13. Nie potrafię powiedzieć, dokąd zmierzamy

87 11 4
                                    

Nathaniel miał nadzieję, że po zabraniu Eddiego do szpitala poczuje się lepiej. Nic bardziej mylnego. Odkąd lekarze zabrali jego chłopaka, tyle go widział – rzekomo nie mogli wpuszczać nikogo spoza rodziny. Mieli gdzieś, że on jest dla niego jak rodzina. Jedynie jeden z lekarzy, zresztą niezbyt legalnie, udzielał mu informacji za autograf dla córki. Nathaniel chyba wolałby nie wiedzieć, co podejrzewają lekarze, gdy nie mógł wejść do Eddiego i go zobaczyć – wtedy mógłby wmawiać sobie, że wszystko jest w porządku. Białaczka nie była w porządku. 

Nie chciał rozmawiać z Patrickiem i Gabrielem, mimo że ci nagle wydawali się być milsi niż kiedykolwiek. Arthur wciąż upierał się, że dzisiejszy koncert się odbędzie i to przekazał Davidowi, gdy ten zadzwonił do niego z informacją, w którym szpitalu są i przekazał, że Eddie prawdopodobnie będzie wymagał dłuższego leczenia – Arthur powiedział, że ma zabrać Eddiego ze szpitala choćby siłą. To sprawiło, że Nathaniel potrzebował nie tylko tego, aby się wygadać, ale potrzebował też rady i wręcz pomocy. Na liście swoich kontaktów miał tylko jedną osobę, która realnie mogła pomóc i niestety była to osoba, z którą ostatnio rozmawiał zdecydowanie zbyt często – Matt Romer. Alternatywą był ojciec Eddiego, bo on często miał dobre pomysły, ale nie chciał go martwić, dopóki diagnoza się nie potwierdzi.

Wybrał więc numer byłego kochanka i menedżera, modląc się, że nie popełnia błędu. Mimo wszystko Matt był człowiekiem, który przyczynił się do śmierci jego ojca i Nathaniel wciąż miał to z tyłu głowy. 

Matt Romer, słucham?

— Cześć, to ja — powiedział słabo. — Mamy problem.

Tylko nie mów, że powiedzieliście Arthurowi o tym, co ci dzisiaj powiedziałem — w jego głosie było słychać błaganie i jednocześnie rezygnację, a Nathaniel przygryzł wargę. Może faktycznie powinni póki co zachować to dla siebie?

— To też, ale nie dlatego dzwonię — poinformował go. — Jesteśmy w szpitalu.

Eddiemu się pogorszyło? — spytał, a Nathaniel nie był pewien czy powinien ufać tonowi głosu Matta. Wątpił, aby ten faktycznie tak bardzo się tym przejął.

— Lekarze podejrzewają białaczkę, ale czekamy jeszcze na wyniki. Patrick i Gabriel o nas wiedzą, ale nie wiem czy to lepiej, czy gorzej... — wziął głęboki oddech. Nagle poczuł, że nie chce mówić mu za dużo, mimo że już sporo słów opuściło jego usta. — Arthur upiera się, że nie odwoła koncertu i nie wiem, co robić.

Zignorujcie go. To nie tak, że trafiliście do szpitala pięć minut przed koncertem. Jeśli nie odwoła na czas, to on wyjdzie na idiotę. 

— I tylko tyle? — spytał niepewnie, bo wątpił, aby to było wystarczające rozwiązanie.

Na razie tak. Resztą ja się zajmę. O ile mi zaufasz.

Nathaniel przymknął oczy. Wiedział, że Matt próbował odpokutować swoją przeszłość i faktycznie im pomagał, ale to nie oznaczało, że nagle wszystko między nimi było w porządku. Stał się osobą, z którą Nathaniel był gotów rozmawiać o sprawach prywatnych, ale to wciąż niczego nie zmieniało. Nie był w stanie zaufać Mattowi i wątpił, aby kiedykolwiek w przyszłości miało się to zmienić. Myśl o tym, że mógłby stracić Eddiego odblokował wspomnienia, które Nathaniel starał się tłumić – Matt był prawie mordercą. Nic nie mogło tego zmienić.

— Przepraszam, ale nie potrafię — powiedział po dłuższej chwili ciszy. Chciałby, aby jego głos brzmiał pewniej, ale nagle to wszystko wróciło i miał wrażenie, że zaraz się popłaczę. 

W siódmym niebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz