Byliśmy jeszcze w kilku miejscach, choć nie obyło się bez przeszkód. Tłumy zbierających się z każdą godziną turystów, sprawiły, że nie zabrałem jej wszędzie, gdzie chciałem. Ba, nie zabrałem jej niemalże nigdzie, bo Rzym jak każde miasto posiadał wiele miejsc wartych poznania.
- Cudownie jest - powiedziała zerkając na mnie znad ciemnych okularów. Siedzieliśmy przy jednej z fontann, aby móc się trochę ochłodzić. Szczególe Coraline, choć nic nie mówiła widziałem, że źle znosiła wysoką temperaturę. Wypieki na bladaj skórze i skraplający się jej na ciele pot, mówiły same za siebie. Z tego co wiedziałem, W Irlandii średnie temperatury latem nie przekraczały dwudziestu stopni.
Ja sam, nie miałem takich problemów, owszem było mi ciepło, ale zwykłem przebywać w takich temperaturach od urodzenia. Patrzałem chwilę na jej lekko zarumienioną ciepłem i słońcem twarz. Biła z niej radość, i czułem, że było jej to potrzebne po tak ciężkim roku jaki miała.- Byłaś już kiedyś w Rzymie?
- Nie, nigdy, ale zawsze chciałam. Lubię takie stare miasta. Tam skąd pochodzę, nie ma takich budowli. Jest raczej dość pusto i nudno - dopijała swoją mrożoną kawę z plastikowego kubka ze słomką. Kostki lodu zatrzęsły się niespokojnie, gdy próżno już było w środku szukać napoju.
- A skąd jesteś? - zagaiłem. Czułem się trochę głupio tak ukrywając to, że tak na prawdę wiedziałem o niej sporo, w końcu kiedyś musiałem się przyznać.
- Z Irlandii. Tam są duże przestrzenie, owce, dużo deszczu i mgły.
- Myślałem, że lubisz deszcz - wymknęło mi się, a ona puściła mi zdziwione spojrzenie, na które naprędce odpowiedziałem. - Widać, że ciężko znosisz takie słońce.
- O, tak, trochę się spociłam... - zakłopotała się poprawiając włosy. Związała je w kucyk. Czułem się jak zupełny idiota, widząc jak straciła nagle całą pewność siebie. Była to zarazem najlepsza i najgorsza randka na jakiej byłem. Jeszcze nigdy nie udało mi się aż tyle razy palnąć gafy, i sprawić by dziewczyna poczuła się ze sobą nieswojo.
- Nie o to mi chodziło...
- W porządku... - wstała i wyrzuciła kubek, a potem wróciła do mnie energicznie. Stanęła na przeciwko. - Gotowy?
- Na co?
- Na dalsze zwiedzanie! - Uśmiechnąłem się i wstałem zerkając na zegarek.
- Tak właściwie, to powoli powinniśmy się zbierać. Zanim dojedziemy do Thomasa to zleci godzina.
- Już? A jeszcze nie widzieliśmy tylu rzeczy...
- Jutro też mogę cię gdzieś zabrać, jeśli tylko chcesz - puściła mi badawcze lekko zaskoczne spojrzenie. Nie ufała mi, jak sądziłem. Zastanawiała się, zapewne, gdzie był haczyk. Wcale się temu nie dziwiłem. Nie spotykała na swojej drodze, z tego co mi pisała, ludzi, którym warto było zaufać. Mimo, że nerwowość przykrywała uśmiechem, widziałem, że cały czas była czujna. Szczególnie na moje reakcje. - Jutro też nie planuję cię zamordować - dodałem, a ona w odpowiedzi się lekko uśmiechnęła.
*
Tramwaj zatrzymał się w nowszej części miasta. Wysiedliśmy, a powietrze było tak gęste, że zdawało się stać w miejscu. Niosłem wino, które kupiła Coraline i zgrzewkę piwa, które dostałem w jednym z dyskontów w centrum przy przystanku.
Skierowaliśmy się na osiedle domków jednorodzinnych. Doskonale znałem te okolicę, to tu codziennie po szkole powstawał Maneskin. W piwnicy Thomasa, zupełnie tak jak i moja osiemnastka, działy się same pamiętne rzeczy.
CZYTASZ
Twoja Coraline. - Damiano David, Måneskin
Fanfiction🐧Krótkie opowiadanie ispirowane piosenką "Coraline" zespołu Måneskin. Na adres domu Damiano od kilku lat przychodzą listy. Kim jest Coraline i czemu pisze Damiano? Czemu frontmen zespołu napisał piosenkę o rudowłowej dziewczynie? Co się stało z Cor...