoju. 

- A skąd jesteś? - zagaiłem. Czułem się trochę głupio tak ukrywając to, że tak na prawdę wiedziałem o niej sporo, w końcu kiedyś musiałem się przyznać. 

- Z Irlandii. Tam są duże przestrzenie, owce, dużo deszczu i mgły. 

- Myślałem, że lubisz deszcz - wymknęło mi się, a ona puściła mi zdziwione spojrzenie, na które naprędce odpowiedziałem. - Widać, że ciężko znosisz takie słońce. 

- O, tak, trochę się spociłam... - zakłopotała się poprawiając włosy. Związała je w kucyk. Czułem się jak zupełny idiota, widząc jak straciła nagle całą pewność siebie. Była to zarazem najlepsza i najgorsza randka na jakiej byłem. Jeszcze nigdy nie udało mi się aż tyle razy palnąć gafy, i sprawić by dziewczyna poczuła się ze sobą nieswojo.

- Nie o to mi chodziło... 

- W porządku... - wstała i wyrzuciła kubek, a potem wróciła do mnie energicznie. Stanęła na przeciwko. - Gotowy? 

- Na co? 

- Na dalsze zwiedzanie! - Uśmiechnąłem się i wstałem zerkając na zegarek. 

- Tak właściwie, to powoli powinniśmy się zbierać. Zanim dojedziemy do Thomasa to zleci godzina. 

- Już? A jeszcze nie widzieliśmy tylu rzeczy... 

- Jutro też mogę cię gdzieś zabrać, jeśli tylko chcesz - puściła mi badawcze lekko zaskoczne spojrzenie. Nie ufała mi, jak sądziłem. Zastanawiała się, zapewne, gdzie był haczyk. Wcale się temu nie dziwiłem. Nie spotykała na swojej drodze, z tego co mi pisała, ludzi, którym warto było zaufać. Mimo, że nerwowość przykrywała uśmiechem, widziałem, że cały czas była czujna. Szczególnie na moje reakcje. - Jutro też nie planuję cię zamordować - dodałem, a ona w odpowiedzi się lekko uśmiechnęła.


 *


   Tramwaj zatrzymał się w nowszej części miasta. Wysiedliśmy, a powietrze było tak gęste, że zdawało się stać w miejscu. Niosłem wino, które kupiła Coraline i zgrzewkę piwa, które dostałem w jednym z dyskontów w centrum przy przystanku.         
 Skierowaliśmy się na osiedle domków jednorodzinnych. Doskonale znałem te okolicę, to tu codziennie po szkole powstawał Maneskin. W piwnicy Thomasa, zupełnie tak jak i moja osiemnastka, działy się same pamiętne rzeczy.

Twoja Coraline.  - Damiano David, MåneskinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz